Close the door, throw the key...

wtorek, 30 października 2012

Rozdział 45

Podziękowałam Hazzie za wspaniałe śniadanko i powędrowałam do salonu. Klapnęłam na sofie i bezsensownie wgapiałam się w ciemny ekran telewizora. Nawet nie myślałam. Nad niczym. Po prostu siedziałam, aż się sama sobie dziwiłam, że tak potrafię. Głowa mnie strasznie bolała, ale stwierdziłam, że nie opłaca się panikować, bo to nic poważnego i siedziałam dalej. Genialny pomysł, prawda? Tak, wiem! Nie musicie mnie już tak chwalić...
- Rosie?! Rosie?!- usłyszałam nad sobą głos Louisa- Co tak siedzicie jak na stypie?!
 Momentalnie się ocknęłam.Jak to "siedzicie"? Dopiero w tej chwili zorientowałam się, że na fotelu obok mnie siedzi Harry i się na mnie dziwnie gapi.
- Czuję się niekomfortowo- mruknęłam do niego, a on automatycznie odwrócił wzrok w drugą stronę.
- Ładny kolor ścian, nieprawdaż?- stwierdził.
-  Idziemy nad jezioro!- zawołał Niall i skoczył na mnie, kładąc mi się na kolanach.
Tym pięknym sposobem cisza została przerwana, gdyż już po kilkudziesięciu sekundach zlazła się hołota.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że trochę ważysz?!- wrzasnęłam, na co szybko się podniósł.
- Idziemy nad jezioro!- powtórzył niemniej entuzjastycznie.
Westchnęłam głęboko i poszłam na górę, żeby ubrać sobie pod spód strój kąpielowy. Szczerze mówiąc, nie chciało mi się wcale nigdzie iść. Takie typowe, babcine myślenie, ale naprawdę nie miałam nastroju i czułam, że nie powinniśmy, że coś się wydarzy. Ale... Jak to ja- nic nie mówiłam.
Po piętnastu minutach siedzieliśmy już w vanie w drodze.
Gdy już zajechaliśmy na miejsce, rozłożyliśmy koc pod jakimś drzewem w cieniu. Ja natomiast wzięłam ręcznik, zdjęłam ubranie (pozostając w samym stroju kąpielowym) i położyłam się na słońcu.
- Co ty robisz?- zapytał Harry.
- Opalam się. Jestem blada jak ściana- poinformowałam go.
Po chwili położył się koło mnie Malik. Spojrzałam na niego pytająco.
- Opalam się. Jestem taka blada- powiedział Zayn piskliwym głosikiem (na co zarówno ja, jak i chłopcy) zareagowaliśmy głośnym śmiechem.
- Tylko mi słońca nie ukradnij- mruknęłam i obróciłam się na plecy.
Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się dźwiękami przyrody i... jedzącego Nialla. Po chwili poczułam jak ktoś podnosi mój ręcznik.
- Nawet nie próbujcie- zagroziłam, ale na próżno, gdyż już po chwili wylądowałam w wodzie.

<OCZAMI LIAMA>
Wrzuciliśmy Rose do wody, a sami odskoczyliśmy jak najdalej, żeby tylko nas nie dorwała, jak się "ocknie".
Długo się nie wynurzała, a jak już to zrobiła, zaczęła machać rękami jak opętana i z trudem łapać powietrze. Nasz geniusz nie zna granic! Nie sprawdziliśmy wcześniej głębokości wody, tylko tak sobie- wrzuciliśmy Renesme. Nie no, nie ma co- bardzo odpowiedzialnie!
Zanim jednak skapnęliśmy się, że może trzeba do niej podejść i ją "uratować", jak gdyby nigdy i nic, stanęła na nogach. A co ciekawsze? Wody miała po kostki!
Miałem ochotę ją poćwiartować i zakopać gdzieś w tamtym momencie. My tak się martwiliśmy, a ona sobie tak  po prostu zrobiła nas w konia.

<OCZAMI RENESME>
Mają za swoje! Myślą, że mogą mnie bezkarnie wrzucać do wody, podczas gdy JA próbuję się trochę opalić?! Nie no- nie ma takiego bicia, kotynieńki!
Zajęłam z powrotem moje miejsce i poczęłam ponownie rozkoszować się promieniami słonecznymi. Niall i Liam poszli się przejść, zobaczyć, czy są jacyś wędkarze, czy coś w ten deseń, a my leżeliśmy w ciszy i wgapialiśmy się w niebo, albo w trawę.
Ocknęliśmy się dopiero po dwudziestu minutach, kiedy to chłopcy zaczęli drzeć japę, że "znaleźli coś super i, że mamy natychmiast do nich przyjść". Jak poparzeni zerwaliśmy się z miejsc i czym prędzej pobiegliśmy w ich stronę.
Okazało się, że to co znaleźli to jakieś 3 przestarzałe kajaki sprzed kilku lat. Chyba wolałabym już usmażyć się na wiór na tym zacnym słoneczku, ale mus to mus. Jakoś tam przeżyję... Może!
Załadowaliśmy się do kajaków (ja i Zayn, Harry i Lou, Liam i Niall) i wypłynęliśmy na środek jeziora. Cały czas się wygłupialiśmy, skakaliśmy do wody i wszystko nagrywaliśmy nierozłączną kamerą Liama.
Do brzegu przybiliśmy w składach następujących :Ja, Lou i Niall, Liam sam, Harry i Zayn. Ciekawe, prawda?
Osuszyliśmy się i z powrotem pojechaliśmy do domu, gdyż zrobiło się już trochę ciemno. Nawet nie zwróciłam uwagi, że zleciało tak dużo czasu. Naprawdę dobrze się bawiłam.
Podjechaliśmy na podjazd, a Nialler oczywiście jako pierwszy wystartował z samochodu. Serio! My ledwo klamki nacisnęliśmy!
- Chodźcie tu szybko! Dzwońcie na pogotowie!- usłyszeliśmy.
_____________________________________________________________________
Hejka! Dzisiaj rozdział niezbyt długi, ale weny mi brakuje, niestety.
Po raz kolejny mam do was kilka spraw:
1. Dziękuję mojej kochanej Jossie za wielką pomoc. Daje mi tyle pomysłów, że nie wyrabiam.
2. Dziękuję też Cieszy Fejsowi (ona będzie wiedzić za co).
3. Nadal nie zgłosił mi się nikt do kontynuowania wraz ze mną tego opowiadania: 1d-takemehome.blogspot.com . 
Dlatego chyba usuwam, jeżeli nikt nie zgłosi się do 10 listopada, ok?
4. Rozdział pisany przy nowej piosence 1D- "Little Things" (kto jeszcze nie przesłuchał ma dużo do nadrobieni).
Kocham was!
(ale malutki obrazek, sorry was za to, ale u mnie się nie da powiększyć)
 Kocia3ek

wtorek, 23 października 2012

Rozdział 44

- QUADY?! Niall, czy ciebie na serio popierniczyło?!- reakcja Harry'ego, gdy zobaczył czym po nich przyjechaliśmy. Dziwnym trafem była identyczna, jak moja kilka godzin temu. Ciekawe, prawda?
Liam chyba też niespecjalnie był zadowolony perspektywą wracania do domu tym czterokołowcem, Zayn skomentował to słowami "WARIACI", a Louis zaczął latać w popłochu i drzeć się jak porypany, że jesteśmy niesamowici i właśnie spełniliśmy jego największe marzenie.
Podzieliliśmy się więc na trzyosobowe grupy- po jednej na quada (ja, Harry, Lou i Liam, Niall, Zayn). Louis uparł się, że on jest najbardziej odpowiedzialny (TA JASNE!) i to właśnie on powinien kierować. Ja się oczywiście zgodziłam, gdyż nie miałam najmniejszej ochoty na prowadzenie tejże maszyny po raz kolejny. Nawet jeżeli znałam trasę.
Załadowaliśmy po jednej walizce gdzieś na "bagażnik" i sami również wpakowaliśmy się na pojazdy.
- Ścigamy się!- wrzeszczał Zayn, który usiadł za "kierownicą".
Ledwie usiadłam na miejscu, Lou wystartował. Pewnie gdyby Harry mnie nie złapał, spadłabym sobie kulturalnie na ziemię i oblazłyby mnie robale. Także... Dziękuję Haroldzie!
***
Po kilkudziesięciu minutowej przejażdżce, byliśmy już w domu. Liam praktycznie zleciał z tego quada i krzycząc "Dziękuję Boże za bezpieczny przyjazd" zaczął biegać wkoło domu jak szalony.
W końcu przekroczyliśmy próg, cali uchachani. Mama przywitała chłopaków tekstami "Jak tam sprawy sercowe?" i "Ale dojrzale wyglądacie". Louisowi udało się skutecznie wymigać i już po chwili znalazł się z głową w lodówce. Kilka minut później, gdy mama podziwiała ubiór Zayna, przybiegł do nas z płaczem.
- Co się stało?- zapytał Niall.
- To nic osobistego, kochanie. Po prostu nie masz w lodówce ani jednej marchewki- wytłumaczył Lou, a my oczywiście zaczęliśmy się śmiać.
Gdy już się uspokoiliśmy (a raczej mama nas uspokoiła), zanieśliśmy te walizy na poddasze, gdzie mieliśmy przez najbliższe kilka nocy wszyscy spać, po czym postanowiliśmy, że wieczorem robimy ognisko w lesie.
Z tego właśnie powodu pożyczyliśmy od mamy samochód i ruszyliśmy "na miasto", żeby kupić jakieś kiełbasy, czy coś. Louis prowadził, obok niego klapnął Liam, a my oczywiście musieliśmy gnieść się z tyłu. Wpieprzyłam się Zaynowi na kolana i pojechaliśmy.
W sklepie ogólnie, jak to z nami zaczął się małpi gaj. Zresztą nic nowego. Dla nas. Bo irlandzka obsługa raczej niespecjalnie była zachwycona naszym zachowaniem i komentowała to jedynie wzrokiem wbitym w sufit.
Zapakowaliśmy jedzeniem chyba ze 3 wózki, po czym Louis zarządził kolejny już tego dnia wyścig na czterokołowym "pojeździe". Jednak tym razem "pojazd" ten był odrobinkę mniej przystosowany do wożenia ludzi niż quad i prawie wlecieliśmy na regał z makaronami. Na nasze szczęście, udało nam się wcześniej zahamować.
***
Do domu przyjechaliśmy około godziny 17:00. Zrobiło się już trochę chłodniej, więc zmieniłam sweterek na cieplejszą bluzę i poszliśmy do lasu. Liam wiózł jedne taczki z drewnem, Lou drugie z jedzeniem (tak, nienormalni ludzie, taczki z jedzeniem, znam to! Ale przypominam, że jest z nami niejaki Niall Horan), a Harry trzecie ze... mną. No co? Nie chciało mi się iść!
- Zajechaliśmy, milordzie- zapowiedział Hazza i wysadził mnie z "karety". 
Zayn i Liam zaczęli rozpalać ognisko, choć szło im to niezbyt sprawnie; Louis nabijał marchewki na kije; Niall wpieprzał surową kiełbasę; ja i Harry skakaliśmy dookoła nierozpalonej jeszcze kupki drewna, tańcząc jakiś taniec szamana i drąc się do Malika "Jaki piękny stosik!".
Dopiero, gdy zrobiło się ciemno, mogliśmy usiąść na pieńkach wkoło ogniska i zacząć piec sobie kolację. Gdy Niall już porządnie sobie pojadł, wziął gitarę i zaczął brzdąkać, a my coś tam wyliśmy zupełnie bez sensu, jak jacyś co najmniej pijani.
Zakończyliśmy biesiadę dopiero po północy, ponieważ mama zaczęła się dobijać, że się o nas niepokoi i w ogóle.
Jako pierwsza dobiłam się do łazienki, wzięłam prysznic i przebrałam w piżamę, po czym położyłam się w łóżku i nie czekając na resztę, zasnęłam.
***
Obudził mnie dźwięk wiadomości tekstowej. Przetarłam oczy i spojrzałam na wyświetlacz.
"Uraczysz nas swoją obecnością na śniadaniu? Czekamy!!! Harry xoxoxoxo"
Oprócz niej była jeszcze:
 "Złaź na dół!!!! Głodny jestem, a bez ciebie nie jemy"  od Nialla.
 Była godzina 10:00. Wygramoliłam się więc z łóżka i z zestawem ubrań powędrowałam do łazienki, by ogarnąć facjatę.
Z dołu dobiegły mnie krzyki chłopaków:
- Jedzmy już ludzie!!!- wrzeszczał Niall.
- Zachowuj się, człowieku- uspokajała go mama.
- Właśnie. Nie po to Harry wstał przed ósmą, żebyś ty zeżarł Rose wszystkie naleśniki- powiedział Liam.
Urwali swoją konwersację, gdy pojawiłam się w kuchni. Harry spalił buraka, ale ja się tylko do niego uśmiechnęłam i poczęłam spożywanie jego mistrzowskich naleśniczków.
________________________________________________________________________
Cześć! Rozdział 44. Krótki rozdział 44! Ale błagam, wybaczcie mi to!!! BŁAAAAAAAGAM!
Od kilku dni próbuję go napisać, ale wiecie... Wyszedł, jak wyszedł i nie miejcie mi tego za złe, ok?
Mój numer gg- 4935256
AHA! I teraz naprawdę ważna dla mnie sprawa:
Moja współautorka z bloga 1d-takemehome.blogspot.com zrezygnowała z dalszego pisania. Niestety!
I zostałam sama. A raczej nie uda mi się samej go pisać, więc jeżeli ktoś byłby chętny do współpracy z nieogarniętą nastolatką- OTO JESTEM!
Kocham was i dziękuję za wyrozumiałość!
 Kocia3ek

poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 43

Odpowiedziała mi jedynie cisza, więc zdecydowałam się, iż nie będę dłużej ciągnęła tej "rozmowy". Odwróciłam się tylko w stronę ściany, przytuliłam kołdrę i opuściłam powieki. Słysząc równomierny oddech Nialla i ciche chrapanie, zasnęłam.
***
Nic mnie tego dnia nie obudziło i było to zastanawiające. Na tyle, że obudziłam się sama z siebie.
 Sięgnęłam po IPhone'a, jednak nie poczułam go pod moją dłonią. Zaczęłam się niepokoić, ale gdy przypomniałam sobie, co zrobiłam z nim w nocy zerwałam się z łóżka jak poparzona w poszukiwaniu telefonu na podłodze. W końcu go znalazłam... Pod dywanem...
 Zerknęłam na wyświetlać komórki. Godzina 9:00.
Wyjęłam z walizki jakieś ciuchy i poszłam do łazienki, aby się choć po części ogarnąć. Zrobiłam sobie lekki makijaż, uczesałam się i umyłam twarz.
- Rose! Śniadanie!- usłyszałam z doły stłumiony przez skwierczącą patelnię głos mojej mamy.
Zbiegłam do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanie. Usiadłam więc przy stole i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki.
- Gdzie Niall?- zapytałam.
- Pojechał do sklepu na rowerze po Nutellę. Powiedział, że nie lubisz jajek, więc poleciał kupić ci coś, co będzie ci smakowało- odparła i zajęła miejsce na przeciwko mnie, po czym zaczęła konsumować jajecznicę.
Akurat wypiłam sok, zjawił się zmachany Nialler, dzierżący w ręku słoik czekolady.
- Dla księżniczki- oznajmił doniośle i niczym jakaś niezwykle szanowana postać w królestwie postawił mi wyżej wspomniany słoik na talerzu. Była na nim przyklejona karteczka z napisem "I'm sorry" i smutną buźką. Uśmiechnęłam się do siebie. Przypomniała mi się nasza "pierwsza randka" w LA, kiedy to poobklejał podobnymi karteczkami drogę na dach tego wieżowca.
- Ależ dziękuję, milordzie- powiedziałam i zaczęłam smarować sobie chleb.
***
Po śniadaniu zadzwonili chłopcy z wiadomością, iż za jakieś dwie i pół godziny będą na lotnisku i że mamy po nich łaskawie przyjechać.
- Spoko- podsumował Niall do słuchawki- Do zobaczenia!
I się rozłączył.
- Niall, pragnę nieśmiało ci wyznać, że ani ja, ani ty nie mamy prawa jazdy- przypomniałam mu- Więc czym ty chcesz właściwie tam po nich jechać? Bo chyba nie rowerem?
- NIE! Coś ty! Mam dość rowerów- zaprzeczył- Ale damy sobie jakoś radę. Zaraz coś wymyślę- dodał i wybiegł z domu.
Spojrzałam pytająco na mamę, która właśnie kończyła picie swojej kawy. Uśmiechnęła się do mnie lekko, ale widziałam po niej, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu. Ja natomiast pokręciłam głową rozbawiona.
Wybaczyłam Niallowi... Chociaż... "Wybaczyłam" to chyba trochę zbyt mocne słowo, jak na taką drobną sprzeczkę. Mam jednak nadzieję, że to jest ostatni raz, kiedy obraża kogoś z mojej rodziny.
Usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać jakiś album ze zdjęciami, który do tej pory leżał sobie spokojnie na ławie. Z bananem na twarzy przeglądałam fotografie Nialla zaraz po urodzeniu, Nialla wymieniającego drobnoustroje z jakąś dziewczynką na trójkołowych rowerkach, Nialla jedzącego tort, Nialla jedzącego jabłko, Nialla jedzącego ogórka, Nialla występującego w szkolnym przedstawieniu o warzywach jako kalafior, Nialla próbującego zjeść pomidora, którego gra jakiś bezbronny chłopczyk w tym samym przedstawieniu, Nialla jedzącego ryż, Nialla na huśtawce, Nialla z występu w XFactorze, Nialla na nocniczku...
- Co ty robisz?!- zawołał ktoś za mną, tak że aż upuściłam album na podłogę.
- JEZU!!! NIALL!!! NIGDY WIĘCEJ TAK NIE RÓB!!!- wrzasnęłam na niego- Prawie zawału dostałam!
- Co to za zd...- urwał na chwilę, a jego twarz zrobiła się tak czerwona, że zaczęłam się o niego dość poważnie niepokoić- KTO CI DAŁ TEN ALBUM?!
- Sama znalazłam- wzruszyłam ramionami.
- Ile widziałaś?- zapytał.
- Wszyściuteńko- powiedziałam ze złowieszczym uśmieszkiem.
- TO też?- zaniepokoił się akcentując słowo "TO".
Wzniosłam oczy do góry i powstrzymałam się od udzielenia odpowiedzi na jego pytanie. On też zaprzestał dążenia tego tematu.
- Jedziemy po chłopaków- zapowiedział i razem ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Weszliśmy do garażu, gdzie czekały na nas....
- QUADY? Niall, czy ciebie na serio popierniczyło?!- spytałam.
- Raczej nie- zawahał się, a widząc moją minę dodał- No nie mamy prawa jazdy, tak? A na quada nie trzeba prawka, wystarczy dowód osobisty.
- Ale.... Ale...- nic sensownego nie przychodziło mi do głowy- Jak oni się tutaj zmieszczą z tymi swoimi kolosalnymi walizami?
- Dzwoniłem do nich wcześniej spytać, ile mają tobołków. Powiedzieli, że Liam ma walizkę z Zaynem, a Lou z Harrym, więc...
- DOBRA!!!- przerwałam mu.
Nie wiedziałam, jak mi się uda kierować tym całym quadem (choć nie był to mój pierwszy raz na takiej maszynie), ale Niall mi wszystko jako tako wytłumaczył. Powiedział także, że nie będziemy jechali zbytnio po ruchliwej ulicy, czym trochę mnie uspokoił, jednak nie zmieniało to faktu, iż wolałabym klasyczną taksówkę. Nudziara ze mnie, co? Tak, wiem!
Wsiadłam na jednego z quadów i delikatnie nacisnęłam gaz i wyjechałam z garażu.
- Ej, może byś poczekała?!- krzyknął za mną Niall.
Zahamowałam więc i stałam tak na podjeździe dopóki mój brat nie obrał prowadzenia.
***
Na lotnisko dojechaliśmy w jakieś pół godziny. Ogólnie cała droga zeszła nam na jakichś polach (jednemu gościowi wjechaliśmy w kukurydzę i zrobił nam aferę) i lasach. Taki trochę survival...
Zostawiliśmy quady w odległości w miarę "bezpiecznej", że tak to ujmę i ruszyliśmy w stronę portu. Samolot już wylądował, ale pasażerów jeszcze nie było, gdyż musieli odebrać bagaże i tak dalej.
W końcu w tłumie wypatrzyliśmy cztery roześmiane twarzyczki. Pomijając fakt, że Harry cały się trząsł i lazł w szaliku, a Louis wiózł Liama na jednej z walizek, wszystko było w normie.
Puściliśmy się pędem w ich stronę, trącając wcześniej jakichś niczego niespodziewających się ludzi. 
- CZEEEEEEEEEEEEEEEEEEŚĆ!!!!- pisnęłam i zrobiliśmy z nimi grupowego miśka, nie zwracając uwagi na gapiów, po czym zaczęliśmy się każdy z osobna witać.
- Tęskniłem- powiedział Harry zachrypniętym głosem, przytulając się ze mną. 
- Nie widziałeś mnie tylko jeden dzień- zdziwiłam się.
- O jeden dzień za długo- stwierdził- A ty się za mną nie stęskniłaś?
- Stęskniłam się za wami wszystkimi.
- Ale za mną najbardziej?
- Pewnie, że tak, wariacie!- zmierzwiłam mu fryz.
Po chwili straciłam grunt pod nogami.
- Harry puść mnie do jasnej cholery! Umiem sama chodzić- wrzeszczałam, ale ten wypłosz ani śnił, by mnie postawić- Przestań!
- Chciałabyś- uśmiechnął się od ucha do ucha- Drodzy państwo, witam na pokładzie odrzutowca "BCZJBBL"! Proszę zapiąć pasy! Trzymaj się Rose, czas na TURBO przyspieszenie!
- Uspokój się Haroldzie! Czekaj... "BCZJBBL"?
-  Boskie Ciacho Z Jeszcze Bardziej Boskimi Loczkami"- wyjaśnił i zaczął biegać po całym porcie lotniskowym.
W końcu jednak Liam kazał mu się ogarnąć, więc postawił mnie na ziemi.
- Dzięki- szepnęłam mojemu wybawcy i kulturalnie opuściliśmy lotnisko.
________________________________________________________________________________
Witajcie!
Po pierwsze- przepraszam, że tak późno.
Po drugie- przepraszam, że tak krótko i nietreściwie.
Po trzecie- pozdrawiam Jossie (komentuje tego bloga jako "Viva La Vida")
Po czwarte- mój numer gg: 4935256.
Po piąte- teraz będę sama zestawiała ubrania (tym razem na allani.pl). W tym rozdziale jest zestaw mojego autorstwa (z pomocą Jossie of course).
Po szóste- 1d-takemehome.blogspot.com
Po siódme- dodałam muzykę, jak już się zapewne zorientowaliście i czekam na wasze propozycje utworów, więc piszcie w komentarzach, co mogę jeszcze do nich dodać. 
Po ósme- kocham was, jak nie wiem.
 Kocia3ek

