Close the door, throw the key...

piątek, 28 września 2012

Rozdział 35

- No ty sobie chyba żartujesz?!- powiedziałam.
- NIEEEEEEEEEEEEEEE!!!- krzyknęli chłopcy- Rose nie może od nas jechać!!!
Hmm... Nie chciałam jechać od chłopaków. Są teraz moimi "braćmi" i przyjaciółmi. Nie mogę tak po prostu jechać do domu. Teraz TU jest mój dom. W Londynie mam Nialla, Liama, Louisa, Hazzę, Zayna, Elaenor... A w Wolverhampton??? Nie mam zupełnie nic... Tylko mamę i Richarda. I nic więcej!!!
- Kochanie, przecież rozmawialiśmy o tym- Richard zwrócił się do mojej mamy- Jeżeli chce, może zostać z chłopakami. Liam jest przecież odpowiedzialny, zajmie się nią.
- Ale... Co ze szkołą?- zapytała moja rozdzicielka, chociaż wiedziałam, że nie o to jej chodzi.
- W Londynie też są szkoły- powiadomił ją mój ojczym.
Wzruszyła ramionami i wydukała jakieś tępe "OK".
I to był jeden z tych wielu momentów, w których One Direction ma zaciesz na MAXA i zachowują się jak małpy w ZOO. Ale to jest równocześnie jeden z tych powodów, dla których chcę zostać tutaj, w Londynie.
Pocałowałam Nialla ze szczęścia i wtedy...
- Wy jesteście razem?- zapytała mama.
Kiwnęłam głową.
- No... Wiesz...- zaczęłam- Tak, trochę.
Mama nie wyglądała na zachwyconą, ale minimalnie uniosła kąciki ust ku górze. Posłałam jej pełne wdzięczności spojrzenie, bo chyba wiecie, jak to jest z matkami...
Liam zaczął zbierać talerze ze stołu, oczywiście uprzednio pytając każdego po 500 razy, czy zakończył konsumpcję obiadu, i wpakował je do zmywarki. Zrobił kawę Richardowi i z powrotem usiadł pośród nas.
- Może... opowiedz nam coś o sobie Niall- zaproponowała mama.
KURDE! A jednak! Bez SIARY się nie obejdzie, co? A miało być tak pięknie.
Mój chłopak był jednak zachwycony tym pomysłem i już po kilku sekundach zaczął streszczać (o dziwo bardzo obszernie) swoją irlandzką historię rodzinną.
- Gdy mój tata umarł, moja mama, Maura Horan- albo mi się wydawało, albo na dźwięk tego imienia, moja rodzicielka lekko się wzdrygnęła- niezbyt sobie radziła z jego śmieracią i przez pierwsze pięć lat wychowywała mnie ciocia. Mama była wtedy w- tu uciął i pojedyncza łza, która do tej pory kręciła mu się w oku, wypłynęła na zewnątrz- ośrodku psychiatrycznym. Teraz czuje się już dużo lepiej, ale nadal jest jej ciężko...
Mama cały czas przyglądała się blondynkowi, jakby powiedział coś, czego niegdy nie powinna usłyszeć. Byłam pewna, że coś jest nie tak.
- Rose... Możemy się przejść?- zapytała.
Richard spojrzał na nią, jakby właśnie popełniała jakieś przestępstwo, ale po jakimś czasie kiwnął głową ze zrozumieniem i zdenerwowany upił łyka kawy.
- Jasne możemy iść- powiedziałam i niechętnie udałam się w stronę drzwi.
- Ja też chcę!- krzyknął Liam.
- Proszę Cię... To rozmowa w cztery oczy, synu. Muszą sobie coś wyjaśnić- Richard zgasił zapał Liama. Ja... Byłam PEWNA, że coś się święci. I to nie za bardzo mi pasowało.
Wyszłyśmy z mamą na dwór. Przechadzałyśmy się londyńskimi uliczkami, i choć znałam je na pamięć, nie patrzyłam gdzie idę. W końcu usiadłyśmy na ławce na jakimś zadupiu, gdzie nie było żywej duszy.
- Renesme musimy porozmawiać- odezwała się mama podniosłym tonem- Jeżeli po tym wszystkim nie będziesz chciała mnie znać, zrozumiem. I z góry przepraszam, że tak długo to ukrywałam, ale...
- JEZU! No mów już wreszcie! Przecież to nie może być nic strasznego- pospieszyłam ją.
- Dziewiętnaście lat temu trochę pokłóciłam się z twoim ojcem. On wyjechał. Nie wracał przez tydzień, jednak potem pojawił się w domu...
- Przejdź już do rzeczy!!!
- Rose, ja... Ja nie jestem twoją prawdziwą matką...
I wtedy mnie zatkało. Czułam, że moje życie właśnie legło w gruzach. Że straciłam coś cholernie ważnego...
- JAK TO K***A NIE JESTEŚ MOJĄ PRAWDZIWĄ MATKĄ?!- wrzasnęłam tak głośno, że gdyby był tutaj jakiś człowiek, już dawno zadzwonił by na policję za naruszanie spokoju mieszkańców.
- Nie krzycz tak, proszę cię- powiedziała przez łzy- twój ojciec mnie zdradził. Ja mu wybaczyłam. Ja... Jestem bezpłodna i... Zawsze chciałam mieć dziecko. A kiedy on powiedział mi o tym, że twoja prawdziwa matka nie będzie w stanie cię wychowywać, ja... Cię przygarnęłam... I zawsze  będziesz moją córeczką.
- JAK TO PRZYGARNĘŁAŚ? CZY TY SIĘ W OGÓLE SŁYSZYSZ, KOBIETO?! Czyli mam rozumieć, że przez cały ten czas wychowywali mnie obcy ludzie, tak?! No to naprawdę fantastycznie!!!- krzyczałam ile sił w płucach, a możecie mi zaufać, że moje płuca mają naprawdę siłę jak strongman.
- Nie denerwuj się- "mama" płakała.
- Wiesz, co? WAL SIĘ!!!- wysyczałam i pobiegłam w stronę domu- Mam cię gdzieś! Nienawidzę cię!- krzyknęłam na odchodne.
***
Wtuliłam głowę w poduszkę. Nie chciało mi się żyć!!! To się nie trzyma kupy:
przez pięć lat wychowywał mnie mój przwdziwy ojciec i moja "sztuczna" matka,
potem (po śmierci prawdziwego ojca) mieszkałam ze "sztuczną" matką, "sztucznym" ojcem i "sztucznym" bratem.
JPDL!!! Dlaczego akurat ja????!!!!
- Rose otwórz!- do mojego pokoju zaczęli dobijać się chłopcy i Richard.
Mama wróciła tu, do domu. Jestem tego pewna. Słyszałam bowiem trzask drzwi pokoju gościnnego i całkiem donośny szloch, który być może dochodził nawet do sąsiadów.
- WYPIER**LAJCIE!!!- krzyknęłam i zaczęłam jeszcze bardziej ryczeć.
Usłyszałam zgrzyt klucza w zamku. NO TAK! Mój geniusz! Przecież Liam ma drugi klucz w razie czego... KUŹWA!!!
Do mojego pokoju wpakowali się wszyscy chłopcy, lecz Richard wygonił ich, mówiąc, że chce ze mną pogadać w cztery oczy.
- Mała, jak się czujesz?- zapytał, gdy Niall opuścił pomieszczenie. Mój chłopak wyglądał na bardziej załamanego moim stanem, niż ja sama.
- A jak mam się k***a czuć? Nie mam matki, nie mam ojca!!! Nie no wszysto jest The BEST!!! Idziemy na pizzę to uczcić?- spytałam i ponownie schowałam twarz.
- Masz mamę, masz mnie... Kochamy cię Rose. Jesteś dla nas bardzo ważna i dla nas zawsze będziesz "naszą córką". Niezależnie od tego, czy będziesz chciała nią być, czy nie. Jeżeli nie chcesz ze mną rozmawiać, w porządku, ale... Z mamą musisz sobie wszystko wytłuamczyć- powiedział.
- To co mam ją do jasnej cholery przepraszać, tak?
- Nie, nie masz jej przepraszać- zaczął- masz z nią pogadać.
- Przykro mi Richard, ale ja najpierw sama musze sobie to poukładać...
- Rozumiem- szepnął.
- A ty... Wiesz kto jest moją prawdziwą matką? Kto mnie urodził?- zaciekawiłam się.
- Może powinnaś zapytać tej mamy, która cię wychowała... Jak własne dziecko, pamiętaj o tym- wyszedł z pokoju i znów zostałam sama z tym wszystkim.
I zaczęło się rozmyślanie... Nad sensem życia generalnie... A to miały być najlepsze wakacje w moim życiu!!!
***
Obudziłam się... Choć po tym, co wczoraj usłyszałam, wcale mi się nie chciało. Osiemnaście lat żyłam w kłamstwie. Nie miałam obok siebie nikogo "prawdziwego". I dopiero teraz się o tym dowiaduję.
Zwlokłam się z łóżka, lecz dopiero za piątym razem mi się to udało, gdyż moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Widać były tak samo skrzywdzone, jak moje serce, mózg...
Zerknęłam w lustro. MASAKRA! Wyglądałam, jak potwór. Podpuchnięte powieki, rozczochrane włosy, sine usta, blada twarz... Nigdy nie widziałam siebie w takim stanie.
Nie miałam ochoty nic robić. Położyłam się z powrotem w łóżku i nakryłam kocem po sam nos.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie odzywałam się, ale jak widać, ten ktoś się tym jakoś specjalnie nie przejął, tylko spokojnie wlazł do środka.
- WYJDŹ- zarządałam, nie wiedząc nawet kim jest osoba, która śmie zaburzyć moje (i tak już nieźle zrujnowanie) zdrowie psychiczne.
- Rose... Przepraszam- to była moja "mama".
- Dlaczego? Ja się pytam: dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłam?- zapytałam raczej sama siebie.
Zapadła cisza.
- A kto mnie... no wiesz... Z kim tata...- nie wiedziałam, jak dobrać słowa.
- Kto cię urodził?- spytała.
Kiwnęłam głową, a mama otworzyła usta, by udzielić odpowiedzi.
- Więc...
_______________________________________________________________________________
HEJ! Rozdział 35!!!
Pragnę serdecznie podziękować mojej najlepszej na świecie przyjaciółce, Jossie, która na lekcjach matematyki obdarzyła mnie niesamowitymi pomysłami na bloga. Jest pokręcona, ale wyobraźnie ma przednią. JESTEŚ NAJLEPSZA i nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. KOCHAM CIĘ!!!!!!!!!!!!!!!
No... Ckliwą i pompatyczną część mamy za sobą, teraz ta monotonna:
Więc... Jak się podoba rozdział? Nie spodziewaliście się takiego zwrotu akcji? To czekajcie, co będzie dalej!!!
Dzięki za komentarze i... Jest jeszcze jedna sprawa, albowiem razem z Agniesią (którą serdecznie z tego miejsca pozdrawiam) założyłyśmy bloga 1d-takemehome.blogspot.com. Zapraszam na niego! Już niebawem pierwsze rozdziały, ale narazie poczytajcie wstęp...
Kocham Was <3
A rozdział dedykuję mojej wspaniałej, Jossie i wszystkim wiernym czytelniczkom bloga <3
Kocia3ek

