- Nienawidzę Cię!- syknęłaś i wybiegłaś z domu, trzaskając drzwiami tak, że prawie wypadły z futryny.
Jednak to nie obchodziło cię ani odrobinę. W tej chwili najważniejsze było, żeby znaleźć się jak najdalej od tego zboczonego oszusta.
"Kocham Cię najbardziej na świecie, [T.I]. Jesteś dla mnie wszystkim... BLA, BLA, BLA"
"Ale ja byłam głupia", pomyślałaś i nie przestając biec, stuknęłaś się palcem w czoło.
Właśnie wbiegałaś do parku, gdzie o tej porze nie przebywało zbyt wiele osób, tak więc miałaś sporo czasu, by od początku wszystko sobie poukładać. Przysiadłaś na jednej z obskurnych, obdrapanych ławek i schowałaś twarz w dłoniach. Nie płakałaś, to nie w twoim stylu. Byłaś po prostu wściekła. Na Niego. Ale przede wszystkim na samą siebie.
Na początku rzeczywiście wszystko cudownie się układało; codzienne spotkania, ciągłe randki i romantyczne spacery. Potrafiliście godzinami przesiedzieć obok siebie rozmawiając o największych głupotach (np. Dlaczego naczynia po umyciu są mokre?) lub nawet w ogóle się nie odzywając. Sama jego obecność sprawiała, że stawałaś się szczęśliwa.
Ale ostatnio cała radość powoli się rozpadała, a teraz... Legła w gruzach. Tak po prostu. Jak zamek z piasku, gdy dotrze do niego fala zimnej, słonej morskiej wody. To wszystko, co budowaliście latami zniknęło. NIEODWRACALNIE.
-"If we could only have this life for one more day,
If we could only turn back time..."- zaczęłaś mruczeć pod nosem doskonale znaną ci piosenkę.
- "You know I'll be your life, your voice, your reason to be,
My love, my heart is breathing for this moments in time
I'll find the words to say... Before you leave me today."- dokończył ktoś tuż za twoimi plecami.
Odwróciłaś się gwałtownie. Oczom ukazał ci się ON. Te jego zawsze perfekcyjnie ułożone włosy, wyprasowana koszula, lekko starte jeansy i ten sam, choć wygaszony przez wydarzenia, które miały miejsce dzisiejszego popołudnia, olśniewający uśmiech. Tak, kochałaś go jak nikogo innego. Ale wiedziałaś, że nie potrafisz mu wybaczyć. Na pewno nie teraz. Jednak mimo to przysięgłaś sobie, że wysłuchasz jego wyjaśnień. Musi mieć te swoje pięć minut.
Podniosłaś się i stanęłaś dokładnie na przeciwko niego, wpatrując się prosto w jego hipnotyzujące, czekoladowe oczy, w których tak bardzo się zauroczyłaś. Poczułaś uwielbiany przez ciebie zapach jego perfum. Twój wzrok leniwie opadł na jego wargi. Miałaś ogromną ochotę rzucić się na niego i nie zważając na to, co ci zrobił, przylgnąć do jego rozgrzanych ust. Jednak nie mogłaś. Nie po tym wszystkim.
Spojrzałaś na niego wyczekująco.
- [T.I], przepraszam Cię- zaczął niepewnie- Ja... Bo... Ja nie będę ci wmawiał, że między mną, a nią do niczego nie zaszło, tylko... To nie tak, jak myślisz.
Prychnęłaś pod nosem. Każdy chłopak jest taki sam, kogo tu oszukiwać?
- Bo... Ja... Ja tego nie chciałem. Naprawdę. Jakoś tak wyszło, że ona...- wziął głęboki oddech i zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę.
- Gubisz się, Liam- zauważyłaś.
- Bo mi na tobie zależy, nie rozumiesz? Nie chcę tego schrzanić po raz kolejny. Nie mogę cię stracić. Jeśli ty odejdziesz, ja nie mam, po co żyć!- krzyknął.
- Gdyby ci zależało, to pomyślałbyś wcześniej!- zauważyłam.
- Ale byłem głupi i nie pomyślałem. Jestem zakochanym w tobie po uszy, skończonym debilem, taka jest prawda. Kocham cię!- wrzasnął na cały park.