środa, 17 października 2012

Rozdział 42

Pogadaliśmy ze sobą jeszcze przez dość długi czas. Na temat naszego dawnego związku, na temat tego, iż jesteśmy teraz najprawdziwszym rodzeństwem... Nie wiem ile dokładnie czasu nam to zajęło, ale, gdy już wyszliśmy na ścieżkę z lasu, było ciemno.
- Niall, wiesz gdzie jesteśmy, prawda?- spytałam przerażona.
- Tak, Rose. Wiem, gdzie jesteśmy.  Znam to miejsce, jak własną kieszeń.
Po pół godzinnym plątaniu się po irlandzkich uliczkach, stanęliśmy przed drzwiami domu.
- Mówiłem?- zapytał z triumfem na twarzy.
- Ta- mruknęłam pod nosem i powlokłam się za nim do środka.
Od progu przywitała nas mama, która oczywiście mówiła, że strasznie się martwiła, itp, itd. Niall wzruszył ramionami. Nie wiem, co się mu stało, ale ostatnio jakoś dziwnie zaczął się zachowywać. A może tak mi się tylko wydaje? Zadzwonił mu telefon i jak poparzony poleciał do góry, aby go odebrać.
Usiadłam z mamą na kanapie i zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Naprawdę... Była bardzo inteligentną kobietą, więc konwersacja również okazała się niezwykle rozbudowana i ciekawa. Gdy właśnie poruszyłyśmy temat poziomu mojej dotychczasowej edukacji, rozległo się głośne stąpanie po schodach, a przed moją twarzą pojawiła się czupryna mojego brata.
- Chłopaki przyjadą- oznajmił- Jutro po południu chyba.
Uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Fajnie- ziewnęłam.
Nagle poczułam się senna, więc oznajmiłam "rodzince", iż idę wziąć prysznic.
Wyszłam na poddasze, wyjęłam piżamkę z walizki i udałam się na pierwsze piętro domu, do łazienki. Zdjęłam ubrania, weszłam do kabiny prysznicowej i skierowałam zimny strumień wody wprost na swoją głowę. Zmoczyłam włosy, nałożyłam na nie szampon, spłukałam i zakładając ręcznik stanęłam na zimnych płytkach. Nachyliłam się nad umywalką i wyszorowałam porządnie ząbki.
- Mamo! Jak ty mogłaś coś takiego zrobić?!- usłyszałam z dołu podniesiony głos Nialla.
- Synku, przecież wiesz, że nie chciałam- odezwał się drugi głos, należący do mojej rodzicielki. Raczej nie był zbyt wesoły.
Nie chciałam podsłuchiwać ich rozmowy, jednakże to z każdym słowem stawało się silniejsze ode mnie.
- Jak ty do jasnej cholery mogłaś zdradzić ojca z jakimś debilem?!- darł się mój brat tak głośno, że przypuszczałam, iż nie jestem jedyną osobą, która w tym momencie go słyszy.
Jak on mógł coś takiego powiedzieć o moim tacie?! Nie mogłam w to uwierzyć... Łzy leciały mi strumieniami.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz, co ty zrobiłaś?!- Niall nadal krzyczał.
Teraz nie wytrzymałam. Poczułam się jak śmieć, jak zupełnie niepotrzebny obiekt, który trzeba wyeliminować za wszelką cenę. Jakbym była jednym wielkim nieporozumieniem, czyimś największym błędem w życiu.
Cisnęłam butelką moich perfum na podłogę. Szkło roztrzaskało się, a ciecz wylała znajdując ujście w przerwach między płytkami.  Teraz nie obchodziło mnie nic. Niall naprawdę mnie zawiódł. Myślałam, że jest moim przyjacielem. Nie znał mojego ojca! Szczerze mówiąc, ja także ledwo go pamiętam, ale wiem, że był dobrym człowiekiem.
Zgarnęłam ubrania i z trzaskiem drzwi wybiegłam na korytarz, po czym poleciałam do mojego tymczasowego pokoju i rzuciłam się na wybrane przeze mnie łóżko. Dlaczego takie rzeczy zawsze mnie spotykają?! Miałam ochotę uciec od tego wszystkiego, gdzieś daleko! Niby nie powiedział nic takiego, tak zapewne myślicie... Ale to naprawdę zabolało. Bardziej niż dźgnięcie się nożem (a wiem, ponieważ doświadczyłam takiego uczucia). Zapłakałam całą poduszkę, tak, że bałam się, że za chwilę utonę. Ale musiałam jakoś dać sobie z tym wszystkim radę.
- PRZYJACIEL?!- wrzasnęłam przez łzy na tyle głośno, by ten blondyn na dole mnie usłyszał.
I znów zaczęłam pochlipywać. Nakryłam twarz kołdrą i nawet nie wiem, kiedy trafiłam do krainy Morfeusza, która (nawiasem mówiąc) tej nocy nie była specjalnie gościnna i nawiedzała mnie najgorszymi koszmarami, jakie w życiu miałam.
***
Przebudziłam się w środku nocy. Otworzyłam oczy i usłyszałam głośne stukanie i jakieś dziwaczne szuranie i trzaski. Nie powiem, że nie byłam przerażona, gdyż z reguły należę do osób prawdomównych.
Poduszka spadła mi gdzieś na podłogę, ale nawet nie próbowałam jej podnieść. Wiecie... Jest ciemno, słyszycie jakieś hałasy. Automatycznie macie się ochotę do kogoś przytulić, a nie szukać poduszki po omacku, wiedząc, że gdzieś w waszym pokoju może czaić się jakiś pająk, czy coś. FUJ! Dlatego też zrezygnowałam z zamiaru podniesienia obiektu. Wiedziałam jednak, że na mojej walizce leży mój IPhone i latarka, dlatego niepewnie (po wielu próbach) po nie sięgnęłam. Spojrzałam na rażący wyświetlacz telefonu. Godzina 2:22. Czy się przestraszyłam? Tak, ale bardziej niż byłam w tej chwili już nie mog... CZEKAJ! COFAM! Ujrzałam czyjąś sylwetkę w ciemności. Wtedy to już na serio miałam niezłego cykora. Chwyciłam latarkę i przyświeciłam nią w twarz tego kogoś, po czym nie specjalnie myśląc, co robię i kim ten ktoś w ogóle jest, rzuciłam w niego komórką.
- AŁ!!!- usłyszałam głośne syknięcie i jakiś trzask.
Momentalnie przestały się liczyć te pierdyliardy różnych stworów, które mogły tylko czekać na jeden mój ruch i rzuciłam się pędem w stronę włącznika światła i zobaczyłam...
- NIALL???
- Czy ty zawsze rzucasz w ludzi?- zapytał sarkastycznie, trzymając się za głowę.
- W środku nocy, jak mnie przestraszą- wyjaśniłam, ale gdy przypomniałam sobie, co mówił o moim tacie, dodałam- I jak sobie zasłużą!
- Przepraszam cię bardzo, ale nie mogłem zasnąć i chciałem pospać sobie tutaj.
- Z córką "debila"?- zapytałam, czując łzy napływające mi do oczu.
- O czym ty mówisz?- próbował zgrywać idiotę, którym jakby nie patrzeć, trochę był.
- Już  ty dobrze wiesz o czym. A teraz weź zejdź mi z oczu!- wysyczałam.
On natomiast popełzł do wspomnianego kilka linijek wyżej włącznika światła i pstryknął go powodując ciemność.
- Już mnie nie widzisz- stwierdził, po czym słyszałam, jak ułożył się w łóżku obok- Dobranoc!
Zdecydowałam się podnieść jednak tą poduszkę, ponieważ stwierdziłam, że bez niej to raczej nie uda mi się zasnąć.
- Śpisz?- spytałam.
- Nie, powieki oglądam- burknął i nakrył się kołdrą.
- Mógłbyś mi z łaski swojej wytłumaczyć, dlaczego nazwałeś mojego ojca "debilem"?- wydusiłam z siebie.
Odpowiedziała mi cisza, ale już po chwili została przerwana.
- Słyszałaś to?- zainteresował się- To wyjaśnia rozbite szkło w łazience- mruknął do siebie, jednak i tak to usłyszałam.
- Odpowiesz na moje pytanie?
- Rose, to nie tak. Wyobraź sobie proszę, że twoja matka zdra...
- Jakby nie patrzeć mój ojciec też zdradził swoją żonę!!!- przerwałam mu.
- Ale to jest coś innego- uparł się- To nie była twoja prawdziwa matka!
Nie powiem, byłam wkurzona. Trochę za dużo sobie pozwalał w tym momencie
- Aha... I to ma być moja wina, tak?
________________________________________________________________________
Heja kochani moi! Co tam u was ciekawego się dzieje? Kto oglądał dzisiaj mecz Polska vs. Anglia? :)
Wiem, że ten rozdział jest dość krótki i może nie najciekawszy, ale ostatnio nic mi nie wychodzi, więc przepraszam was za to! Jeśli zobaczycie błędy- mówcie.
Komciajcie!!!
Dzięki wam strasznie za to, że czytacie te wypociny! Nie wiem, jak wam się chce, ale i tak jestem wam za to niesamowicie wdzięczna.
Jeżeli chcecie pogadać to tu macie mój numer GG- 4935256, możecie także podać swój w komentarzu.
I to chyba tyle na dzisiaj.
Niall życzy dobranoc i ja też! Więc... DOBRANOC!
Kocia3ek