środa, 26 września 2012

Rozdział 34

Obudził mnie krzyk Louisa:
- Harry! Widziałem Cię w telewizji!!
Potem usłyszałam, że ktoś głośno zbiega po schodach.
- SERIO?- usłyszałam pełen podjarki głos Hazzy- Gdzie?!
- Na Animal Planet.
Potem słychać było już tylko jakieś trzaski i piski Lou.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową z rozbawieniem. Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wybrałam ubrania i poszłam do łazieneczki, aby wykonać wszystkie poranne czynności. Po uczesaniu włosów w niedbałego warkocza (z którego co chwila wylatywały mi jakieś pasma, ale nie chciało mi się ich poprawiać), zeszłam na dół do chłopców.
Moim oczom ukazał się dość zabawny, jednakże (w naszym przypadku) całkiem normalny widok. Albowiem: Harry płakał, Niall gonił Louisa wymachując patelnią, Zayn przeglądał się w łyżce, Liam na niego wrzeszczał. Ogółem- wszystko w normie.
- Hazzuś... Co się stało?- usiadłam koło Loczka na kanapie i poklepałam go po plecach.
- Bo... Zayn mi odciął jednego loczka...- mówił przez łzy.
- Zayn, popierdzieliło cię do reszty?- zwróciłam się do mulata, na co on tylko wzruszył ramionami, więc rozpoczęłam powtórną konwersację ze spazmującym osiemnastolatkiem- Wszystko będzie dobrze.
- Ale on będzie samotny!
- Nie będzie, nie będzie. Przykleimy go!- zaproponowałam i poleciałam do pokoju po taśmę. Tak, wiem! Jestem lekko porąbana, ale cóż... Przy nich nie da się inaczej!
Przykleiłam Hazzie kosmyk włosów do reszty fryzu.
- Będzie?- zapytałam.
- Mogłoby być lepiej, gdyby ten idiota go nie uciął!!!- zmierzył Malika zabójczym spojrzeniem.
Potem zaczęli się "kłócić", ale zakończyło się to oczywiście niepochamowanym śmiechem zarówno  ze strony poszkodowanego, jak i oskarżonego.
Po jakimś czasie wspólnie zasiedliśmy do śniadanka.
- Chcesz herbatę?- zapytałam Liama.
- No- mruknął.
- To mi też zrób- powiedziałam i zabrałam się za pałaszowanie kanapki z dżemorem.
On natomiast postawił na minę "WTF?", jednak posłusznie zajął się stawianiem wody na herbatkę.
Gdy już zakończyliśmy konsumpcję śniadania, poczęliśmy "WPD (Wielkie Porządki Domowe)". Na początku strasznie się wygłupialiśmy, ale jak się skapnęliśmy, że już za dwie godziny jedziemy po Richarda i moją mamę na lotnisko, przyspieszyliśmy i TROCHĘ spoważnieliśmy.
***
Jesteśmy w samochodzie. "Jesteśmy" tzn. ja i Liam. Chłopcy zostali w domu. Harry robi obiad, Niall zapewne mu pomaga (xD), Louis wybiera odpowiednią bluzkę w paski, a Zayn sprząta swój ogromniasty syf w pokoju.
- I jak ci się jest z Niallem?- zapytał mój brat, zciszając głos Nicki Minaj, który towarzyszył nam do tej pory w radiu.
Wtedy zaczęłam się na poważnie zastanawiać nad naszym związkiem. Czy on ma w ogóle jakiś sens?! W sumie moje relacje z nim nie różnią się praktycznie niczym od tych z Harrym, lub Louisem.
- Nijak- wzruszyłam ramionami- Stoi w miejscu.
- Przeszkadza ci to?
- Trochę- stwierdziłam.
- To ja ci dam radę- zaczął. OHO! Wszechwiedzący Liam Payne wkracza do akcji- Daj mu trochę czasu. Nialler to jeszcze dzieciak.
- Liam! On ma 19 lat! Jaki tam dzieciak?
- No... Ma 19. Ale w środku jest jeszcze niedojrzałym pięciolatkiem.
- I to źle!
- Nie chcesz z nim już być?- spytał.
- Chcę- zawahałam się- Tylko... nie w ten sposób.
Resztę drogi na lotnisko spędziliśmy w ciszy. Z jednej strony cieszę się, że wygadałam się Liamowi, ale z drugiej... Co jeśli on powie o wszystkim Niallowi? NIE! On taki nie jest...
***
- MAMA!!!!- rzuciłam się mojej rodzicielce w ramiona, gdy tylko zobaczyłam ją a tłumie na lotnisku.
Przywitałyśmy się kulturalnie. Liam przybił piątkę z Richardem...
- Cześć- powiedziałam do ojczyma.
On tylko mnie przytulił. Czułam się dziwnie, bo przecież przez tyle lat miałam go głęboko gdzieś, traktowałam jak śmiecia. A teraz? On mnie przytula!
Wzięłam walizkę mamy i w czwórkę powędrowaliśmy do samochodu. Po drodze Liama zaczepiły jakieś fanki, ale dał im autografy i się odpierniczyły, że tak powiem.
- Wiesz jak się martwiliśmy o ciebie, jak wyjechałaś?- zaczęła kazanie mamusia, gdy tylko wsiedliśmy do autka.
- Domyślam się- powiedziałam- Sorki.
Resztę drogi gadaliśmy o różnych głupotach. Dowiedziałam się, że mama dostała awans. SUPER! Chociaż w sumie, mi to zwisa i powiewa, ale jak ona się cieszy, to ja też. Jestem jej to winna.
Zajechaliśmy pod dom. Wyszliśmy z pojazdu, Liam wyjął walizki z bagażnika i powędrowaliśmy w stronę drzwi. Otworzyliśmy je i wpakowaliśmy się do środka. Przywitali nas oczywiście chłopcy, którzy zakończyli już całą swoją robotę.
I się zaczęło: "Ale ty wyrosłeś", "Louis, jak ty wydoroślałeś"...
Gdy ten cały cyrk dobiegł końca, zasiedliśmy wspólnie przy stole, aby spożyć wykonaną przez Hazzę zapiekankę. Moja mama cały czas chwaliła jego geniusz kulinarny.
- Kiedy jedziecie?- zapytałam.
- Nie "jedziecie", tylko "jedziemy"- poprawiła mnie.
I wtedy mnie zatkało.
- Jak to "jedziemy"?- wydukałam.
- Wracasz z nami- odparła, jakby to było najlogiczniejszą rzeczą na świecie.
_________________________________________________________________________________
Hej! Mamy rozdział 34! Co o nim sądzicie?
Tak, wiem, że teraz piszę słabe rozdziały, ale... PRZEPRASZAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Rozdział jest dość późno i jest krótki, ale nie mam ostatnio jakoś strasznie dużo czasu, jednakże postaram się pisać jak najczęściej.
Acha- i takie sprostowanie malutkie. W poprzednim rozdziale (chyba) napisałam, że nie mam weny. Kilka osób (tak mi się wydaje) odebrało to tak, że już nie będę pisać. NON SENS! Będę pisać dalej! Mam taką nadzieję. Ale wasze pomysły bardzo mi się przydadzą, więc piszcie do mnie, jak jakiś macie, lub po prostu chcecie sobie pogadać.
GG: 4935256
No a tak wgl. Czuję się już coraz lepiej. "Choroba" mi przechodzi... A u was co tam?
Kocham was i gorąco pozdrawiam!
Kocia3ek