Zrobiło ci się jakoś ciepło na sercu, ale nie miałaś czasu, by nad tym dłużej pomyśleć, bo chłopak skoczył na ławkę i zaczął się wydzierać:
- Kocham [T.I]!
Pociągnęłaś go mocno za rękę tak, że znów stał tuż obok ciebie.
- Też cię kocham- przyznałaś.
Wasze twarze niebezpiecznie się do siebie zbliżyły.
- Ale nie potrafię tak teraz- oznajmiłaś dokładnie w momencie, gdy wasze usta dzielił już tylko milimetr.
Złożyłaś na jego wargach delikatny pocałunek.
- Żegnaj, Liam- szepnęłaś i odeszłaś.
Patrzył oszołomiony, jak oddalałaś się od niego, a gdy zniknęłaś za najbliższym drzewem, usiadł zrezygnowany na ławce dokładnie w tym samym miejscu, w którym usiadłaś ty po pierwszej i ostatniej kłótni, która definitywnie zakończyła wasz związek. Nie wołał cię. Wiedział, że to nie ma sensu...
#2 NIALL
Siedzisz w ostatniej ławce, jak najdalej biurka nauczyciela i ze znudzeniem odliczasz minuty do dzwonka. Pani od biologii prawi wam swoje cotygodniowe kazania na temat jej nieodpowiedzialnego byłego męża. Zaczynasz rysować coś na marginesie jednej ze stron twojego sześciesięciokartkowego (tak naprawdę to już dwudzietsto) zeszytu. Drugą ręką podpierasz głowę, jakbyś bała się, że zaraz spadnie. Twoje powieki stają się ociężałe, już prawie zasypiasz... DRYŃŃŃŃŃŃ... Wreszcie ten upragniony koniec lekcji! Zręcznie chwytasz torbę i nieczekając na jakikolwiek znak od kobiety, wybiegasz z klasy. Po chwili znajdujesz się pod bramą szkoły i czekasz na taksówkę, która miała po ciebie przyjechać.
Tak, to wszystko dzięki twojemu ojcu. Jest muzykiem i uparł się, że ty także masz nim być. Krok pierwszy- PRYWATNE LEKCJE GRY NA GITARZE. Niby fajnie, ale cały problem tkwi w tym, iż nie masz na to najmniejszej ochoty. Jasne- uwielbiasz muzykę... Tylko... Nie wtedy, gdy w grę wchodzi NAUKA czegokolwiek. Nigdy nie lubiłaś, kiedy ktoś mówił ci, co masz robić i w jaki sposób masz to robić. Sama nauczyłaś się już chyba wszystkiego, czego mogłaś się sama nauczyć; jazda na snowboardzie, czytanie, pisanie... A teraz co? Jakiś głąb będzie poprawiał cię na każdym kroku?
Twoje rozmyślenia przerywa pisk opon. Otwierasz drzwi do samochodu i siadasz zaraz obok kierowcy. Doskonale zna adres, pod jaki ma cię zawieść, więc tylko kładziesz torbę na kolana i z naburmuszonym wyrazem twarzy obserwujesz widoki za oknem.
- To tutaj- oznajmia mężczyzna, uśmiechając się ciepło.
Wyjmujesz portfel i podajesz mu zwitek banknotów z komentarzem "Reszty nie trzeba" i wychodzisz z samochodu, trzaskając drzwiami ze złością. Wleczesz się najwolniej jak się da w kierunku odskubanej kamiennicy. To właśnie tam, w jednym ze starych pomieszczeń masz mieć lekcje gry na instrumencie. Powoli naciskasz obdrapaną klamkę i pchasz ciężkie drzwi. Stajesz na środku, ciemnego, zimnego korytarza. Nieprzyjemny prąd przechodzi twoje ciało na wylot. Wzdychasz głęboko i poprawiasz torbę, która powoli zsuwa się z twojego raminia, jakkgdyby chciała uciec jak najdalej od tego miejsca. Powiedzmy sobie szczerze- ty sama najchętniej byś to zrobiła.