wtorek, 16 października 2012

Rozdział 41

Usiadłam w jadalni obok Nialla. Mama nalała nam kompociku do szklanek i położyła talerz z szarlotką na środku stołu.
- Jedzcie, dzieci. Niall, pewnie jesteś głodny- zachęciła nas.
Skusiłam się na kawałek ciasta. Mój brat również... Na pięć kawałków ciasta, ale kto by mu liczył?
- Rose... Jak to się stało?- zapytała moja rodzicielka- Jak się o tym wszystkim dowiedziałaś?
Przyznam szczerze, trochę dziwnie to zabrzmiało. W ogóle, cała ta sytuacja jest dziwna. Bądźmy szczerzy, ta kobieta jest mi całkiem obca i chyba ciężko będzie nam stworzyć taką więź, jaka łączyła mnie niegdyś z Cornelią (moją "mamą"). Jednak moim zdaniem, warto spróbować.
- Moja ma...- zawahałam się przez chwilę- Mama, która mnie wychowywała przyjechała wraz z moim ojczymem, tatą Liama, do naszego domu w Londynie... I wtedy mi powiedziała.
Kobieta upiła łyka ze szklanki, po czym spojrzała na mnie przepraszająco. Ona chyba naprawdę żałowała tego, że mnie oddała.
- Czemu... No wiesz... Nie mogłaś mnie wychować?- spytałam. Mniej więcej znałam odpowiedź na to pytanie, ale mimo to chciałam usłyszeć ją z jej ust.
- Rose, ja naprawdę nie chciałam tego zrobić, ale chciałam, żebyś miała prawdziwe dzieciństwo. Ja... Nie byłam w stanie ci go zapewnić- była bliska płaczu-  Byłam załamana po śmierci męża i... Nie mogłam... Przepraszam cię...- łzy napłynęły jej do oczu, po czym z prędkością światła wydostały się na zewnątrz.
Nie chciałam, żeby przeze mnie teraz płakała. Nie chciałam, żeby ktokolwiek kiedykolwiek przeze mnie płakał, ale... Czasem życie nie polega na tym, co się chce, a czego nie. Ba! Prawie nigdy życie nie polega na tym, co się chce, a czego nie.
- Mamo...- szepnęłam- Nie płacz, proszę...
Otarła słone krople wierzchem dłoni, popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się niewyraźnie.
Byłam szczęśliwa. Ona również na taką wyglądała. A Niall??? Wyglądał na głodnego (jak zwykle zresztą).
***
- Pomóc ci?- zapytałam, gdy mama zabrała się za gotowanie obiadu. 
- Nie musisz- odparła.
- MUSI!!!- wrzasnął Niall z jadalni, w której to przecudownie obierał ziemniaki na frytki.
- Cicho tam siedź!- krzyknęłam.
Uspokoił się na chwilę, a zabrałam się za robienie sałatki.
Gdy po kilkudziesięciu minutach obiad był gotowy, zasiedliśmy wspólnie do stołu.
-  JEZU!!! Znowu to ZIELSKO?- mruknął niezadowolony Nialler, lecz posłusznie zabrał się za nakładanie jedzenia na talerz.
- Jak nie chcesz, to nie jedz- zaproponowała mama.
- Ale ja chcę!!! Głodny jestem przecież!- zaprotestował i zabrał się za pałaszowanie.
Sama nie byłam zbyt głodna, ale coś tam niby zjadłam.
Po konsumpcji posiłku, Niall zaprowadził mnie do jego starego pokoju. Na ścianie wisiała masa jego zdjęć z dzieciństwa, w rogu stała gitara, a na środku wielkie łóżko.
- Tu będziesz spała- wyjaśnił.
- A ty?- zapytałam zaciekawiona.
- Na poddaszu- stwierdził po chwili zastanowienia- jest tam parę łóżek.
- Nie będziesz spał na poddaszu- uznałam- Jak już to ja będę spała na poddaszu. Przecież dawno tu nie byłeś, pewnie chcesz się... Przywitać (?) z pokojem.
 - Serio? Przywitać z pokojem? Na nic innego cię nie stać, siostra?- prychnął.
Po moich długich namowach, zgodził się i wyniósł moją walizkę na najwyższe piętro domu. I w tym właśnie momencie zaczęłam żałować, że nie zostałam jednak w tym jego pokoju. W sumie, niby nic strasznego. W dzień. Ale nie wiem jak będzie w nocy i obawiam się, że strasznie. Cóż... Będę musiała jakoś przeżyć, bo nie chcę wyjść na tchórza, zwłaszcza, że przez ostatnie pół godziny kłóciłam się z nim o to miejsce do spania.
- Łazienka jest piętro niżej, drugie drzwi po lewej od mojego pokoju- wyjaśnił i wyszedł jak gdyby nigdy nic. Po kilku sekundach jednak wrócił- Przebierz się, czy co tam chcesz i zabieram cię na spacer.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem i zamknęłam za nim drzwi. Położyłam walizkę przy łóżku, które dla siebie wybrałam i otworzyłam ją. Wyciągnęłam z niej ubrania i zeszłam na dół do łazienki, o której przed chwilą wspomniał mój braciszek. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i właściwie byłam gotowa do wyjścia. Nie wiedząc jednak gdzie idziemy, pomalowałam lekko usta i podkreśliłam oczy.
- Gotowa już jesteś?!- wrzasnął  Niall zza drzwi.
- Chwila!!!- odkrzyknęłam, chwyciłam za szczotkę i szybko przeczesałam włosy, po czym opuściłam pomieszczenie.
Zeszliśmy na dół.
- Mamo, wychodzimy!- oświadczył chłopak i zamknął za nami drzwi wejściowe.
- Gdzie idziemy?- zapytałam mniej więcej w połowie drogi.
- Zobaczysz- mruknął i mnie wyprzedził- Idź za mną i nie marudź.
 Wleźliśmy do jakiegoś lasu. Wszędzie drzewa i pomimo godziny 14:00 było już ciemno, gdyż przysłaniały one światło słoneczne, które usiłowało przedostać się między ich koronami.
- Daleko jeszcze?- zacytowałam Osła ze Shreka.
- Nie daleko- przyspieszył trochę- Ruszaj tyłek, bo nie wyrobisz, kochana- zaśmiał się.
Pełen speed i LET'S GO BABY!!! Bez trudu go wyprzedziłam.
- Kto pierwszy do tego drzewa!- krzyknęłam, ponieważ byłam prawie pewna zwycięstwa. Niall był jakieś 100 metrów za mną, a ja nadal nie zwalniałam. Bez żadnego problemu dobiegłam do wyznaczonego wcześniej przeze mnie obiektu i czekałam na mojego towarzysza wrzeszcząc do niego jego własne słowa "Ruszaj tyłek, bo nie wyrobisz, kochany".
Gdy już wreszcie dobiegł, pogratulował mi i resztę drogi przebyliśmy już w miarę powoli.
- Zamknij oczy- powiedział po siedmiu minutach maszerowania.
Spełniłam jego prośbę.
- Tylko nie podglądaj- uprzedził. Dla pewności jednak położył dłonie na moich zamkniętych powiekach. I... Poczułam się jak za czasów, gdy byliśmy jeszcze razem. Ale musiałam szybko odgonić od siebie to uczucie, gdyż ten rozdział między nami jest definitywnie i nieodwracalnie zakończony. Tak trzeba i nic na to nie poradzimy. Niektóre rzeczy są silniejsze od nas, niestety.
Niall kierował mnie w jakichś dziwnych kierunkach. Raz niemalże potknęłam się o korzeń, a innym razem odrapałam sobie twarz o krzaki (za co porządnie go zjechałam), ale w końcu doszliśmy na miejsce.
- Jesteśmy- oznajmił, zdejmując ręce z mojej twarzy.
Oczom ukazała mi się przepiękna, biała altanka obrośnięta kwiatami, bluszczem i takim tam różnym roślinkami. W środku stało kilka ławek dookoła, jednak my zajęliśmy miejsca na schodkach prowadzących na podest tejże właśnie altany.
- Ładnie tu- zachwyciłam się i spojrzałam w górę.
Zajęliśmy miejsca na przeciwko siebie i popatrzyliśmy sobie prosto w twarz. Błękit oczu mojego brata nadal mnie zachwycał. Były bardzo podobne do moich jednak sama nigdy nie interesowałam się moimi tęczówkami.
- Brakuje mi... Nas- szepnął Niall odwracając wzrok.
- Mnie też- zgodziłam się z nim- Mogło nam się ułożyć. Ale w sumie... Przyzwyczaiłam się, że ja i szczęście w miłości to dwie różne rzeczy.
- Damy radę?- spytał.
- Damy radę- westchnęłam od niechcenia.
_________________________________________________________________________________
Hallo kotynieńki! Co tam u was? Mamy 41 rozdział i... Kto zgadnie co dzisiaj jest? Więc... Właśnie teraz minęły 3 miesiące od dodania pierwszego rozdziału na mojego bloga. Właśnie teraz, o godzinie 
18:30.
I teraz może jakieś podziękówki, co?
Dziękuję wszystkim czytelnikom. Tym, którzy byli tu od początku, którzy weszli i przeczytali jeden rozdział po czym stwierdzili, że to beznadziejne, i tym, którzy znaleźli mojego bloga dopiero niedawno...
Dziękuję mojej kochanej JOSSIE za wspaniałe pomysły, które mi podaje gdy nam się po prostu nudzi.
I mam nadzieję, że wytrwamy razem jeszcze co najmniej drugie tyle ;) 
LOVCIAM WAS!!!
Kocia3ek