czwartek, 20 września 2012

Rozdział 33

Ledwo usiedliśmy na sofie (zmęczeni dwudziestoma rundkami w twistera), zadzwonił telefon Liama.
- Cicho!- uciszył nas i nadusił zieloną słuchawkę.
Popatrzyliśmy na niego zaciekawieni.
- Hej Simon! Nie, nie robimy niczego ważnego... Nie przeszkadzasz... Tak, na pewno mamy czas... Rose??? Tak, jest z nami... Okay... Pa- tyle usłyszeliśmy z jego krótkiej wymiany zdań przez telefon komórkowy.
I zaczęło się.
- To Simon?- zapytał podjarany Lou.
- Czego chciał?- Harry stanął na fotelu z wrażenia. Co prawda zaraz po tym z niego spadł, ale nie ważne...
- Zwalnia nas?- napisał Zayn w notesie, który mu podarowaliśmy na czas, gdy nie będzie mógł jeszcze mówić.
- Kupił cukiernię i chce, żebyśmy ją przetestowali?- źrenice Nialla wyraźnie się rozszerzyły.
- Czemu pytał o mnie?- spytałam zdziwiona.
- Simon. Mamy przyjechać do studia. Nie, Zayn, nie zwalnia nas, JESZCZE! Nie kupił cukierni. Sam nie wiem- Liam odpowiedział na każde z naszych pytań, po czym dodał- Lepiej się zbierajmy, jeżeli nie chcemy się spóźnić.
- Wstąpimy po drodze do cukierni!- zarządził Nialler.
- NIE!!!- wrzasnęliśmy chórem i każdy polazł do siebie, żeby się przygotować do wyjścia.
Nie miałam zielonego pojęcia w co się ubrać, a tym bardziej, po co jestem potrzebna Cowell'owi. Może chce mnie po prostu zjechać za to, że mieszkam z chłopakami i że... No nie wiem... Zabieram im cenny czas, który powinni poświęcać swojej karierze?
Po dwudziestu minutach "modlenia" się do szafy, wybrałam odpowiedni (według mnie) zestaw i powędrowałam z nim do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, podkręciłam włosy i... Voilà! Byłam gotowa do wyścia!
Gdy zeszłam na dół oczywiście czekali na mnie wszyscy oprócz Zayna. Z jednej strony: dobrze, bo nie byłam ostatnia, ale z drugiej: źle, bo się spóźnimy, jak tak dalej pójdzie.
W końcu jednak nasza "Primadonna" raczyła się zjawić i wszyscy razem wsiedliśmy do samochodu. Włączyliśmy radio na maxa.
W progu biura Simona Cowella znaleźliśmy się w pół godziny. Liam zapukał do drzwi i nieczekając na jakiekolwiek "Proszę" z drugiej strony, nacisnął klamkę i wszedł do środka, a my zaraz za nim.
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to miejsce. Myślałam, że będzie tak... chłodno i w ogóle. A nie było! Na środku stał stół, w okół niego kilka śnieżnobiałych, skórzanych sof. Tradycyjnie nie zabrakło także potężnego biutka z laptopem i wielgachnego regału z różnymi dokumentami...
Simon oderwał na chwilę komórkę od ucha, uśmiechnął się do nas ciepło, wskazał gestem, abyśmy usiedli i wrócił do konwersacji.
- Dobrze Cheryl- zakończył- Tak, postaram się to załatwić. Miłego wieczoru!
Byłam... Przerażona? Nie wiedziałam, co mnie teraz czeka. O co w tym wszystkim chodzi?
Cowell usiadł dokładnie na przeciwko mnie, po czym zwrócił się do chłopaków.
- Jak tam? Coś nowego?- zapytał z troską.
- Zayn stracił głos- poinformował go Louis
- No to słabo- mężczyzna uśmiechnął się promiennie do "poszkodowanego" i poklepał go po ramieniu- Będzie dobrze! Tylko mi się kuruj!
Zapadła dziwna cisza.
- Dobra, dobra. Nie będe owijał w bawełnę- odezwał się w końcu Simon- Chodzi o Renesme...
- Jeżeli chodzi ci o nasz związek, to- zaczął Niall.
- Nie, nie chodzi mi o wasz... CO?! Jesteście razem?- zdziwił się- A w sumie, co mi tam? Szczęścia życzę!
Jak przystało na kulturalnych ludzi, podziękowaliśmy mu z uśmiechem.
- Rose- zwrócił się do mnie- Na ostatnim koncercie, bardzo spodobałaś się pewnemu facetowi. A konkretnie twój głos mu się spodobał. I ten facet bardzo chciałby, abyś dla niego pracowała. Co na to powiesz?
Moje serce odpierdzielało jakiś dziki taniec tam wewnątrz.
- Zależy kim jest ten facet- starałam się być poważna.
- Znasz go... Nazywa się Simon Cowell- uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę- Wchodzisz w to?
- Wchodzę- powiedziałam bez namysłu, chwytając jego dłoń.
Reakcja chłopców??? Nie do opisania! PSYCHOLE- wyraża więcej niż 1000 słów.
***
Po podpisaniu umowy, którą najpierw oczywiście prześledziłam wzrokiem kilka razy i umówieniu kolejnego terminu spotkania z ludźmi z wytwórni, wyszliśmy z chłopcami ze studia.
- Trzeba to uczcić!- krzyknął Liam.
- Cukiernia- zaproponował Niall.
- Co ci się do jasnej cholery stało z tą cukiernią?! Ogarnij się! Nie pójdziemy do żadnej cukierni! Kiedy to do ciebie dotrze?- zjechał go Lou i resztę drogi samochodem siedział cicho.
Zdecydowaliśmy pójść sobie z kulturką na pizzę, a potem poświętować w domu.
Weszliśmy do pizzerii i zajęliśmy stolik.
- Co podać?- podszedł do nas jakiś niski, łysy facet, któremu chyba strasznie się tu w pracy nudziło.
- Poprosimy trzy duże pizze- powiedziałam.
- Czteeeeeeeeeeeery duże pizze- poprawił mnie mój chłopak.
- Dobrze- skinęłam- Cztery duże pizze.
Resztę zamówienia (z nazwami tych cudownych pizz włącznie) złożył Liam.
***
Godzina 20:45. Jesteśmy już w domu.
A co się od tamtego czasu zmieniło? Do Liama dzwonił jego tatuś i przyjeżdżają do nas. JUTRO!!! Nie ogarniam tego!!! Jak? Gdzie? Kiedy? Mniej więcej tak wyglądała moja reakcja na tą milusią wiadomość.
- Rose! Złaź na dół!- krzyknął Harry- Zayn może mówić!
Pisnęłam uradowana tym faktem i puściłam się pędem po schodach, aby jak najszybciej stać się świadkiem tego fenomenalnego wydarzenia.
Faktycznie! Zayn przemówił!!!
- A myślałem, że zwierząta mówią tylko w Boże Narodzenie!- "załamał" się Louis.
- Uciekaj kurdupielcu, bo na króliki polują- odrzekł mu Malik i zaczęli się gonić po całym domu.
Jak ja ich kocham!
A jutro? Jutro się zacznie MEGA sprzątanie!
___________________________________________________________________________________
Hej! Rozdział 33.
Moi kochani! Nie mam weny :(
W ogóle!!!
Ale... może uda mi się przeżyć...
Przy okazji... Co tam u was? Bo u mnie kicha!!! Chyba jestem chora! Tzn. nie wiem, czy jestem, czy nie jestem, ale fatalnie się czuję.
Pozdrawiam moją kochaną Jossie, która nawet, gdy choruje ma zarąbiste pomysły!!!
I oczywiście pozdro dla wszystkich innych chorych osób (w tym dla Cieszy Fejsa, który dał mi wczoraj radę godną Nobla).
Dzięki! Kocham was wszystkich i życzę miłego wieczoru!
Kocia3ek


wtorek, 18 września 2012

Rozdział 32

Ja na początku nie zajarzyłam, o co chodzi. Niall próbował "uratować" Malika i zaśpiewał jego fragment, a mulat zszedł ze sceny. Złapał się za gardło i próbował coś powiedzieć, ale raczej słabo mu szło.
Chłopcy skończyli piosenkę słowami "That What Makes You Beautiful" i poszli śladami Zayna, już po chwili znajdując się tuż obok.
- Stary, co ci jest?!- wrzasnął zaniepokojony Liam.
Malik odpowiedział mu cichym chrypnięciem.
- Rose, on stracił głos!- stwierdził Lou po chwili namysłu.
- No co ty nie powiesz?- odezwałam się sarkastycznie.
- Błagam Cię, zaśpiewasz za niego- niesamowity pomysł autorstwa mojego braciszka.
- Pogięło Cię?- zapytałam, gdy już dotarło do mnie, co powiedział- Nie ma mowy.
- Błaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaagam- przeciągnął Harry- Za kilkanaście sekund wychodzimy. A my... Nie wyrobimy. Przecież znasz tekst!
Zastanowiłam się chwilę.
- NIE ma mowy!
Lou wcisnął mi mikrofon do ręki. Już nie było odwrotu. Zayn pokazał mi gestem, że trzyma kciuki, a ja byłam bliska zamordowania go gołymi rękami i wsadzenia mu tego mikrofonu w pewną część ciała.
- Zabiję was!- wysyczałam i powlokłam się za nimi na scenę.
Przedstawili mnie (co wywołało gromkie brawa), przedstawili sytuację zaistniałą z Zaynem (co wywołało pomruk niezadowolenia) i rozległa się melodia piosenki "Up All Night".
Zaśpiewałam, zatańczyłam. W sumie, było całkiem faj... CO? Nie! Nie było fajnie! A przynajmniej ONI nie mogą się dowiedzieć, że było fajnie!
W każdym razie... Fani nagrodzili mnie oklaskami. Zrobiło mi się naprawdę całkiem miło. Kierunek! Impreza VIP tylko dla gwiazd (i dla mnie).
***
Usiadłam na wysokim barowym krześle. Niall (po jakichś dwudziestu wspólnie przetańczonych piosenkach) poszedł do łazenki, Liam wyrywa jakąś dziewczynę (OMG), Louis pojechał z Zaynem do domu, a Harry pije właśnie ósmego drinka... LUZIK! I... Biedny Zayn... On + stracona impreza= katastrofa roku.
- Niezłe show, blondi- usłyszałam za moimi plecami.
- Weź się ode mnie łaskawie odpiwernicz!- krzyknęłam, gdy ujrzałam Justina Biebera.
Uniósł ręce do góry i zajął miejsce obok mnie. Ja natomiast z prędkością światła podniosłam mój tyłek i powędrowałam w kierunku mojego chłopaka, który najprawdopodobniej załatwił już swoje potrzeby w WC.
Przedancowaliśmy jeszcze kilka pioseneczek, wypiliśmy kilka drinków. Gdy akurat tańczyliśmy wolnego, przed oczami przeleciał nam Harruś, wrzeszcąc nam nad uchem, że chce do Louisa. Wspominał też coś o "kiblu z filca" (cokolwiek to jest), ale czy to ważne? Ważne jest to, że zdecydowaliśmy się wrócić do domu.
***
Obudziłam się w moim łóżku. Wiem, że wsiedliśmy do taksówki, a potem film mi się urywa. Zapewne zasnęłam! Cała ja!
Leniwie się przeciągnęłam. Na etażerce zaraz obok mojego łóżka stała szklanka wody i tabletka na ból głowy. Widząc ją, od razu poczułam silne ukłucie w skroni. Zażyłam ją więc i z niechęcią wygramoliłam się spod cieplutkiej kołderki. Pogoda znowu nie była jakaś niesamowita, ale... Cóż poradzisz?
Poszłam do łazienki, zdjęłam tą okropnie niewygodną wczorajszą sukienkę z koncertu, w której spałam tej nocy, co tłumaczy ogromny ból pleców. Wzięłam lodowaty prysznic i przebrałam się. Związałam włosy w niedbałego koka i zwlekłam się na dół. W kuchni siedział już Zayn.
- Lepiej już?- spytałam troskliwie.
Pokręcił przecząco głową.
- Nadal nie możesz mówić?
Otworzył usta, a ja byłam już pewna, że nie może.
- Dobra, nie nadwyrężaj strun głosowych.
Zrobiłam mu ciepłe mleko z miodkiem i postawiłam przed nim kubek.
- Aleś się załatwił, chłopie! Trzeba było tak krzyczeć na nich wczoraj?- zapytałam- Nie odpowiadaj, wiem, że nie możesz.
"Pogadaliśmy" tak jeszcze chwilę i w kuchni zawitała reszta bandy.
- Liam, co to była za dziewczyna, z którą wczoraj flirtowałeś?- spytałam.
- Nie wiem. Dziwna jakaś. Przyczepiła się do mnie- wyjaśnił smarując sobie kanapkę nutellą.
- Zrób mi też!- krzyknął Harry.
- No mi też!- dodałam.
- I mi!- Niall.
- I mi obowiązkowo! Z marchewkami- domagał się Lou.
 - To może cały Londyn od razu wykarmię, co?- zapytał sarkastycznie Liam, na co odpowiedzieliśmy mu oschłym "Bardzo śmieszne!".
Smarował, smarował, smarował...
- A dla kogo to tak dużo smarujesz?- spytał Niall, zerkając mu przez ramię.
- Dla ciebie, żarłoku!
- Co? Dla mnie? To dlaczego tak malutko?
Wybuchnęliśmy śmiechem.
Koło godziny 11:00 byliśmy pojedzeni i siedzieliśmy na kanapie, grając w niezwykłe gry na Xboxie. Rozwaliłam Louisa w Guitar Hero, ale tak naprawdę było to do przewidzenia.
***
- Zróbmy coś ciekawszego!- narzekał Harry, gdy po raz setny przegrał w Fitness Rush.
- Co zatem proponujesz?
- Nie wiem...- zastanowił się przez chwilę- TWISTER!
I poleciał na górę. Wrócił po kilkunastu sekundach, wymachując grą.
I się zaczęło! Wiecie... Na początku luzik! "Prawa ręka na zielone", "Lewa noga na czerwone"... Ale potem! Był taki moment, że prawie przygniatał mnie brzuch Louisa.
- Ał!- wrzasnęłam niezadowolona i zwaliłam cielsko Hazzy z mojej głowy.
- Przegraliście!- krzyknął z triumfem Liam i odpierniczył jakiś dziwny taniec.
__________________________________________________________________________________
CZEŚĆ! Króciutki rodzialik 32! Jak się podoba?
Dzięki za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że nadal będę mogła liczyć na wasze wsparcie! Z dnia na dzień, z godziny na godzinę przybywa mi wejść i to naprawdę bardzo mnie cieszy.
Kocham! <33333333333333333333333333333333
Kocia3ek

poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 31

Wylazłam z łóżka i podpełzłam do łazieneczki. Wykonałam te wszystkie poranne czynności, ubrałam się i zeszłam na dół.
- Cześć!- przywitali mnie chłopcy i wrócili do konsumpcji śniadania.
- Która godzina?- zapytałam, zajmując miejsce przy stole.
- Ósma- poinformował mnie Liam, podnosząc szklankę soku.
Uniosłam brwi do góry, ale powstrzymałam się od komentarza. Wzięłam sobie talerz, nałożyłam na niego jednego tosta i zaczęłam wżerać.
Dzisiaj chłopcy mają wywiad w telewizji razem z innymi gwiazdami, które w dniu jutrzejszym wystąpią na koncercie. Pozwolili mi jechać (jakże jestem im wdzięczna). Niestety Eleanor wraca dopiero za trzy dni, więc przeszywa mnie niesamowity smutek... Chociaż, w sumie nie jest aż tak źle.
***
- Idziemy?- spytał zniecierpliwiony Liam, co chwilę spoglądając na swój szpanerski zegarek.
- Chwila!- wydarł się Zayn z góry- Żel nakładam!
- Nie mogę znaleźć bluzki!- wrzasnął Lou.
- Której?- zapytałam.
- No tej w paski!
- Louis! Pragnę ci nieśmiało przypomnieć, iż posiadasz tysiące bluzek w paski!- zaśmiałam się.
- No... Tej... Takiej! Wiesz której! Z tymi paskami!- zamotał się trochę.
Widziałam jedną z jego koszulek w pokoju Liama, gdy tam ostatnio byłam, więc poinformowałam go o tym. Podziękował i ubrany zlazł na dół.
Oczywiście Harry musiał jeszcze uczesać włoski, a Niall zjeść coś przed wyjściem. Ja natomiast zapodziałam gdzieś telefon komórkowy. Znalazł się po trzech minutach, pod kanapą. Nie mam zielonego pojęcia, w jaki sposób się tam znalazł!
W końcu jednaj wyruszyliśmy do studia telewizyjnego.
Na miejscu, chłopcy zostali pomalowani, przy czym robili naprawdę różne dziwaczne miny. Chyba najbardziej wydurniał się Harry, przez co charakteryzatorka rozwaliła chyba trzy pudry.
***
Selena Gomez zakończyła właśnie odpowiadać na pytania prowadzącej i pożegnała się z widzami.
I... Przerwa na reklamy! Z wielgachnych głośników usłyszeliśmy: "One Direction wchodzi za 2 minuty". Chłopcy popatrzyli na siebie podekscytowani. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż to przecież nie jest pierwszy ich wywiad.
Czekaliśmy w ciszy, a kamerzysta zaczął odliczać "10...9...". Przytuliłam ich na szczęście i pewnym krokiem ruszyli w stronę niewielkiej, jasnozielonej sofy. Babka ich przywitała i zaczęły się pytania dotyczące ich fanów, kariery, rodziny, planów na przyszłość, przyjaciół... Wiecie, takie tam dziwne rzeczy. A ja kultularnie się im przyglądałam zza kulis.
- Hej, piękna- ktoś poklepał mnie po ramieniu.
Odwróciłam się wkurzona. Co za debil?! Moim oczom ukazał się chłopak średniego wzrostu, z postawionymi na żelu, brązowymi włosami.
I z trudem powstrzymałam się od uderzenia go w tą jego "perfekcyjną" twarzyczkę. Ponieważ kim był ten chłopiec? JUSTIN BIEBER!!!
- Boli cię coś?- zapytałam zniesmaczona widokiem jego fejsa.
- Serce, gdy na ciebie patrzę- odparł.
- Boże! Ogarnij się!- krzyknęłam na niego.
- A mogę poznać twoje imię?
- Pogięło cię?! Spadaj człowieku!
I w tym momencie chłopcy zeszli ze "sceny", żegnając się z dziennikarką i widzami przed telewizorami.
Niall zamarł, widząc swojego idola rozmawiającego ze mną, ale ja tylko wzruszyłam ramionami i powlakłam się za nimi do garderoby.
- Co ty masz taką minę, jakbyś ducha zobaczyła?- spytał uradowany Harry.
- Właśnie spławiłam Justina Biebera- powiedziałam i próbowałam przyjąć to do wiadomości.
- Co... Ty... Z nim???- wykrztusił mój chłopak- JAK MOGŁAŚ?
Klapnął na fotelu i schował głowę w dłoniach. Wiedziałam, że nie płakał, jednak zrobiło mi się go szkoda. Bo w sumie, Justin to jego idol...
- Niall, kochanie- kucnęłam obok niego i "pomiziałam" go po pleckach- Sama nie wierzę, że to mówię, ale możemy tam do niego iść i... Pogadasz z nim.
Od razu mu się humor poprawił.
- Nie musimy- powiedział.
- Na serio?- ucieszyłam się w duchu.
- Nie, żartowałem. Oczywiście, że musimy- zerwał się z miejsca i już stał przy wyjściu, poprawiając swoją białą koszulkę.
Westchnęłam głęboko. Wprost nie mogę się doczekać, aby znów zobaczyć tą paszczurową twarzyczkę. Kumacie ten sarkazm?
Dobra. A teraz może kilka słów sprostowania. Jak już zauważyliście- nie lubię Biebera. Chyba, że nie zauważyliście. To wam powiem: Nie lubię Biebera! Dlaczego? Sama nie wiem! Po prostu jakoś mi nie pasuje.
Zamknęliśmy za sobą drzwi i skierowaliśmy się w stronę jego garderoby. Zapukałam cicho.
- Proszę!- usłyszeliśmy.
Nacisnęłam niechętnie klamkę, posyłając uprzednio niezwykle niezadowolone spojrzenie Niallowi, na co odpowiedział szerokim uśmiechem. Gdybym go tak strasznie nie kochała, to bym go zabiła na miejscu! Przysięgam!
Tym pięknym sposobem znaleźliśmy się wewnątrz pomieszczenia.
- O, czyli jednak zdecydowałaś się przyjść? Jestem otwarty na nowe znajo...- zaczął, ale trochę się zagiął, widząc Nialla- Przyszłaś z obstawą? Kto to?
- To MÓJ CHŁOPAK- powiedziałam- Jest twoim wielkim fanem- dodałam wywracając oczyma.
- No widzisz... Mogłabyś się od niego uczyć!- podał mu rękę- Justin jestem.
- Przecież wiem!- Horan uchwycił jego dłoń- Niall.
***
Niall straaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaasznie długo gadał z Justinem. Wymienili się nawet numerami telefonów! I zostałam siłą zmuszona przez mojego niesamowitego chłopaka, do podania swojego imienia temu przychlastowi!
W końcu jednak (konkretnie, gdy wybiła godzina 19:00) pojechaliśmy do domu. Nialler cały w skowronkach nawijał o Bieberze. A chłopaki kiwali główkami z dzikimi minami i mruczeli jakieś "No to nieziemsko!".
***
Gdy już byliśmy w domciu, klapnęłam na moim łóżku i wlazłam na twittera. Do moich obserwujących dodał się... KTO? Justin! Ja nie mogę! MASAKRA JAKAŚ!
Automatycznie zaschło mi w gardełku, więc zlazłam do kuchni i wyjęłam sobie jakąś wodę z lodówki. Upiłam łyczka "z gwinta" i wróciłam na górę. Wzięłam prysznic, aby strzepać z siebie Justina Biebera, ubrałam się w piżamę i poszłam spać. Kreatywnie, prawda?
***
Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Godzina 10:00. Kurde! Zeszłam na dół. Na lodówce wisiała karteczka od chłopców informująca, iż są teraz na próbie generalnej i mogę do nich podjechać. Zamieścili również adres. Jakże miło z ich strony!
Zrobiłam sobie kawę, wypiłam ją i poleciałam na górę, aby szybko się przebrać. Umyłam się i ogarnęłam, żeby w miarę ludzko wyglądać. Ubrałam się i wepchnęłam drugi zestaw ciuchów na dzisiejszy wieczór. Zbiorowy koncercik! Będzie strasznie dużo gwiazd, więc musze wyglądać jak człowiek.
Zadzwoniłam po taksówkę, sprawdziłam, czy na pewno wszystko zabrałam, dopakowałam jakieś żelki do torby i wyszłam z domu. Przywitałam się z kierowcą, podałam adres i pojechaliśmy.
Wsadziłam słuchawki w uszy i zapodałam Dragonette "Get lucky" na moim odtwarzaczu. Po dziesięciu minutach, zapłaciłam facecikowi i opuściłam jego cudnisty pojazd.
Gościu z ochroiny w ogóle nie chciał mnie wpuścić do budynku. Wrzeszczał na mnie, a gdy mu powiedziałam, że jestem siostrą Liama, zaczął się rzucać, że nie jestem jedyną, która tak mówiła. Na szczęście Paul akurat przechodził i mnie "zgarnął".
- Dzięki- wydukałam i powlekłam się za nim w kierunku sali, w której odbywała się próba chłopaków.
Śpiewali akurat "Up All Nigt". Weszłam, przywitałam się z nimi, podarowałam Horankowi żelki i klapnęłam na widowni zaraz obok menadżera i jakiejś dziwnej kobiety, którą widzę pierwszy raz w całym swoim życiu.
Reszta zespołu zaczęła grać melodię, a chłopaki zaczęli śpiewać. Jakieś tancerki robiły tło. Przyglądałam się temu wszystkiemu, przyglądałam...
- HARRY!- głos Zayna przerwał moje... Przemyślenia? Dobra, niech będzie, że przemyślenia.
- CO?
- Ty masz iść w lewo! Nie w prawo! W lewo!- wrzeszczał Malik, robiąc sobie czasem przerwę na żywą gestykulację, która (nawiasem mówiąc) wyglądała, jak odganianie much.
- No przecież szedłem w lewo- tłumaczył się Harry.
- W to drugie lewo, matole! A ty Niall, przestań wpierniczać te Haribo, bo mnie zaraz szlag trafi! Ogarnijcie się ludzie!- stanął na środku sceny, twarzą do zespołu- To ma być dobre show! A nie zabawa, jak w przedszkolu!
- Wyluzu...
- Co "wyluzuj"? Czy tylko mi na tym zależy?!
- Nam też zależy- zaczął Liam.
- No coś nie widzę! Zachowujecie się jak bachory!- krzyknął.
Darł tak ryja dopuki Paul mu nie przerwał.
***
Próba dobiegła końca. Chłopcy są na siebie wkurzeni. Tzn. głównie na Zayna, bo nieźle ich zjechał. Właściwie bez powodu, co nie?
Właśnie idziemy do garderoby, ponieważ powoli dochodzi 15:00, a koncert rozpoczyna się o 17:00. Zayn cały czas się drze.
- Gdzie jest mój żel?!
Jakaś młoda charakteryzatorka z zielonymi włosami zaczęła się go bać. W sumie, to wyglądał, jakby zaraz miał jej odgryźć rękę. Więc... Ja też bym się go bała na jej miejscu.
Przebrałam się i zostałam pomalowana przez wyżej wymienioną panią.
***
Godzina 17:00. Na scenę wyszła Shakira i zaczęła śpiewać "Rabiosę". Po niej wsoczyła Rihanna z Eminemem z utworem "Love the Way you Lie". Był jeszcze Coldplay i utwory "Viva la vida" i "Trouble" (kocham ten zespół z całego serca), Bieber "Boyfriend" i "Misletoe" i... ONE DIRECTION!!!
Wyszli na scenę, przywitali się i zaczęli śpiewać "WMYB".
Nadszedł moment Zayna. Chłopak przybliżył usta do mikrofonu, otworzył je, jednak nie wydobył się z nich żaden, nawet najmniejszy dźwięk.
__________________________________________________________________________________
Witam was! Rozdział 31! Jak się podoba? Ciekawi was, co będzie dalej?
Ja uważam, że nie jest najgorszy, ale najlepszym również bym go nie nazwała, więc...
A teraz czas na ckliwe i pompatyczne podziękówki dla niektórych osób (czytaj: dla Jossie)!!!
Pragnę z całego serca podziękować Ci, moja BFF, za wsparcie w pisaniu opowiadania i za niektóre cudowne pomysły, które mi podsunęłaś!
Chciałaś- masz! Koffciam Cię!
I was także koffciam!
Jesteście boscy!
Kocia3ek