Do twoich uszu dochodzą dźwięki strun gitary. Jakby z podziemi. Niepewnie podchodzisz do schodów, które prowadzą w dół i przez chwilę wahasz się, czy to aby na pewno dobry pomysł, aby tam zejść. Przecież nie możesz być pewna, że twój tata nie zatrudnił jakiegoś napalonego, grubego zboczeńca, żeby cię uczył.
"Dobra, [T.I], trochę przesadzasz", powtarzasz sobie w duchu i decydujesz się jednak sprawdzić, co się dzieje w piwnicy, "Najwyżej ucieknę, bo chyba ta 5 z WF'u nie jest tylko za piękne oczy".
Na twojej twarzy gości sztuczny uśmiech, a sama stawiasz pierwszy krok na kamiennym stopniu. Za nim kolejny i kolejny... Każdy jakby pewniejszy.
Wreszcie znalajdujesz się przed sporej wielkości, drewnianym wejściem. Pukasz lekko.
- Proszę!- krzyczy ktoś z wewnątrz.
Delikatnie uchylasz drzwi i wchodzisz do środka. Nikogo jednak nie dostrzegasz. Nagle słyszysz hałas, jakby coś spadło, a zza śnieżnobiałej kurtyny wychodzi chłopak średniego wzrostu. Nie widzisz jednak jego twarzy, ponieważ stoi zawalony różnokolorowymi pudełkami. Rzucasz torbę gdzieś w kąt i biegniesz, żeby mu pomóc. Zabierasz od niego część pojemników i odkładasz je na jeden ze stolików, stojących przy ścianie.
- Dziękuję- mówi chłopak, robiąc dokładnie to samo, co ty- Chciałem tu trochę posprzątać zanim...
Urywa i zaczyna bacznie ci się przyglądać. Trochę cię to krępuje, ale starasz się tego po sobie nie pokazywać i robisz dokładnie to samo co on. W oczy rzucają ci się jego śliczne, niebieskie tęczówki, w których jeszcze chwila, a utonęłabyś na dobre. W końcu opanowuje się i klaszcze w dłonie (co wyrywa cię z transu).
- Mam na imię Niall i wygląda na to, że będę cię uczył grać- uśmiecha się promiennie i wyciąga dłoń w twoim kierunku. Cały się trzęsie, jakby właśnie stał przed Królową Anglii.
- Super- mruczysz pod nosem- [T.I], jestem.
Chłopak jednak nie traci entuzjazmu. Wskazuje na gitarę opartą o jedno z krzeseł, a sam leci na drugi koniec pomieszczenia, aby przytachać sobie drugą gitarę oraz coś do siedzenia. Nakazuje ci, abyś usiadła, a ty niechętnie spełniasz jego polecenie. Chwyta swoją gitarę w niezbyt skomplikowany sposób.
- Musisz ułożyć ją tak, jak ja swoją- tłumaczy.
Kładziesz ją na swoich kolanach, jednak coś odpycha cię od tego instrumentu. Czujesz do niego większą niechęć niż do lekcji fizyki.
- Bardzo dobrze- chwali cię blondyn- A teraz złap gryf w ten sposób.
Robisz to (jak ci się wydaje) dobrze, jednak chłopak kręci głową z niezadowoleniem i pokazuje ci wszystko jeszcze raz. Lecz kiedy po siedmiu razach nadal nie możesz załapać, chwyta twoją dłoń i odpowiednio układa twoje palce.
- Tak lepiej- uśmiecha się zachęcająco.
Wzdychasz ciężko i zdenerwowana uderzasz w struny. Nie masz na to najmniejszej ochoty.
- Hej, hej, hej. Co jest?- pyta- Coś nie tak?
- Wszystko jak najlepiej... Tylko... Mam dosyć tego, że ktoś ciągle czegoś ode mnie wymaga. Tu w szkole- "[T.I], idź na ten konkurs z historii, przecież to tylko 900 stron w jakiejś książce do przeczytania", tu moja przyjaciółka się na mnie obraziła, bo nie chciałam z nią iść na koncert jakiegoś idiotycznego zespoliku... A teraz jeszcze ojciec każe mi grać na tej pieprzonej gitarze! Mnie to już przerasta!