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 40

Taksówka zajechała pod port lotniskowy. Wysiedliśmy, wyciągnęliśmy walizki z bagażnika i płacąc kierowcy, zmierzyliśmy w kierunku owego obiektu. Za piętnaście minut miała rozpocząć się odprawa, więc zajęliśmy miejsca w oczekiwaniu.
Te minuty zleciały naprawdę bardzo szybko... Chyba nawet ZBYT szybko- moim zdaniem oczywiście, bo nie wiem jak z punktu widzenia Niallera.
Odprawa zakończyła się dwadzieścia minut przed siódmą i już wtedy siedzieliśmy na swoich miejscach w samolocie. Planowane lądowanie o godzinie 8:13. No spoko, można i tak.
Wyjęłam telefon z kieszeni, wcisnęłam do niego słuchawki, włożyłam je do uszu i włączyłam jakąś muzyczkę. Niall grał na konsoli w MarioBros i raz po raz wrzucał jakieś żelki do ust. Oparłam głowę o okienko i przymknęłam oczy. Nie spałam przez cały lot. Myślałam.... Co będzie, jeżeli mama nie będzie mnie chciała, jeżeli mnie nie polubi? Nie wiem, jak to zniosę...
W głośnikach rozległ się głos steewardessy informujący, że za dziesięć minut lądujemy. Sprawdziłam, czy mam zapięte pasy i obudziłam mojego braciszka, który zasnął ze swoim Nintendo złożonym na klatce piersiowej.
***
Na parkingu udało nam się złapać jakąś taksówkę. Kierowca bełkotał coś strasznie niewyraźnie z irlandzkim akcentem. Niall twierdzi, że przeklinał na ruch uliczny, ale ja tam nie wiem- niczego nie zrozumiałam przez ten właśnie wyżej wymieniony akcent. 
Mój braciszek był strasznie wzruszony widokiem swojej ojczyzny. Cały czas wycierał oczy w rękaw bluzy.
- Wszystko w porządku?- zapytałam po jakimś czasie obserwowania jego zachowania.
- Ta... Tylko... Oczy mi się pocą- momentalnie się wyprostował i skierował wzrok w oparcie siedzenia kierowcy.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- I co się cieszysz?- zwrócił się do mnie.
- Nic, nic- pokręciłam głową.
- Zaśmiej się ze mnie jeszcze raz, a mojego focha, będą wspominać twoje prawnuki.
Resztę drogi przebyłam w milczeniu, gdyż nie chciałam urazić nieziemskiej dumy Horana. Co jak co, ale nie lubię jak się ludzie na mnie fochciają.
- To tutaj- zerwał się Niall, waląc łbem w "sufit" samochodu.
Taksówka wjechała na podjazd sporawego domu z całkiem dużym i ładnym ogrodem. Spojrzałam na Nialla pytająco, ale on tylko kiwnął głową.
I to był jeden z tych niewielu momentów, kiedy Renesme Smith było niedobrze. Na serio... Czułam, że za moment zwymiotuję. W brzuchu miałam jakieś dziwne uczucie. A do tej pory uważałam, że odpowiedź z fizyki jest stresująca! Jeżeli uważacie podobnie- uważajcie tak dalej, bo naprawdę NIKOMU nie życzę takiego uczucia, jak to które w tej chwili mi towarzyszy.
Wyszliśmy z taksówki i stanęliśmy pod drzwiami.
- Boję się- szepnęłam mu na ucho.
- Słuchaj, Rose... Ja nie jestem "Tym od dobrych rad" i... Nie będę ci mówił, że wszystko będzie dobrze, bo to chyba oczywiste. Nie będę też udawał, że wiem jak się czujesz, bo nie mam zielonego pojęcia... Mogę cię tylko przytulić, bo w tym jestem niepokonany- stwierdził na koniec i objął mnie.
Gdy już poczułam się "lepiej" dłoń mojego brata uniosła się do góry i skierowała w stronę białego "pstryczka", po czym delikatnie go wcisnęła. I teraz (tak całkiem nagle) poczułam jak moje śniadanie kieruje się ku górze i próbuje się wydostać na zewnątrz.
- Stay strong, stay strong, stay strong...- powtarzałam sobie w myślach. JEZU! Rose, ty wariujesz! Kobieto, uspokójże te swoje pieprzone odczucia, że zawsze musi pójść źle i zacznijże myśleć pozytywnie, ok?
Usłyszałam czyjeś kroki wewnątrz domu i przekręcanie zamka. Serce podskoczyło mi do góry i zaczęło niebezpiecznie przybliżać się do mojego gardła (a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie).
Ktoś nacisnął klamkę i drzwi się otworzyły.
W progu stanęła szczupła kobieta chyba po czterdziestce z krótko obciętymi, blond włosami. Na nogach miała kapcie, w ręku trzymała jakąś wczorajszą gazetę. Ubrana była w całkiem normalne- domowe ciuszki.
Spojrzała przed siebie, po czym jej wzrok wylądował na jej synu. Jej reakcja- warta milion funtów! Naprawdę, chyba nigdy nie widziałam tak szczęśliwego człowieka. Automatycznie na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, po czym rzuciła się na Nialla.
Przyglądałam się tej akcji z boku i miałam wrażenie, że do Londynu powrócę sama, gdyż mój towarzysz zostanie co najmniej uduszony.
Ale... Jak z tą moją mamą? Wygląda tak... opiekuńczo i troskliwie. Więc... Dlaczego mnie nie chciała? Byłam zła... Na siebie, na nią, na cały wszechświat! Ale z drugiej strony... Byłam jej wdzięczna. Gdyby nie ona, mnie by nie było, nie byłoby moich dzikich odpałów, nie byłoby moich przyjaźni, nie byłoby moich wszystkich przygód. Ale... Nie byłoby także wszystkich moich szalonych problemów i pomieszania z poplątanym na każdym kroku, jaki kiedykolwiek zamierzam postawić na drodze do lepszego i normalniejszego życia...
Po jakichś... nie wiem... 3 minutach mama zorientowała się o mojej obecności.
- Kto to?- zapytała podejrzliwie Nialla, a ten tylko na mnie popatrzył.
- Mamo, możemy wejść?- zaproponował chłopak.
Skinęła głową i gestem zaprosiła nas do środka. Dom był bardzo przytulny i nowoczesny, jakby nie patrzeć. W salonie wisiała plazma, stała skórzana sofa i dwa fotele, na dywanie leżał śnieżnobiały dywan.
Niall rozwalił się na jednym z foteli, więc również poszłam w jego ślady, z tą różnicą, iż zajęłam miejsce na samiutkim brzegu. Mama natomiast klapnęła na kanapie i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Więc... Przepraszam, bo może to zabrzmi trochę niegrzecznie, ale... Kim jesteś?- spytała po chwili milczenia.
Wzięłam głęboki oddech. W sumie... Albo teraz, albo nigdy! Złożyłam dłonie na kolanach i po raz setny myślałam nad doborem słów. Ale każde wydawały się takie abstrakcyjne... Takie filmowe... Popatrzyłam na Nialla. Siedział na fotelu i ze schowanymi gdzieś tam dłońmi wpatrywał się w czubki swoich adidasów. Kolejny raz zaczerpnęłam sporawą ilość powietrza. Nie wiem ile to trwało, ale jak dla mnie ciągnęło się jak długie miesiące. TRZEBA przerwać to wszystko i może wreszcie zacząć coś nowego.
- Jestem twoją córką- tylko to przeszło mi przez gardło. Nic z tych wszystkich boskich przemów, które układałam sobie wieczorami, gdy nie mogłam zasnąć nie zechciało mnie uratować. Musiałam działać sama!
Moja mama spojrzała mi prosto w oczy. W jej błękitnych oczach widziałam wszystko. Tęsknotę, zmieszanie, szczęście, smutek, współczucie... WSZYSTKO!!!
Gdy już sobie to wszystko poukładała w głowie, uśmiechnęła się promiennie i do mnie podeszła. Przytuliła mnie.
- Przepraszam- wyszeptała mi we włosy.
______________________________________________________________________________
Hello! Rozdział 40!!!
Przepraszam z całego serca, że został tak późno dodany, ale nie mam zupełnie weny, a jak pewnie wiecie, piszę na bieżąco. Ten zajął mi chyba najwięcej czasu, ponieważ chciałam, aby był perfekcyjny, a nic mi nie wyszło, bo jest beznadziejny! Poćwiartujcie mnie i zakopcie, jeżeli chcecie!
Ale teraz coś miłego:
Kochani! Bloga prowadzę od dnia 16 lipca, czyli już prawie 3 miesiące.
Mój dorobek do tej pory: 7116 wejść, 280 komentarzy, 33 obserwatorów, nowe znajomości i wieeeelka frajda, którą sprawia mi każde wciśnięcie ikonki "Opublikuj"
Wielbię was!
 Kocia3ek