niedziela, 16 września 2012

Rozdział 30

Gdy już się od siebie odkleili, chłopcy skomentowali to niezwykle donośnym "UUUUUUUUUU", do którego po jakichś dziesięciu sekundach sama się dołączyłam. El i Lou spalili buraka i uśmiechnęli się do siebie.
Graliśmy tak jeszcze przez jakieś pół godziny, a potem już nam się znudziło, więc zjedliśmy po kiełbasce i postanowiliśmy poodbijać sobie piłeczkę, jak dzieciaki w przedszkolu. W sumie, nie było tak źle. Bardzo fajna zabawa. Zwłaszcza pod koniec, kiedy to Harry się wściekł, że w ogóle do niego nie podajemy i zaczał gonić Liama po całym podwórku.
Nagle z chmurek zaczął padać deszcz. Z prędkością światła uciekliśmy z podwórka, jednak i tak byliśmy cali mokrzy. Wzięłam Eleanor do mojego pokoju i dałam jej jakieś moje dresy i jeden z podkoszulków.
- Tam masz łazienkę- wskazałam na drzwi- Nie martw się- dodałam widząc jej przerażoną twarz- To tylko moja łazienka. Chłopcy ci nie wejdą.
Kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami. Mi raczej nie za bardzo chciało się czekać na zwolnienie pomieszczenia, więc wygrzebałam z szafy drugą parę dresów i jakiś luźny, niebieski T-shirt, zakluczyłam drzwi mojego pokoju i przebrałam się. Kiedy El wyszła z łazienki, rozwiesiłam w niej mokre ubrania.
- Dalej mi zimno, a tobie?- zapytałam.
- Troszkę- mruknęła.
Wzięłyśmy moją kołderkę i zeszłyśmy na dół.
Chłopcy rozłożyli się już pod kocykami, a ja i Eleanor polazłyśmy do kuchni zrobić wszystkim gorącą czekoladę.
Podałyśmy każdemu po kubku z napojem i wcisnęłyśmy się na sofę, zwalając z niej na podłogę Liama, Zayna i Louisa. Harry leżał w samych bokserkach (przynajmniej miałam nadzieję, że ma bokserki) na podłodze, otulony śpiworem, a reszta chłopaków usiadła obok niego.
Zayn zaproponował film. Raczej nie mieliśmy niczego innego do roboty, więc włączyliśmy sobie "Zmierzch". Lou oczywiście naśladował Edwarda i nawet po obejrzeniu filmu się z niego nabijał.
Wybiła godzina 24:00.
- Mogę u was zostać na noc?- zapytała niepewnie Eleanor, przerywając Louisowi próbę zabicia Jacoba (Liama).
- No pewnie- odpowiedziałam- Chyba nie myślałaś, że pójdziesz teraz do domu.
Uśmiechnęła się.
Reszta nocy zeszła nam na rozmowach, wygłupach, niepochamowanych napadach śmiechu i śpiewaniu różnych idiotycznych piosenek np. "Nothin'g fine I'm corn" i "It's scooooooby dooooooooooooo".
Eleanor naprawdę polubiła chłopaków, a oni ją. Było zupełnie inaczej niż z Colette i mam nadzieję, że tak zostanie, bo chciałabym zaprzyjaźnić się z El. Myślę, że byłybyśmy dobrymi przyjaciółkami. Pod wieloma względami jesteśmy do siebie bardzo podobne i... UWAGA! UWAGA! Mamy ten sam numer buta!
***
Obudziłam się na podłodze, z głową na brzuchu Nialla i z nogami w okolicach twarzy Zayna. Ostrożnie wstałam i poszłam do kuchni. Godzina 11:00. Wczoraj zasnęliśmy, gdy Liam zaczął opowiadać nam jakieś dziwaczne historie ze swojego życia. Było wtedy coś koło piątej nad ranem.
Zaparzyłam sobie ciepłej herbatki i usiadłam przy stole. Warunki atmosferyczne panujące na zewnątrz- fatalne! Na serio! Nawet jak na Londyn! Szaro, buro, padał MEGA deszcz. Aż się chciało kopnąć lodówkę. Zrezygnowałam jednak z tego zamiaru, biorąc pod uwagę ogromny ból palców, jakiego mogłabym po takim zachowaniu doświadczyć.
- Cześć- powitałam Louisa, który właśnie pojawił się w progu.
Mruknął coś w odpowiedzi i rozpoczął ślęczenie przy lodówce.
- Nie ma marchewek- stwierdził po chwili i zrezygnowany klapnął na krzesło obok.
- Ale jest sok marchewkowy- powiedziałam i wyjęłam napój z jednej z szafek.
- ALLELUJA!- ryknął na cały dom i otworzył butelkę.
- Nie drzyj się tak, bo ich obudzisz- upomniałam go, jednak było już za późno, bo pozostali zmęczeni  pojawili się w kuchni.
- Jest jakieś śniadanie?- zapytał Niall ziewając.
- Coś tam zapewne jest- wzruszyłam ramionami i odłożyłam kubek po herbacie do zmywarki.
Dzisiaj nikomu nie chciało się nic robić. Na serio... Niby tylko pogoda, ale jednak potrafi człowiekowi nastrój zepsuć.
- Eleanor, co chcesz na śniadanie?- zapytałam.
- Nie jestem głodna- odparła- Ale napiłabym się kawy.
- Louis! Zrób kawę Eleanor!- zarządziłam.
On tylko zasalutował i wlał wodę do czajnika.
- Na którą macie próbę?- skierowałam pytanie do Liama.
- Na 14:00- powiedział- Paul ma coś do załatwienia, a chciał być na całej próbie, więc przełożył na popołudnie.
- Możecie z nami jechać- zaproponował Lou, stawiając przed El filiżankę kawy.
- Ja niestety nie mogę. Jadę z rodzicami do cioci- wyjaśniła.
- Ale ty, kochanie, przyjdziesz, co?- zapytał z nadzieją Niall.
- No właśnie. Byłbym niesamowicie zmartwiony, gdybyś nie przyszła. Przecież musisz zobaczyć, jaki jestem sweetaśny na scenie- przedrzeźniał go Zayn i zaczął lizać się z powietrzem.
Oczywiście spowodowało to jeden wielku wybuch śmiechu.
- Weź se znajdź dziewczynę- zaproponował Niall i pocałował mnie w policzek.
Kiedy wszyscy już zjedli, wypili, itp., poszłyśmy z El na górę, żeby się przebrać. Jej ubrania już wyschły, więc mogła się w nie swobodnie wbić. Ja natomiast wyszukałam sobie zestaw odpowiedni na dzisiejszą pogodę. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam zęby, uczesałam włosy i ubrałam się. Potem wpuściłam do łazienki Eleanor.
O 13:00 musiała już iść do domu, ponieważ mama bardzo się o nią niepokoiła, o czym świadczyły dzeisiątki wiadomości tekstowych i jeszcze więcej nieodebranych połączeń.
My natomiast wpakowaliśmy się w samochód i pojechaliśmy na próbę. Chłopcy pogadali chwilę z Paulem, a potem, gdy już zasiadłam na widowni wyskoczyli na scenę i zaczęli śpiewać "What Makes You Beautiful". Tańczyli, wygłupiali się... Widać, że muzyka sprawia im ogromną radość.
***
O godzinie 20:00 opuściliśmy budynek.
- Jestem wykończony- narzekał Zayn.
- A ja głodny- mruczał Niall, przytulając się do mnie.
- To było nie fair!- zbulwersował się Louis- Jak już było idealnie, to Paul i tak darł się, że jest "terriblement"!
- No!- przytaknął Harry- "Chłopcy śpiewajcie głośniej! Louis nie skacz tak wysoko! Liam uśmiechnij że się! Harry daj spokój!"- zaczął naśladować menadżera.
- Mam dość! WYSIAADAM!- podsumował Liam, który prowadził samochód.
Przyznam, że ja sama jestem zmęczona. Paul jest dość ostry. Jedzie po nich, jak cholera... Ale może to dobrze... Bo inaczej to już zupełnie by zdziczeli!
Weszliśmy do domu i każdy z nas dosłownie padł.
***
- Jutro koncert!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- obudził mnie krzyk Louisa i po chwili poczułam, że ktoś skacze po moim łóżku.
- Louis!- wrzasnęłam na niego i zwaliłam go na podłogę.
- Też cię kocham- narysował serduszko w powietrzu i zaczął się ziać jak głupi do sera.
- Po co mnie budziłeś?- zapytałam wkurzona.
- No... Nie wiem, czy wiesz, ale...
- Jutro koncert- dokończyłam za niego.
- Skąd wiedziałaś?- spytał jak głupi.
- No nie wiem... Może dlatego, że wleciałeś do mnie do pokoju z okrzykiem "Jutro koncert!!!!"?
- No już nie udawaj takiej mądrej i chodź na śniadanie, bo Harruś zrobił tosty- zakomunikował i wyszedł z mojego pokoju.
__________________________________________________________________________________
Cześć kochani! Rozdział 30 się kłania! Mam już prawie 4000 wejść, za co wam cholernie dziękuję.
Ale wracając... Rozdział mi tak średnio wyszedł, nie jestem z niego dumna, ale po prostu nie mam pomysłów ani weny. Jeżeli wy macie, to piszcie, bo na serio wasza pomoc bardzo mi się przyda.
Mój twitter: @kocia3ek_styles
Mój e-mail: kocia3ekstyles@gmail.com
Mój numer gadu-gadu: 4935256
Komentujcie kochani moi, czytajcie, polecajcie i róbcie co tam chcecie.
Lovciam was wszystkich!
Kocia3ek

czwartek, 13 września 2012

Rozdział 29

- Nic ciekawego- odparła- zapewne spędzę go w towarzystwie telewizorka i kocyka.
- No to wbijaj do mnie- zaproponowałam- poznasz chłopaków...
- Chłopaków?- zapytała- Jakich chłopaków?
- Moich przyjaciół- uśmiechnęłam się sama do siebie na wzmiankę o tej piątce... oryginalnie (?) zachowujących się (bądź, co bądź) dorosłych ludzi.
- Spoko- potwierdziła.
- Widzimy się o 18:00- zarządziłam i podałam jej adres naszego domu.
Jako, że nadchodziła godzina 15:00, postanowiłam zabrać się za przygotowanie jakiegoś obiadu, albo czegoś co choć po części by go przypominało, ponieważ stwierdziłam, iż chłopcy będą strasznie głodni. Z jednej strony podpowiadała mi to kobieca intuicja, a z drugiej... Chyba z czterdzieści wiadomości tekstowych od mojego chłopaka. Na każdej z nich pisał, że umiera z głodu i miłości... Urocze!
Wlazłam do kuchni i wyciągnęłam na blat wszystkie składniki potrzebne do przygotowania ryżu z warzywami, czyli... UWAGA! UWAGA! Ryż i warzywa! Wpierniczyłam wszystko na patelnię i BUM! Gotowe! Właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Po jakiego grzyba dzwonicie, wchodząc do własnego domu?- zapytałam, gdy ujrzałam pięć roześmianych twarzy.
- Bo... Możesz tu robić różne dziwne rzeczy, którzych na przykład... Niall nie pownien zobaczyć- wyrecytował Louis i puścił mi oczko.
- Nic takiego nie robię, okay?- broniłam się.
- Tak, tak, tak- pokiwał głową, po czym wybuchnął śmiechem.
- Jak się czujesz?- spytał Liam.
Wiedziałam, że ma na myśli Cookie.
- W porządku- odpowiedziałam- Poznałam dzisiaj w knajpce bardzo fajną dziewczynę i jeżeli nie macie nic przeciwko, to wpadnie do nas o 18:00.
Zayn automatycznie się rozpromienił.
- Jakaś nowa laska w naszym domu?- zapytał uchachany- Wchodzę w to!
- Ale... Nie jest taka, jak ta wiedźma, co stąd wczoraj wyleciała na miotle?- zaniepokoił się Loczek.
- Nie Harruś, już nikt cię nie skrzywdzi- pogłaskałam go po głowie, naśladując głos mojej ciotki.
Zaprosiłam chłopaków do stołu, ale nim usiadłam, nie było już czego jeść. No dobra! Nie ważne! Nie jestem wcale taka głodna.
- Ej, to może by tak po jakieś jedzenie pojechać, co?- zaproponował Niall.
- Co?- zdziwił się Liam.
- No, bo... Przyjdzie ta dziewczyna i może by tak grilla zrobić?
- W sumie- Daddy zaczął bardzo poważnie rozważać jego propozycję.
Wybuchnęłam śmiechem na widok jego miny myśliciela.
- Dobra! Ja i Rose jedziemy po mięcho, a wy tu ogarnijcie!- zarządził i rzucił się na poszukiwania kluczyków do samochodu.
- Ja też chcę jechać!- mruknął Harry.
- Ja też!- zawtórowali Louis i Zayn.
- No... A ja... ten... no... ja... ZNAM SIĘ NA MIĘSIE!- wrzasnął Niall i popędził do samochodu.
BOŻE KOCHANY! Ja go nie ogarniam!
Już po kilku minutach w pełnym składzie wylądowaliśmy w sklepie przed stoiskiem mięsnym.
- To, co? Niall wybierasz, a my idziemy zająć miejsce w kolejce- zaproponował Lou.
- NIE!- zaprotestował Liam- Chcesz, żeby w całym sklepie mięsa zabrakło?
W efekcie Harry został z Niallem, żeby go "pilnować", a my poszliśmy stanąć w jakże długaśniej kolejce, ciągnącej się przez cały sklep i jeszcze dalej! OMG! Czy ci ludzie rozumu nie mają? Te stare babcie... Jeżdżą z tymi wózkami, jeżdżą, jeżdżą, jeżdżą, ryją się przed ludzi i jeżdżą, jeżdżą, jeżdżą... A w wózku jedno, głupie masło! What the hell?
W końcu opuściliśmy ten sklep z pełnym wyżywieniem na dzisiejszego grilla.
Ja i Harry zabraliśmy się za przygotowywanie kiełbasy i tych takich innych dupereli. Oczywiście nie obyło się bez niesamowice niesamowitego śpiewu Hazzy: "Mięsny jeż, mięsny jeż, ty go zjesz, ty go zjesz!". Myślałam, że ze śmiechy pęknę!
Gdy było już w pół do osiemnastej, ruszyłam do swojego pokoju, by się ogarnąć. Związałam włosy w warkocza na bok, zrobiłam lekki makijaż i przebrałam się. Nim się obejrzałam, usłyszałam pukanie do drzwi.
Z prędkością światła znalazłam się przy drzwiach (wywracając po drodze Hazzę, który niósł ketchup na podwórko) i otworzyłam je.
Oczom ukazała mi się bardzo fajnie ubrana Eleanor. Przywitałyśmy się i wyszłyśmy na dwór.
- El, to jest Louis, to Harry, to Niall, to Liam, a to Zayn- przedstawiłam jej chłopaków.
Na szczęście nie zareagowała tak jak Colette, tylko uśmiechnęła się i uścisnęła kolejno pięć dłoni moich przyjaciół.
- Kurcze- zaciągnęła mnie na bok- Jak mówiłaś o chłopakach, to zapomniałaś uwzględnić jednego, malutkiego szczególiku.
- Jakiego? Nie powiedziałam, że jest ich pięciu?
- Tego też, ale widzisz... Chodzi mi raczej o fakt, że oni są...
- Dziwni? Dziecinni?- przerwałam jej.
- ONE DIRECTION!
- Acha, no fakt. Tego nie powiedziałam.
Wróciłyśmy do nich. Liam oczywiście stał przy grillu, jako ten najodpowiedzialniejszy. W sumie, to i tak wszystko spalił, ale czy to ważne?
- Gremy w butelkę!- zarządził Zayn.
- Za całowanie- dodał Louis, spoglądając na Eleanor.
Wszyscy się zgodzili i usiedliśmy na kocach na trawie. Wzięliśy tylko jakąś deskę, żeby się jako tako ta butelka kręciła, bo na trawie były na to raczej nikłe szanse.
- Ja pierwszy!- zawołał z entuzjazmem Liam.
Zakręcił i wypadło na Zayn'a.
- Czekaj, czekaj. Trzeba w usta?- zapytał mój braciszek.
- Trzeba, trzeba!- wrzasnął Lou, a chłopcy niechętnie wykonali zadanie.
Gdy Zayn zakręcił wypadło na mnie. Cmoknęliśmy się szybko, a ja automatycznie poleciałam do łazienki wypłukać wnętrze mojej jamy ustnej (tak na wszelki wypadek). Po jakiejś minucie, zaczęli się mi dobijać.
- Co ty tam robisz?- zapytał Harry.
- Odkażam usta domestosem!- krzyknęłam sarkastycznie i wyszłam z łazienki.
Moim oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Zayn klęczał przed drzwiami, a Harry mruczał, coś w rodzaju "Czy on naprawdę aż tak fatalnie całuje?"
Pozostawiłam to bez komentarza.
Wróciliśmy do gry i tym razem to ja kręciłam. Wypadło na... HAZZĘ!!! Bosz! Dlaczego?
Pocałowaliśmy się, co było naprawdę cholernie trudne, zważając na to, iż on jest we mnie chyba nadal zakochany, a ja mam chłopaka... Z tego wszystkiego rozbolał mnie brzuch!
Harry zakręcił i wypadło na Louisa. Zrobili jakąś dziką scenkę i się skończyło.
Butelka Louisa wskazała na... ELEANOR. Czy tylko mnie się tak wydaje, czy on zrobił to specjalnie, używając swojej marchewkowej mocy?
Pocałowali się, ale... Ich pocałunek trwał baaaaaaaaaaaardzo, baaaaaaaaaaaaaaaaardzo, baaaaaaaaardzo długo...
__________________________________________________________________________________
Witam was serdzecznie. Mamy 29 rozdzialik! Nudny, jak flaki z olejem i bardzo was za to przepraszam, ale wena mi wygasła przez lekcje języka polskiego :(
Pod ostatnim postem miałam 7 komentarzy, z czego jeden był mój. Ale dzisiaj są urodziny Nialla Horana (w realu oczywiście), więc nie wypadało nie napisać czegoś nowego.
Rozdział do najdłuższych i do najlepszych nie należy, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Nie robię TWITCAM'A, ale jeżeli tylko macie do mnie jakieś zapytanie, to wbiajajcie na twittera (@kocia3ek_styles), bądź piszcie e- maile (kocia3ek_styles@gmail.com).
To by było mniej więcej na tyle.
Dzięki za wszystko, co dla mnie robicie, jesteście naprawdę kochani!
Nowy rodział, jak dostanę 9 komentarzy!!!
Kocia3ek