wtorek, 9 października 2012

Rozdział 39

- Stand up, bejbeczko!- obudził mnie zacny, poranny głos Harry'ego.
- Spadaj- mruknęłam w poduszkę i nakryłam się kołdrą.
- Nie ma tak dobrze!- krzyknął i pociągnął za brzeg materiału, który już po chwili znalazł się na podłodze- El już dawno wstała. Nie jest takim śpiochem.
- STYLES!!! Ogarnij downa, ja chcę spać!- wydarłam się na niego.
- Wiesz... Opowiem ci niesamowicie ciekawą historię. Bo widzisz... Ja także chciałem spać, ale Liam wpakował mi się do pokoju i oznajmił, iż jeżeli zaraz nie wstanę, będzie ze mną źle!!! A potem powiedział, że mam cię obudzić, bo ZABIERZE MI WSZYSTKIE TWIXY!!! Czy ty to rozumiesz?! Todos! Alle! Tutti! WSZYŚCIUTEŃKIE!!!- wyjaśnił na jednym wdechu.
Westchnęłam głęboko i od niechcenia podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Niech ci będzie- burknęłam- Ale teraz...Wypad z mojego pokoju! JUŻ!
- A czy możesz tak, jak ja powiedzieć to w innych językach?- zapytał, wyraźnie chcąc mnie zdenerwować.
- NIE!!!- wypchnęłam go za drzwi i trzasnęłam nimi.
Stanęłam na środku pokoju i stałam tak jakieś cztery minuty. Gdy się skapnęłam, co robię zaczęłam się śmiać, a potem to już brechtałam się jak jakiś skończony idiota. Po jakimś czasie jednak się uspokoiłam i poszłam do łazienki się ogarnąć. Wzięłam prysznic, uczesałam włosy, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się, po czym zeszłam na dół.
Przy stole siedział Liam z laptopem na kolanach, Zayn, Niall, Louis, Harry i Eleanor. Przywitałam się z nimi i również zajęłam miejsce, aby móc skonsumować śniadanie.
- Jakie plany na najbliższy czas?- zapytałam, połykając sok pomarańczowy.
- Wstać, przeżyć, iść spać- oznajmił znudzony Louis. 
- Jeżeli chcesz- zaczął Niall- możemy jechać do Irlandii...
TA! Irlandia... Jak cudownie to brzmi. Ale nie wiem, czy perspektywa poznania mojej rodzicielki mi w pełni odpowiada, bo się po prostu boję.
-  Tak już? Teraz?- zapytałam.
- Nie teraz- odparł- Jutro.
- Tak o?! Bez niczego?- zdziwiłam się.
- Kwestia zakupienia biletów- wtrącił się Liam.
No to nieziemsko! A teraz UWAGA, UWAGA! Myślimy, Rose, myślimy! Czy chcesz jechać do swojej prawdziwej matki? Czy chcesz ją poznać? Tak, chcę! Ale boję się, jak zareaguje. A tak w ogóle, co mam jej powiedzieć: "Cześć! Jestem Rose, twoja córka. Gdy nie wiedziałam, że mnie urodziłaś, chodziłam z twoim synem... Mam dla ciebie kwiatki!". Tak... Z pewnością będzie zachwycona! I z pewnością nie zadzwoni do ośrodka psychiatrycznego, aby zgłosić mój przypadek!
- Jasne, możemy jechać- powiedziałam po chwili.
Czy ja się w ogóle słyszę? Matko Boska! Czemu moje życie musi być takie poplątane?
Na twarzy Nialla automatycznie pojawił się uśmiech.
- Mama się ucieszy- powiedział.
Ta, jasne! Zdziwi- of course! Ale ucieszy? Nie powiedziałabym!
Po zakończeniu tej jakże inteligentnej i niesamowicie rozwiniętej konwersacji, El oznajmiła, że idzie do domu, bo znowu wyjeżdża gdzieś z rodzicami. 
- Pa! Trzymaj się, młoda- przytuliła mnie na pożegnanie- Wracam dopiero za tydzień. Wytrzymasz?
- Jakoś- uśmiechnęłam się.
I wyszła, zostawiając mnie samą z tymi debilami, którzy właśnie tańczyli Gangam Style.
- Idioci- mruknęłam pod nosem.
- Co? Słyszałem!- odezwał się Zayn.
- Przepraszam, że uraziłam twoje ego, nazywając cię idiotą- powiedziałam.
- Spoko- odparł.
- No... Myślałam, że już o tym wiesz- dodałam po chwili.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie "idiotą", a zginiesz na miejscu i nie będzie nawet co zbierać!- zagroził.
- Ta, jasne- burknęłam.
On uniósł jedną brew i rzucił się na mnie, zaczynając mnie łaskotać. Po kilku sekundach dołączyła się reszta chłopaków i byłam osaczona, jednak gdy zagroziłam, że zadzwonię na policję, się uspokoili.
Reszta przedpołudnia zeszła w sumie na niczym. Nie robiliśmy niczego ciekawego. Coś tam pogadaliśmy, powygłupialiśmy się, pośmialiśmy się.
- Idę się spakować- oznajmiłam, gdy Zayn zaczął okładać Louisa MOJĄ szczotką do włosów, którą nie wiem skąd wziął.
Polazłam na górę, zdjęłam walizkę z szafy i przez ponad godzinę wrzucałam do niej i wyciągałam z niej przeróżne ubrania i gadżety.
- Gotowa?- w moim pokoju pojawił się Nialler z jakimiś gaciami na głowie- O siódmej samolot.
- Gotowa. Co ty masz na...
- Spodnie- wzruszył ramionami i zrzucił je, poprawiając włosy, po czym wyszedł.
Cóż... Można i tak!
***
Wybiła godzina 22:00. Stwierdziłam, że pójdę spać, bo jutro trzeba wstać wcześnie, żeby zdążyć na lotnisko. Poszłam oczywiście do łazienki, umyłam się, przebrałam w piżamę i leżąc już w łóżeczku, nastawiłam budzik na 4:00.
***
W moim pokoju rozległo się dość donośne "kukurykanie", czyli dźwięk mojego fenomenalnego budzika w telefonie. Otworzyłam oczy, nacisnęłam jakiś przycisk na komórce i wygramoliłam się z wygodnego łóżeczka. Ogarnęłam fejsa i ubrałam się w przygotowany wczoraj zestaw, po czym zeszłam na dół.
W kuchni siedział już ubrany Niall i wżerał tosty. Dołączyłam do niego i po dwudziestu minutach byliśmy prawie gotowi do wyjścia. Sprawdziłam jeszcze raz bagaż, założyłam buty, dopiłam kawę i wyszliśmy. Na podjeździe czekała na nas zamówiona przez niego taksówka.
________________________________________________________________________
Hello! What's up?
No... Mamy "nieziemski" rozdział 39, a co to oznacza??? Że już prawie 40!!! Cieszycie się? No to super, bo ja też!
A co chcę wam powiedzieć?
Muszę się wam pochwalić, bo laptop został naprawiony, jednakże nie mam jeszcze GG i w najbliższym czasie postaram się je znowu ściągnąć, więc jak już będę miała- dam znać. 
Dzięki za wszystko, kocham was i wgl. jesteście genialni!
ZAPRASZAM NA MOJEGO DRUGIEGO BLOGA z Agniesią <33333 Wbijajcie, obserwujcie, komentujcie i róbcie co tam sobie chcecie!!!
Następny rozdział, jak będzie... Nie wiem... 10 komentarzy?
Lovciam was!!!
 Aha... I takie pytanko: Jest ktoś z was z Małopolski?
Kocia3ek



poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 38

- Dobra, no to co najpierw?- zapytała ochoczo Eleanor, ciągnąc mnie za rękę w stronę jakiegoś stoiska z biżuterią.
- Ja bym najchętniej poszła do domu, El- mruknęłam- Naprawdę, nie czuję się najlepiej.
- No to zaraz sprawimy, że się poczujesz- zaśmiała się.
- Nie powiedziałabym- westchnęłam głęboko.
Tym niesamowitym sposobem, odwiedziłyśmy chyba każdy sklep w całej galerii handlowej (niektóre nawet kilkakrotnie). I tym samym sposobem z każdego z nich wychodziłam obładowana siatami pełnymi ubrań (podobnie jak moja towarzyszka).
- Zjadłabym coś- oznajmiła nastolatka i powlekłyśmy się w stronę pizzerii.
Zamówiłyśmy wegetariańską i w spokoju czekałyśmy, aż kelner przyniesie nam zamówienie.
- Eleanor- zaczęłam- Dzięki ci za ten dzień. Mimo, że może nadal nie czuję się genialnie, poprawiłaś mi humor.
- Ja?- spytała z niedowierzaniem, popijając pepsi- Czy może raczej ta śliczna bluzka z TopShopu?
- Obie- zaśmiałam się.
Fakt! Ten wypad dobrze mi zrobił. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Zjadłyśmy pizzę i zostawiłyśmy pieniądze na stoliku, po czym wyszłyśmy z galerii.
***
- Która godzina?- zapytałam, gdy wchodziłyśmy do taksówki.
El wyciągnęła swojego BlackBerry z torebki i spojrzała na wyświetlacz.
- Już prawie 16- oznajmiła.
Po niecałych piętnastu minutach drogi, podziękowałyśmy taksówkarzowi, zapłaciłyśmy i weszłyśmy do domu. W środku był ogólnie straszny syf. Louis strzelał się z Harrym pistoletami na wodę, Niall jadł banana, Zayn rzucał w Liama żelkami, a on darł się na nich, żeby się uspokoili.
- Dzień dobry- powiedziała niepewnie Eleanor.
Jak na komendę poprzestali wykonywanie swoich dotychczasowych czynności i stanęli na baczność jak żołnierze w wojsku.
- Już jesteście?- zdziwił się Harry, trzepiąc swoimi mokrymi kudłami na Liama.
- Weź się uspokuj- skarcił go Daddy- Cześć El, cześć Rose. Jak tam na zakupach?
W odpowiedzi podniosłyśmy do góry torby z naszymi zdobyczami.
- POKAŻ!- pisnął Lou i rzucił się na nas, wyrzucając z nich każdą rzecz.
Zaśmałyśmy się, gdyż zaczął parodiować Paris Hilton.
- O... Ale sweet! Wyglądałbym w tym bosko. Pożyczysz mi, prawda?- mówił piskliwym głosikiem, co spowodowało MEGA wybuch śmiechu u każdego z nas. Po chwili wszyscy się do niego dołączyliśmy.
Gdzieś koło 19, Malik oznajmił, że idzie się zdrzemnąć i legnął się na kanapie. Nie wiem, jak on to zrobił w takim hałasie, ale już po pięciu minutach smacznie sobie spał. A my usiedliśmy na podłodze w salonie (nie zważając na niezadowolenie Liama, który mówił, że obudzimy Zayna) i uruchomiliśmy Xboxa. Ale po co grać normalnie, skoro można drzeć się na cały Londyn "Ja nie mogę, co za Żyd?"?. Ogólnie "graliśmy" strasznie głośno. Po jakimś czasie rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a za mną powlekła się cała hołota. Nacisnęłam klamkę. W progu ujrzałam jakąś starszą babkę (najprawdopodobniej naszą sąsiadkę) w ręczniku na głowie i szlafroku z wałkiem do ciasta w ręce. Nie czekając na zaproszenie władowała nam się do domu i rozpoczęła swój zacny monolog:
- Co to ma być? Ten śpi- wskazała na Zayna- A dzieci się bawią niebezpiecznie. Jakieś videogry sobie urządzają! Nie włączą wróżki-zębuszki, tylko przemoc, tak! Strzelaninki, bijatyki! Za moich czasów to się krowy doiło, a teraz?! Wstyd i chańba! Wstyd... Na całą wieś! Nie na pół wsi, tylko na całą!!!- wrzeszczała chyba głośniej, niż my wcześniej, wymachując wałkiem.
Niall kulturalnie wyprosił ją z domu, mówiąc, iż obudziła kolegę, na co zareagowała tylko jakimś "I dobrze! Może was ustawi do pionu!" i wyszła.
A my? W rechot oczywiście! Jak Malik zakumał o co chodzi to naturalnie również się śmiał.
- Zostajesz na noc, El?- spytałam.
- Jeśli to nie problem, to bardzo chętnie- odpowiedziała.
- Super!- ucieszył się Lou.
- Aleś ty się wesolutki zrobił- zaczął się z niego nabijać Niall.
- Odezwał się- mruknął urażony szatyn.
- Dobra, dobra. Spokój panowie- uciszył ich Liam- Co robimy?
- Film?- zaproponował Harry.
- Czemu my ciągle oglądamy filmy?- zapytałam znudzona faktem, iż kolejny wieczór zleci nam na wgapianiu się w ekran telewizora.
- KARAOKE!!!- wydarł się Zayn.
- Nie- zaprotestowałyśmy wraz z Eleanor, ale oni nas już nie słuchali, bo byli zbyt zajęci podpinaniem sprzętu.
- Dobra, kto pierwszy?- Louis klasnął w dłonie, siadając El na kolanach.
- Spadaj!- zrzuciła go z siebie, w efekcie wylądował na mojej nodze.
- LOUIS!!! TO BOLI!!!- krzyknęłam, a on automatycznie się podniósł i mnie przeprosił.
Po zakończonej "sprzeczce" Zayn stanął na środku pokoju i zaczął śpiewać Adele "Make you feel my love". Trzeba przyznać, ma chłopaczyna talent, jak się wyśpi.
Biliśmy mu brawa.
- Tera ja!- zerwał się Nialler i uruchomił znaną i znienawidzoną przeze mnie piosenkę Justina Biebera "Baby".
Nie no błaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaagam! Ledwo się zaczęła, a ja już miałam jej dosyć!!! Na szczęście chłopaki uratowali sytuację i postanowili ją sobie sparodiować.
Gdy już każdy zakończył swój występ (włącznie ze mną), wybiła 23:00 i rozeszliśmy się po pokojach.
__________________________________________________________________________________
Cześć! Beznadziejny rozdział 38!!! Ale musiałam szybko pisać... Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale nie było mnie w weekend w domu.
A tak w ogóle! JESTEŚCIE WSPANIALI!!! 17 komentarzy pod ostatnim rozdziałem i ponad 6200 wejść na bloga!!!
Kocham was!
Kocia3ek