wtorek, 11 września 2012

Rozdział 28

- Co? Przepraszam, możesz powtórzyć?- zapytałam z niedowierzaniem.
Moja najlepsza przyjaciółka postawiła mnie właśnie przed jednym z najtrudniejszych wyborów w moim życiu! Tzn. Byłby to najtrudniejszy wybór jeszcze tydzień temu. Teraz? Byłam pewna swojej odpowiedzi.
- To co słyszałaś- wzruszyła ramionami- Nie lubię ich, więc... Albo ja, albo oni.
- Ciebie już do reszty pogięło, co? Czy ty sądzisz, że to jest takie proste? A gdybym ja kazała Ci wybierać pomiędzy jedynymi ludźmi na świecie, przy których możesz być sobą, a najlepszą przyjaciółką, z którą spędziłaś całe życie?! Ciekawe kogo byś wybrała?!
- Ej, ja rozumiem, że wybór może być...
- Jaki? Trudny?
Kiwnęła głową.
- No to się mylisz!- wrzasnęłam.
- O! No to wiedziałam, że wybierzesz mnie! Przecież nie dało się inaczej- poprawiła włosy- Chodź, pakuj się wracamy do domu.
- Nie dało się inaczej?- zapytałam- No to popatrz! Nienawidzę cię! Stałaś się najbardziej rozwydrzonym bachorem we wszechświecie! Zachowujesz się jak ostatnia idiotka! I wyobraź sobie, że wybieram chłopaków!
Zrobiła jakąś dziwną minę.
- Tak, bardzo dobrze słyszałaś! Chłopaków! C.H.Ł.O.P.A.K.Ó.W!- przliterowałam, aby ta wiadomość napewno trafiła do jej rozkapryszonej główki- Wybieram mojego brata, mojego chłopaka... Moich najlepszych przyjaciół! Najlepszych przyjaciół, jakich kiedykolwiek miałam! Najlepszych przyjaciół, jakich mogłam sobie w ogóle wymarzyć! Ludzi, którym nie przeszkadzały moje humorki. Ludzi, którzy byli przy mnie cały czas, kiedy ich potrzebowałam. Ludzi, którzy uratowali mi życie!
- A co ze mną?- spytała w końcu, gdy dotarło do niej to, co właśnie powiedziałam.
- A gówno mnie to obchodzi! Leć do tego swojego Filipka i zajmij się sobą. I taka mała rada na przyszłość: dupą świata nie zdobędziesz! A teraz wynocha z mojego domu i nie chcę cię więcej widzieć na oczy! Zrozumiano?!
Ona kiwnęła niepewnie głową i poszła na górę po swoją walizkę. Po chwili zeszła i zniknęła za drzwiami. Rzuciłam się na kanapę i zaczęłam ryczeć. Ale dlaczego? Wygarnęłam jej! Była wredna dla mnie, dla chłopaków... Mam ją gdzieś!
Kilka minut później usłyszałam odgłos otwierających się drzwi i krzyki chłopców "Daliśmy czadu!", "Musimy to uczcić!".
- Rose?- spytał niepewnie Zayn, gdy zobaczył w jakim jestem stanie.
- Hej, młoda co się dzieje?- zapytał Louis i usiadł na brzegu sofy.
- Kochanie- Niall klęknął obok mnie i zaczął głaskać mnie po głowie.
- Żyjesz jakoś?- zaniepokoił się Liam.
Harry poszedł tylko do kuchni i zrobił mi kakałko.
Usiedliśmy wszyscy w salonie.
- Co się stało?- spytał w końcu Loczek, a ja w przerwie od płaczu opowiedziałam im o wszystkim, co się wydarzyło.
- I ja... Wiem, że zachowywała się okropnie, ale czuję, jakbym coś straciła- zakończyłam monolog.
Oni mnie przytulili i zaczęli pocieszać.
- Wszystko będzie dobrze- powiedział Liam- to była jakaś debilka, nie przyjaciółka.
- Właśnie- przytaknął Zayn- obrażała moje włosy. A poza tym... Nikogo nie straciłaś. Masz nas, pamiętaj!
Uśmiechnęłam się przez łzy i objęłam ich mocniej.
Byłam pewna, że dokonałam odpowiedniego wyboru. To oni są moimi prawdzwymi przyjaciółmi. Nie Colette, tylko Liam, Louis, Harry, Niall i Zayn.
***
Obudziłam się w swoim pokoju w ubraniach. Pewnie chłopcy mnie przynieśli. Zerknęłam na zegarek- godzina 9:00. Zeszłam na dół w piżamie. Na stole w kuchni leżała karteczka:"Przepraszamy Cię strasznie, ale musieliśmy jechać na próbę. Nie chcieliśmy Cię budzić, wiemy, co teraz przechodzisz. Powinniśmy być teraz z Tobą, ale nadrobimy po południu. Postaramy się szybko skończyć. Liam, Harry, Lou, Zayn i Twój kochany Nialler xoxoxoxoxoxoxo". Uśmiechęnełam się do siebie i zaparzyłam sobie gorącej herbaty. Wypiłam, po czym stwierdziłam, że nie mogę przesiedzieć całego dnia w domu, więc postanowiłam wyjść gdzieś na miasto. Ubrałam się w jakieś ludzkie ciuchy, które mogą ujrzeć światło dzienne i opuściłam dom.
Postanowiłam przejść się na jakieś śniadanie. Weszłam do pierwszej lepszej knajpki i zamówiłam naleśniki. Niestety, nie było żadnych wolnych stolików, więc chcąc, nie chcąć musiałam się do kogoś przysiąść. Zbadałam wzrokiem ludność; jakiś napakowany koleś z setką tatuaży, matka z drącym się dzieckiem, grupa uchachanych trzynastolatek... No THX! W końcu moją uwagę przykuła dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Była całkiem wysoka, miała długie, kasztanowe, falowane włosy i muszę przyznać- do najbrzydszych nie należała.
- Hej!- zagadałam, na co podniosła wzrok z nad książki- Mogę się przysiąść? Bo... Nie ma tu miejsc.
- Jasne- uśmiechnęła się i zgarnęła swoją torebkę z sąsiedniego krzesła- Eleanor- podała mi dłoń.
- Renesme- chwyciłam ją- Co tam czytasz?
- Uczę się matmy- odparła z grymasem.
- Znam to- mruknęłam ze zrozumieniem- Jaki temat?
- Równania i nierówności trygonometryczne- wyrecytowała z pamięci- Zupełnie nic z tego nie rozumiem.
- Raczej ci nie pomogę- stwierdziłam- Nigdy nie byłam dobra z majcy.
Dziewczyna tylko się uśmiechnęła.
- Tak w ogóle, ile masz lat?- zapytała po chwili.
- 18- poinformowałam ją- A ty?
- Niedawno obchodziłam 19 urodziny.
- Najlepszego!
Podziękowała i upiła łyk kawy rozpuszczalnej. Zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Ta Eleanor to bardzo fajna dziewczyna. Polubiłam ją.
- Dałabyś mi swój numer telefonu?- spytała, gdy zakończyłyśmy temat jej dziwnej koleżanki z klasy.
Wpisałam dziewczynie dziewięć cyferek na jej telefonie. Puściła mi sygnał, a ja zapisałam jej numer.
- Eleanor... Co?- uświadomiłam sobie, że nie znam jej nazwiska.
- Calder- odpowiedziała- Przepraszam Cię, ale muszę lecieć. Mama mnie zabije, jeżeli po raz kolejny nie wyjdę z psem.
Potem widziałam już tylko, jak wyrzuca pusty, jednorazowy kubek po swojej latte do śmietnika i wychodzi z knajpki. Zostawiłam kelnerowi pieniądze i napiwek (głównie za jego zajebiste buty, ale nieważne) i opuściłam restaurację.
Szwędałam się jeszcze chwilę po ulicach Londynu, ale zdecydowałam się w końcu powrócić do domu.
Usiadłam na łóżku z laptopem na kolanach i wlazłam na twittera. Zaobserwowałam Eleanor, a ona już po kilku sekundach pojawiła się w osobach obserwujących mnie.
"Dzięki za rozmowę w kawiarni"- twitnęłam.
"Nie ma za co! Może to powtórzymy?"- odpowiedziała.
Chwyciłam za telefon i wybrałam jej numer z kontaktów.
- Cześć!- zaczęłam rozmowę- Co robisz dziś wieczorem?
__________________________________________________________________________________
Hejo! Rozdział 28 i: mamy nową bohaterkę w opowiadaniu, nie mamy Colette w opowiadaniu.
Co wy na to? Piszcie komentarze, ponieważ (głównie ze względu na to, że mam szkołę i nie mam tyle czasu na pisanie rozdziałów) nowy wpis pojawi się, gdy otrzymam... 10 KOMENTARZY!!! Jestem podłym człowiekiem, wiem, ale taki mój charakterek! W sumie, to nie zatrzymałam wam w jakimś ważnym momencie, więc...
Nie dodam wam fotki El, bo nie widzę sensu. Jak chcecie to ją sobie wklikajcie w googlach i BUM! Będziecie wiedzieli, jak wygląda.
Acha... Zapomniałabym! Podam wam mojego twiterra: @kocia3ek_styles. Wbijajcie, obserwujcie... Nie wiem... Róbcie, co chcecie! Acha... No i pytanie: KIEDY (i czy w ogóle) chcecie TWITCAMA?! Odpowiedzcie, bo muszę jakiś termin ustalić, ok?
Rozpisałam się... Ale kij!
LOFFCIAM WAS i dziękuję za ponad 3,5 tysiąca wyświetleń!!!
Kocia3ek