wtorek, 2 października 2012

Rozdział 37

Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Zimny wiatr wiał w moją twarz, lecz wcale mi to nie przeszkadzało. Powietrze było ciężkie, takie... Deszczowe, jednak chciałam się po prostu przewietrzyć. Podniosłam głowę do góry.
- Tato... Nieźle się porobiło, co? Mimo wszystko... dzięki, że jestem- szepnęłam patrząc w niebo. Wiedziałam, że tata gdzieś tam jest, że mnie słyszy i próbuje pocieszyć. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, jednak podmuch wiatru szybko ją wysuszył. Przecież miałam nie płakać!
- Rose!!! Zamknij proszę to okno, bo piździ!!!- warknął Zayn z dołu i bez pukania wpakował się do mojego pokoju- To źle działa na moją cerę!!!
- Przepraszam- mruknęłam i momentalnie zeskoczyłam z parapetu.
- Nie no spoko- uśmiechnął się- Jak się czujesz?
- Jak mam ci to powiedzieć, żebyś zrozumiał?- zaczęłam gorączkowo się zastanwaić nad doborem słów- Wyobraź sobie, że ze sprzedaży wychodzi twój ulubiony żel do włosów, a ty nie maż już ani kropelki...
- OŁĆ! To musi być na serio słabo- wzrdygnął się.
Przytaknęłam.
- Schodzisz na dół?- zapytał- Zamawiamy pizzę.
- Nie dzięki, nie jestem głodna- zaprzeczyłam- Harry mnie nakarmił.
Jego minka momentalnie zmieniła się w trochę mniej radosną, jednak uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Spoko, jakby co, wiesz, gdzie jesteśmy- powiedział i zamknął za sobą drzwi.
Położyłam się na łóżku i znowu zaczęłam myśleć. Jak to wszystko będzie wyglądało bez Nialla, co? Niby on jest, ale tak jakby go nie było! Nie podoba mi się to zupełnie!!! Poszłam do łazienki, przemyłam twarz i postanowiłam jednak do nich zejść. Potrzeba mi towarzystwa! Czuję się jak jakiś pustelnik. Nie no dobra, przesadziłam, ale wiedzcie, że czuję się strasznie samotna w tym pokoju.
- Cześć- przywitałam się.
Wszyscy siedzieli w ciszy. Pizza była nawet nie tknięta, co w przypadku Horana jest strasznie dziwne, trzeba przyznać.
Zayn natychmiast obrócił się w moją stronę.
- A... Czyli jednak księżniczka zgłodniała, co?- zapytał z durnowatym wyrazem twarzy.
- Jak się nie uspokoisz, to księżniczka zamieni się w potwora i wtedy będziesz miał problem- wydusiłam z siebie i wepchnęłam tyłek między Liama, a Louisa, którzy przyglądali mi się, jak jakiemuś dziełu sztuki. W ich oczach dostrzegałam coś jakby... Współczucie?
- W porządku?- zaniepokoił się Harry.
Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem i chwyciłam kawałek pizzy.
- Jecie?- spytałam.
Nialler jak na komendę rzucił się po jedzenie, jakby było conajmniej ostatnim w jego życiu. Tego właśnie mi w nim brakowało!
Resztę popołudnia spędziliśmy na grze w MONOPOLY, która była naprawdę niesamowicie nudna. Ja... Cały czas udwałam przed samą sobą, że wszystko jest w porządku. Próbowałam być twarda, nie chciałam zachowywać się jak mięczak... Ale nie potrafiłam! To mnie przerosło, i to całkowicie. W końcu się rozkleiłam i ni z tego, ni z owego przytuliłam siedzącego obok mnie Hazzę.
- Ej, co się dzieje?- odchylił moją głowę do tyłu i spojrzał mi prosto w oczy.
Nie odpowiedziałam. Objęłam go tylko trochę mocniej, jakbym bała się, że kiedyś mi go zabraknie, że go już przy mnie nie będzie... Tak jak taty, tak jak "mamy", tak jak Cookie...
- Przepraszam- wydukałam i wybiegłam z domu. Potrzebowałam spaceru.
Napisałam sms'a do Liama, żeby się nie martwili, bo chcę się tylko przewietrzyć.
Szłam mokrymi jeszcze uliczkami. Obserwowałam ludzi. Rodziny spacerujące z psami, beztrosko żyjące dzieci, zakochani staruszkowie, młode małżeństwa, grupki przyjaciół... Wszystko sprawiało wrażenie takiego... prostego. Jakby każda rzecz ciągnęła za sobą szczęście i radość. Jednak jakby spojrzeć trochę głębiej i przyglądnąc się temu wszyskiemu... No właśnie! Jedno wielkie bagno! Czyba, że... Tylko moje życie jest takie pojeb*ne.
***
Po dwugodzinnym szwędaniu się po mieście zdecydowałam, że wrócę już do domu. Robiło się ciemno, a wieczór ten do najcieplejszych nie należał. NIESTETY!
Przed domem zobaczyłam jakąś postać. Od razu poznałam, że to Malik. On... Palił papierosa?
Podbiegłam do niego i wyjęłam mu fajkę z ręki, po czym wrzuciłam ją do kałuży.
- EJ!- wrzasnął zdezorientowany.
- O nie, kochany- upomniałam go- Nie będziesz mi tu zatruwał sobie organizmu.
- Ja się tylko o ciebie martwiłem- usprawiedliwił się.
- Ale nie musisz palić tego świństwa!!!
Mruknął jakieś "OK" i wróciliśmy do domu. Od razu polazłam do pokoju, położyłam się na łóżku i rozmyślając o tym, że moja "mama" to idiotka, zasnęłam.
***
Obudziły mnie promienie słoneczne. Odsunęłam zasłony i poszłam do łazienki ubrać się w jakieś dresy i koszulkę. Następnie krokiem godnym żółwia polazłam do kuchni. Chłopcy spali. Godzina na mikrofalówce wskazywała 8:21. Zrobiłam sobię mocną kawę, żeby postwiła mnie na nogi i usiadłam przy stole. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo?- odebrałam.
- Cześć! Wbijamy do galerii!- usłyszałam głos Eleanor.
- Nie mam nastroju- mruknęłam.
- No i właśnie dlatego ze mną pójdziesz!- była nieźle podjarana- Będę po ciebie za pół godziny i masz być gotowa! Ciau!
I się rozłączyła.
Chyba ją pogięło! Ja się nigdzie nie wybieram! Normalnie- byłabym pierwsza w kolejce i już dawno siedziałabym w samochodzie, żeby tylko jak najprędzej znaleźć się w galerii handlowej. Ale teraz? Nie no, błagam! Nie chciało mi się nic robić!
Usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach i już po chwili dostrzegłam Harry'ego.
- Siemka- przywitał się i wsadził łepetynę do lodówki w poszukiwaniu jedzenia.
- El dzwoniła- powiadomiłam go.
- No mam nadzieję- wyjął sok jabłkowy i napił się z "gwinta".
- Jak to masz nadzieję? Czy ja o czymś nie wiem?- zaciekawiłam się- Weź sobie szklankę, co? Ktoś inny też będzie potem z tego pił.
Wyjął naczynie z szafki i postawił na blacie, po czym wlał do niego napój.
- Gadałem z nią, żeby cię gdzieś wyciągnęła- powiedział,jak gdyby nigdy nic- Stwierdziłem, że przyda ci się towarzystwo jakiejś dziewczyny. Ja i chłopaki po prostu nie wiemy, jak ci pomóc w takiej sytuacji.
W tej właśnie chwili rozległ się dzwonek do drzwi, więc nie zdąrzyłam zadźgać Hazzy widelcem, jak to miałam zamiar zrobić.
Loczek puścił się pędem, żeby otworzyć.
- A ty jeszcze nie gotowa?- zapytała roześmiana nastolatka.
- El, ja nie mam ochory nigdzie iść- narzekałam.
- Bez dyskusji! Wio na górę!- pogoniła mnie i już po chwili obie znalazłyśmy się w moim pokoju.
Stanęla przed moją szafą i zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu jakichś ubrań.
- Masz niezły porządek. Wszystko tak kolorystycznie- pochwaliła mnie- Ale nie ma czasu! Go do łazienki i czesać się,malować, ubierać, czy co tam sobie chcesz.
Rzuciła we mnie ubraniami i zamknęła mnie w łaziencie.
- Nie wychodź dopóki nie skończysz!
OKAY! Wzięłam szybki prysznic, rozczesałam włosy i zaczesałam je na bok, ubrałam się i pomalowałam oczy i usta.
- El! Jestem gotowa- oznajmiłam.
Zbadała mnie wzrokiem i wyszłyśmy z domu kierując się do największej londyńskiej galerii.
_________________________________________________________________________________
Witajcie misiaczki! Jest rozdział 37- zgodnie z umową, bo było 10 komentarzy.
Jest dziwnie i ja o tym doskonale wiem. Nie wychodzi mi już pisanie, ale nie przestanę, nie ma mowy!!! (Chyba, że przestaniecie czytać).
Rozdzialik pisany of course przy mojej ulubonej na chwilę obecną piosence "Live While We're Young" puszczanej na zmianę z "So cold".
Kocham was, ale next po 11 komciach dopiero :)
Kocia3ek