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 27

Obudziłam się koło godziny 9:00. Prawa ręka Nialla spoczywała na moim brzuchu, lewa natomiast "dyndała" kilka centymetrów nad podłogą.
Z dołu dało się słyszeć stłumione głosy moich przyjaciół.
- Harry masz najbardziej pedalskie gacie, jakie w życiu widziałam!- wrzeszczała Colette.
- Masz coś do spodni mojego misiaczka?- bronił go Lou.
- No i widzicie? Jesteście pedałami. I'm so sorry!
Cookie zaczynała mi już naprawdę działać na nerwy. Nie podobało mi się jej zachowanie. To było jakieś... nieludzkie!
Najciszej jak potrafiłam wstałam z łóżka. Poszłam do mojej łazienki. Na płytkach podłogowych walały się ubrania mojej przyjaciółki, w okolicy prysznica został pozostawiony ręcznik, a nieopodal kosza na brudy, zwisała sobie nieodłączona od prądu suszarka.
Zabrałam się za sprzątanie. Nigdy nie lubiłam bałaganu. Wolę żyć w porzadku, niż w jedym wielkim syfie.
Po skończonej pracy uczesałam się i ubrałam oraz wyszorowałam zęby. Gdy byłam już gotowa, zeszłam na dół.
Wszyscy siedzieli przy stole i zajadali się jajecznicą na bekonie przyrządzoną przez Hazzę. Tzn. chłopcy się zajadali, bo Colette rozgrzebywała jedzenie widelcem z wyraźnym niezadowoleniem malującym się na twarzy.
Przywitałam się z każdym z osobna i zajęłam miejsce przy stole. Harry postawił przede mną talerz z grzankami.
- A gdzie jajecznica?- zapytałam.
- Nie lubisz jajek- stwierdził niepewnie.
- Ludzie się zmieniają- odpowiedziałam- JA CHCĘ JAJKA!- wysyczałam.
- Spokojnie, spokojnie Rose. Tylko spokojnie, spokojnie. Zaraz ci zrobię tą jajecznicę- zrezygnowny uniósł ręce do góry.
- Przecież cię wkręcam- zaśmiałam się- Żebyś widział swoją minę!
- Osz ty!- zdenerwował się i rzucił się na mnie. Zaczął mnie łaskotać. Jakiś czas potem na mnie leżał.
Później usłyszałam już tylko komendę Louisa "Ludzka kanapka!!!" i poczułam na sobie kolejno dość sporawe ciężary.
- Ej! Nie mogę oddychać- wydusiłam- Nie ważycie trzech kilogramów!
- No, trzech może nie- powiedział Harry gdy już ze mnie zlazł- Ale 73 to już co innego!
- Aleś ty gruby!- skomentowała Colette, o której obecności zupełnie zapomniałam.
- Tyle moja droga, ważą moje mięśnie!- Hazza wystawił jej język, po czym zabrał się za prezentowanie muskułów i ćwiczenie jakichś dzikich wykopów karate.
- A ty Rose, ile ważysz?- zapytał Louis, z trudem unikając ciosu zadanego uprzednio przez Loczka.
- Z uwagi na moje zdrowie psychiczne, z wagi nie korzystam- uśmiechnęłam się.
Gadaliśmy tak jeszcze jakiś czas o przecudownych liczbach, które pojawiają się na wyświetlaczu wagi, gdy na niej staniemy, po czym zakończyliśmy dysusję, gdy Cookie zaczęła nawijać, że jej Filipek waży tylko 60 kilogramów i jest przecudowny, uroczy, słodki.... Jeszcze chwila i pozbyłabym się śniadania. A przecież sama mam chłopaka!
- Ej, dzisiaj zostawimy was same, bo mamy próbę przed koncertem- poinformował nas Liam- nie obrazicie się?- popatrzył bardziej na mnie niż na Colette.
- Ja na pewno nie!- krzyknęła, na co ja tylko wzruszyłam ramionami.
Nie minęła minuta, a oni już rozeszli się po pokojach.
- Rose! Widziałaś gdzieś moją czerwoną bejsbolówkę?!- wydarł się Zayn z góry, ledwo usiadłam na kanapie.
- Trzecia półka od góry!- krzyknęłam do niego.
- Tam jest niebieska! Ja chcę CZERWONĄ!
- Przypatrz się bardziej, to znajdziesz też czerwoną!
- O! JEST! Dzięki!- wrzasnął.
- Nie ma za co!
Po chwili rozległ się głos Harry'ego.
- Mucha czy krawat?
- To tylko próba! Weź ubierz zwykłą koszulkę i marynarkę!- zaproponowałam- W koszuli się udusisz.
- Dobra! Dzięki!
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Ale którą?- wydarł się ponownie.
Wstałam i pobiegłam na górę do jego pokoju. Wygrzebałam mu z szafy jakiś biały T-shirt i rzuciłam w niego.
- Może być?- spytałam sarkastycznie, na co kiwnął głową.
Gdy byłam już na schodach usłyszałam Louisa.
- Czerowne rurki, czy beżowe?
Wkroczyłam do jego pokoju. Podałam mu bluzkę w granatowe paski i wskazałam na pierwsze wybrane przez niego spodnie.
- Dziękuję Rosie, jesteś wielka!
Spiorunowałam go wzrokiem.
- No przecież wiesz, że nie w tym sensie, młoda- uśmiechnął się.
- No mam nadzieję- odpowiedziałam sarkastycznie- I nie mów do mnie młoda!
Potem weszłam do pokoju Nialla, w którym panował bród i wszelakie dziadostwo.
- Przeszło tu tornado?- zapytałam przerażona.
- Mniej, więcej. Nie mogę znaleźć drugiego buta- wyjaśnił.
- To idź w innych- zaproponowałam- A ja ci dzisiaj tu posprzątam, bo na serio masz tu jakiś burdel na kółkach.
No poważnie! Nie wiem jak on zrobił taki syf w kilka minut. Przed śniadaniem było jeszcze czyściutko.
- Dziękuję- pocałował mnie namiętnie w usta i zabrał się za ubieranie conversów- Wiesz, że cię kocham?
- Tak, tak wiem. Ja ciebie też- odpowiedziałam- Ale teraz weź się pospiesz, bo nie będą czekać.
Jak burza wyleciał z pokoju.
- Rose, przyszyjesz mi guzika do koszuli?- zapytał w biegu Liam.
- Już nie zdąrzę- oceniłam- Ale ubierz inną. Mało ich masz?
Pokręcił przecząco głową i zniknął za drzwiami swojego królestwa.
Po dziesięciu minutach krzątania się po kątach, szukania kluczyków, butów, spodni, żelu do włosów i innych takich dupereli, chłopcy sobie pojechali. Oczywiście, znając londyńskie ulice, będą spóźnieni, ale kij z tym.
- Cookie, co robimy?- zapytałam, gdy przyjaciółka zeszła na do mnie na dół.
- Film?- zaproponowała.
- Chętnie- poszłam po jakieś chipsy do kuchni, a ona klapnęła wygodnie na sofie.
Włączyłyśmy "Monte Carlo" z Seleną Gomez w roli głównej. W sumie nie był jakiś strasznie ciekawy, ale złym bym go nie nazwała. Oglądałyśmy, ale żadna z nas się nie odzywała. Taka jakaś dziwna atmosfera.
- Co z tobą?- spytałam.
- Słuchaj...- zaczęła- Nie będę owijała w bawełnę...
- O co chodzi?- zaniepokoiłam się.
- Wybieraj: Albo ja, albo oni!
__________________________________________________________________________________
Hejo! 27 rozdział!!! Jest trochę dziki i krótki, ale... I'm very, very, very tired!
A u was co tam?
Nie będę przynudzać, bo nie widzę sensu...
Ciekawe kogo wybierze Renesme..............................................................................Wiecie?
Kocia3ek

piątek, 7 września 2012

Rozdział 26

- Musisz wyskoczyć w samych majtkach z domu i wrzasnąć "Kryjcie się ludzie! Koniec świata nadchodzi!"- powiedziała po chwili namysłu ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Przecież dziennikarze mnie zniszczą, jak będą mieli takie meteriały!- krzyknął- Za kilka dni mamy koncert. Nie mogę psuć nam reputacji przed wystepem.
- Takie zasady- wzruszyła ramionami.
- Colette- zaczęłam- to nie jest dobry pomysł.
Ale nikt już mnie nie słuchał, ponieważ Zayn zaczął ściągać bluzkę. Cookie wybuchnęła przerażającym śmiechem. Wiecie... Takim, jakim zwykle wybuchają czarne charaktery w bajkach dla dzieci.
- Zayn, pogięło cię?- zapytał Liam- Błagam, przemyśl to jeszcze raz.
Było już jednak za późno. Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi i stłumiony głos Zayna rozlegający się najprawdopodobniej po całej okolicy. Wrzeszczał na serio głośno! Ja go zabiję! A chłopcy tym bardziej!
Po chwili wrócił i jak gdyby nigdy nic się ubrał.
***
Jest już dość późno. Kilka minut temu skończyliśmy grę w butelkę. Działo się! Colette nadal nienawidzi chłopaków. Ja naprawdę nie wiem, o co jej chodzi.
Właśnie rozmawia ze swoim Filipkiem i pieprzą coś o "powtórce z rozrywki". O co im chodzi, mogę się jedynie domyślać.
- Idę do łazienki!- poinformowałam przyjaciółkę.
- Ja idę pierwsza!- zarządziła.
- Ale... Przecież ty rozmawiasz przez telefon- zdziwiłam się.
- No i co z tego?- zapytała i wróciła do rozmowy ze swoim chłopakiem- Tak, tak Filipeczku. Już jestem, kochanie. Nie, to tylko Rose. Coś tam pierniczy.
Westchnęłam. Zrezygnowana klapnęłam z powrotem na łóżku. Gadała, gadała, gadała, gadała, gadała... Już bym zdąrzyła ze 20 razy wziąć prysznic.
W końcu jednak porwałam jakąś piżamkę i poszłam do pokoju Nialla.
- Cześć- pocałowałam go na powitanie- Mogę skorzystać z twojej łazienki?
- Cookie?- posłał mi pełne zrozumienia spojrzenie i uśmiechnął się niechętnie.
- Nie lubisz jej?- zapytałam.
- To za mało powiedziane! Ja jej po prostu nie cierpię! Ona jest masakryczna!- stwierdził i wskazał na drzwi do łazienki.
Ułożył się wygodnie na łóżku i mruknął "Będę czekał!".
I wtedy zabrzęczały mi w uszach słowa Harry'ego. "Będę czekał. Nie ważne, jak długo, ale będę"... Przed oczami zobaczyłam jego twarz. Rose! Ogarnij się! TY kochasz SWOJEGO CHŁOPAKA, NIALLA!!!
Weszłam pod przysznic i skierowałam strumień lodowatej wody prosto w moją twarz, by odgonić od siebie myśli związene ze Styles'em.
Włożyłam na siebie piżamkę i wyszłam z łazienki. Niall jak leżał, tak leżał, ale tym razem w towarzystwie ciastek.
- Będziesz to jadł?- spytałam- Na noc?
- Nie "będziesz", tylko będziemy- poprawił mnie.
- O nie, kochany- zmierzwiłam jego czuprynę.
- Tak- droczył się.
- No to sobie jedz- uległam- Ale ja nie zamierzam.
- Okay- kiwnął głową i w zwolnionym tępie chwycił jedno z ciastek, które już po chwili wylądowało w jego ustach.
Jadł aż mu się uszy trzęsły i zachowywał się przy tym, jak w reklamie telewizyjnej. Wiecie, w jednej z tych, w których jakaś przepiękna kobieta z toną make up'u na twarzy próbuje zachęcić odbiorców do zakupu różnych badziewi, choć na sam ich widok oczy ją pieką.
Marketing- fajna rzecz!
- Ale pycha- zachęcał mnie- Na serio nie chcesz?
- No dobra- wydukałam zrezygnowana i rzuciłam się na ciacho.
I tak sobie kulturalnie spożywaliśmy "kolację". Cały czas się karmiliśmy i w ogóle, i nie wiem jakim sposobem, ale te ciastka były wszędzie. Jedno nawet (na serio nie mam pojęcia jak) wylądowało w szafie Horanka.
- Zaklepuję ostatnie!- krzyknęliśmy oboje i niczym stado... eee... Nie wiem czego rzuciliśmy się na pudełko. Tym pięknym sposobem wygrałam ciacho!!! OH YEAH!!!
- Teraz wyplujesz grzecznie to ciastko, albo...- zagroził Niall.
- Albo co?
- Albo to- i zaczął mnie łaskotać. Najnormalniej w świecie nie mogłam złapać tchu. Rechotałam się jak głupia. Od zawsze moją słabą stroną były łaskotki, które posiadałam praktycznie na każdej części ciała.
Gdy byliśmy w dość dziwnej pozycji do pokoju wlazła (bez pukania) Colette.
- Możecie przestać hałasować? Spać nie mogę!- stwierdziła, badając nas wzrokiem, po czym zrezygnowana opuściła pomieszczenie.
A my? Jak to my! Wybuchnęliśmy niepochamowanym śmiechem. W sumie to ja się śmiałam bardziej ze śmiechu Nialla niż z tej całej sytuacji, ale czy to ważne?
Gdy już się ogarnęliśmy, położyliśmy się na łóżku i przytuleni do siebie, zasnęliśmy.
_________________________________________________________________________________
Witojcie z 26 rozdziałem! Przepraszam was, że przez ten czas nie pisałam, ale po prostu muszę ogarnąć ten rok szkolny, bo wiecie... Wracać do domu i odrabiać zadanie? Nie podoba mi się to! Ale... Kończą mi się pomysły i wena!!! Ale... SPX! Dam radę! Dla was!
Ale nie wyrabiam z dwoma blogami, więc drugiego usunę i zostanę na tym, a tamtą historię będę kontynuować po skończeniu tej, ok?
Dzięki za komentarze i też was koffam!!!
Kocia3ek