poniedziałek, 1 października 2012

Rozdział 36

- Więc... Maura Horan...
Myślałam, że zaraz zemdleję. Nogi się pode mną ugięły, a nie wiem jak to w ogóle możliwe, bo znajdowałam się w pozycji siedzącej.
- Kto, przepraszam?- zapytałam z niedowierzaniem- Możesz powtórzyć?
- Córeczko...
- Nie "córeczkuj" mi tutaj!!!- krzyknęłam.
Potem... Pamiętam już tylko ciemność... Zemdlałam... W głowie szumiało mi tylko kilka słów wypowiedzianych przez "mamę"; "Nie jestem twoją prawdziwą matką... Maura Horan... przepraszam".
***
Otworzyłam oczy. Ujrzałam nad sobą pięć niewyraźnych postaci. Po kilku sekundach obraz mi się nieco polepszył. Poznałam Liama, Louisa, Harry'ego, Zayna i Nialla.
- KURDE!!! Jak dobrze!!!- wrzasnął Lou i był bliski rzucenia się na mnie, jadnak Liam go powstrzymał.
- Zamknij dziób! Ona się źle czuje, matole!- uciszył go Zayn- Harry leć po jakąś wodę!!!
Loczek zerwał się i już po kilkunastu sekundach stał przede mną z pełną szklanką. Chłopaki zaczęli się na wzajem przekrzykiwać. Tylko Nialler był jakiś... NIEOBECNY? Nie wiem, jak to ująć. Siedział tylko. Jego usta były jakby roześmiane, jednak w jego oczach można było dostrzeć dość wyraźny smutek i przygnębienie. Spojrzałam na niego przepraszająco, lecz unikałam jego wzroku. Nie chciałam po tym wszystkim patrzeć mu w oczy. Wiedziałam, że nasz związek się skończy. Nie ma innego wyjścia! Teraz... Poczułam się naprawdę okropnie. Jak jeszcze nigdy w życiu. Po raz pierwszy mam ochotę zniknąć. Tak, o! Po prostu! Zapaść się pod ziemię! Niezostawiając po sobie zadnego śladu! Wszystkim byłoby beze mnie weselej, prawda?
- Gdzie...- zaczęłam. Miałam powiedzieć "mama", ale szybko zastąpiłam to słowo- ma...Richard?
- Pojechali- powiadomił mnie Liam- Twoja mama mówiła coś, że za bardzo cię już skrzywdziła i na pewno nie będziesz miała ochoty jej widzieć. Wrócili do domu...
- O co tak właściwie chodzi?- spytał lekko zaniepokojony Hazza.
Przez chwilę powstrzymywałam łzy. Nie chciałam się rozkleić, ale... To okazało się jeszcze trudniejsze niż przypuszczałam. Słone krople, jedna po drugiej zsuwały się po moich policzkach. Chłopcy nic nie mówili. Nic! Kompletnie! Przytulili mnie tylko wszyscy, zaczęli miziać po głowie i pocieszać "Nie ważne co to jest, będzie dobrze. Poradzimy sobie", itp. Byłam im za to ogromnie wdzięczna... Wiecie, za to, że nie wymagają wyjaśnień. Za to, że... W sumie, za to, że po prostu są!!!
- Dziękuję!- wydukałam przez łzy i objęłam ich mocniej.
Przesiedzieliśmy tak jeszcze z pół godziny. Chłopaki cały czas powtarzali, że są ze mną, że będzie dobrze... Niby takie zwykłe słowa, a podniosły na duchu, jak cholera! Kiedyś nawet nie zdawałam sobie sprawy, że będę miała takich przyjaciół.
Poszłam do pokoju. Stwierdziłam, że nie będę im się już narzucać i dam im chwilę odpocząć od mojej histeri. Położyłam się na łóżku i zaczęłam się wgapiać w sufit. Myślałam i płakałam... Zużyłam chyba z tuzin opakowań chusteczek.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Pojawił się w nich Niall. Mój... Były chłopak? Brat?
- Hej- przywitał się i klapnął obok mnie na łóżku.
Automatycznie się podniosłam i usiadłam, opierając głowę o ścianę.
- Niall, musimy bardzo poważnie porozmawiać- zaczęłam.
- Tak, wiem- przytaknął.
- Wiesz?
- Wiem... Liam mi wszystko powiedział- wbił wzrok w podłogę.
- Liam wiedział?!
- Od Richarda. Wczoraj rozmawiali, o tym co się stało przez bite dwie godziny- wyjaśnił- A przed chwilą wiadomość dotarła do nas...
- Do nas? Chłopcy też wiedzą?
Kiwnął głową.
- Czyli, co braciszku? Przyjaźń?- zapytałam.
- Na to wygląda- kiwnął głową- Skoro pokochałem cię w taki sposób, to chyba w ten inny także dam radę- dodał po chwili.
Przytuliłam go.
- Będę tęsknić... Bracie- wytarłam jedną z łez, która postanowiła wydostać się na zewnątrz.
- Ja też... Siostro- odparł- Chyba trzeba się przyzwyczaić, co?
- Do czego? Do tego, że chodziłam z własnym bratem?  Że się z nim całowałam? Nie wiem, czy do tego w ogóle da się przyzwyczaić!
- W sumie... Dobrze, że nie robiliśmy niczego innego- stwierdził, a ja niechętnie przyznałam mu rację.
DOBRA! Sprawa z bratem (nie wiem, kiedy będę mogła tak mówić bez żadnego zawahania) rozwiązana. Zotało jeszcze jakieś 100 innych, znając moje życie.
- Eee... Niall?- zawołałam za nim, gdy stał już przy drzwiach- Rozmawiałeś z mamą?
Pokręcił przecząco głową.
- A... Moglibysmy do niej pojechać na kilka dni? Bo... Chciałabym ją poznać.
- Tak- mruknął i uśmiechnął się lekko.
- Z czego rżysz? Siana czujesz?- spytałam. Sama siebie zdziwiłam, że mam siłę żatrować.
- Nie, nie... Tylko... Myślałem, że przedstawię jej ciebie, jako moją dziewczynę, a nie jako siostrę- odparł i wyszedł z pokoju.
FAKTYCZNIE!!! ABSURD!!! Usłyszałam zamykane drzwi i ponownie położyłam się na łóżku. Wtuliłam głowę w poduszkę. Nie miałam ochoty już z nikim gadać, jednak po kilku minutach do pokoju "włamał" się Liam.
- Jak się czujesz, mała?- spytał.
- Jak śmieć- stwierdziłam po chwili namysłu- Ale dzięki, że pytasz!
Usiadł obok, położył rękę na moim ramieniu i zaczął mnie głaskać... WTF? Nie no, okay... Przyznam, poczułam się lepiej.
- Powiedz mi jedną rzecz Liam: dlaczego mnie spotykają takie rzeczy?
- Nie wiem... Dobrzy ludzie nigdy nie mają z górki- powiedział.
Dlaczego on jest taki mądry i tak filozofuje?
- A jak Niall odebrał to, że... Wiesz... Jego matka przespała się z innym facetem?
Zastanowił się przez chwilę.
- Ojciec Nialla nie za bardzo się nim interesował. Przynosił tylko pieniądze do domu. Głównie dlatego, jego matka tak rozpaczała po jego śmierci. Bała się, że nie utrzyma dziecka sama. A oddała cię zapewne dlatego, że już z jednym sobie nie radziła, a co dopiero z dwoma- wydusił z siebie.
***
Odbyłam z Liamem bardzo długą i poważną rozmowę. On jest narawdę strasznie inteligentny, odpowiedzialny i niesamowicie błyskotliwy (i nie chodzi wcale o jego "cekinowy" nadruk na koszulce). Dał mi całą masę niezwykle przydatnych rad i postawił mnie na nogi.
Poszłam do łazienki. Gdy zobaczyłam się w lustrze, poczułam się naprawdę fatalnie. Wyglądałam jak upiór z horrorów. Po prostu jedna, wielka masakra! Zdecydowałam się relaksujący (?) prysznic i wyjęłam z szafy ubrania. Uczesałam nieźle rozczochrane włosy, umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż, żeby ukryć oznaki długiego płaczu. Stojąc w łazience, postanowiłam sobie, że będę silna. Choć może być to masakrycznie trudne.
Wzięłam się w garść i wlazłam z powrotem do pokoju. Na moim łózku siedział Harry z tacą z jedzeniem.
- Nie jestem głodna- powiedziałam na wstępie.
- A czy ja pytałem, czy jesteś, czy nie jesteś? Ty to i tak zjesz!- zarządził.
- Nie zjem.
- Zjesz.
- Nie zjem.
- Zjesz.
- Nie zje...
- Nie dyskutuj!- krzyknął i wepchnął mi do ust łyżkę zupy- Leci samolocik.
- HARRY!!! Nie chcę jeść!
- Musisz- uparł się i dalej wciskał we mnie posiłek.
Po piętnastu minutach talerz był pusty.
- No... A mówiłaś, że nie chcesz jeść! Widzisz, wujek Harold zawsze wie najlepiej- był z siebie bardzo dumny.
- Bo nie chciałam! Ale trudno nie jeść, kiedy ktoś wpycha ci jedzenie na siłę!- wrzasnęłam.
On uśmiechnął się złowieszczo i zaczął mnie łaskotać. Darłam się, żeby przestał.
- Przestanę, jak powiesz "Dziękuję za pyszne jedzenie. Co ja bym bez ciebie zrobiła?"
- ZAPOMNIJ- wysyczałam.
__________________________________________________________________________________
Siemka! Dobra, wiem, że jestem do dupy i, że pewnie połowa z was przestanie czytać mojego bloga, ale...
Tak... Mamą Rose jest mama Niallera. Cieszycie się?
W sumie rozdział nudny, jak flaki z olejem i nawet hot-dog jest bardziej ekscytujący i ciekawy, ale co ja wam poradzę?
Komciajcie kochani moi, bo następny rozdział po 10 komentarzach!!! I piszcie obowiązkowo, co sądzicie i jak wegług was powinny się potoczyć dalsze losy bohaterów :)
P.S. Rozdział pisany przy pioseneczce "Vegas Girl" :)
Kocia3ek