Na jego twarzy zagościł smutek.
Nawet nie wiesz, dlaczego mu o tym wszystkim powiedziałaś. Może... Może dlatego, że chciałaś, żeby mniej na ciebie naciskał jeśli chodzi o te lekcje.
- Czyli... Ty nie chcesz się uczyć?- mruczy, patrząc na ciebie z niedowierzaniem.
Kręcisz głową.
- Może i bym chciała, gdyby nie ten nacisk- wzruszasz ramionami.
Chłopak drapie się po brodzie, zastanawiając się nad czymś bardzo mocno.
- Posłuchaj...- zaczyna- Żeby nauczyć się grać to musi kojarzyć ci się z czymś miłym. Nie myśl o tym, że musisz się nauczyć, ale o tym, że tego CHCESZ. Nie ma nacisku! BUM! Nikt do niczego cię nie zmusza.
Uśmiechasz się blado i mocniej chwytasz instrument.
- Masz rację. Dziękuję- przytulasz się delikatnie do niebieskookiego, po czym wracasz na miejsce i (już z większym zaangażowaniem) zaczynacie lekcję.
***
- Naprawdę świetnie ci idzie- chłopak nie może wyjść z podziwu i już od ponad pół godziny prawi ci same komplementy.
Rumienisz się, czego bardzo nie lubisz, ale nistety nic na to nie możesz poradzić.
- A... Co to był za zespół, na który nie chciałaś iść?- pyta.
- One cośtam... Nie wiem dokładnie, nie pamiętam. Takich pięciu pedałów- odpowiadasz pospiesznie. Nie uważasz tego za zbyt istotną sprawę.
Niall blednie, a iskierki w jego oczach automatycznie gasną.
- Czy uważasz, że jestem pedałem?- duka.
- Nie... Skąd ci to przyszło do głowy?
Przygryza dolną wargę i próbuje zatamować łzy, które powoli napływają mu do oczu.
- One Direction- wypowiada, obraca się na pięcie i wychodzi z pomieszczenia, zostawiając cię samą.
#3 LOUIS
- Zajebiście- mruczysz pod nosem, po czym już o wiele głośniej dodajesz- Nienawidzę Cię! Jesteś najgorszą matką na świecie!!!
Szybkim ruchem otwierasz drzwi do swojego pokoju. Jeszcze szybszym je zamykasz, powodując donośny trzask.
"Dlaczego ona na nic mi nie pozwala?", myślisz.
Rozsiadasz się wkurzona na łóżku i ciskasz poduszką w półkę, na której stoi wasze wspólne zdjęcie. Zdenerwowana nie na żarty, wyjmujesz telefon z kieszeni i wykręcasz dobrze znany Ci już numer Twojego najlepszego przyjaciela.
- Cześć, [T.I]! Co tym razem?- słyszysz jego zawsze wesoły głos.
- Hej, Louis- witasz się- Idziesz na imprezę urodzinową do Drake'a?
Chłopak wyraźnie się nad czymś zastanawia.
- Nie wiem- mówi w końcu- Chyba nie.
Wzdychasz głęboko. Doskonale wiesz, że powiesz jedno słowo, a on pobiegnie za Tobą wszędzie. Zrobiłby dla Ciebie dosłownie wszystko, ale ty i tak udajesz, iż nie dostrzegasz jego miłości do Ciebie. Często go wykorzystujesz, jednak nie patrzysz na to w ten sposób. Wiesz, że on także nie ma Ci tego za złe.
- A może zmienisz plany?- pytasz z nadzieją w głosie.
- Może zmienię- śmieje się- To, o której mam po Ciebie być?
Za trzy godziny, tylko podjedź od tyłu. Starzy nic nie wiedzą- wyjaśniasz.
- Co tylko sobie życzysz- komentuje- To do zobaczenia.
- Pa- szepczesz pospiesznie i naciskasz czerwoną słuchawkę w obawie, że przypadkiem się rozmyśli.
Odrzucasz komórkę na etażerkę, a sama stajesz na środku pokoju. Po chwili ruszasz w kierunku szafy, otwierasz ją i bez chwili namysłu wyjmujesz z niej sukienkę, którą już dwa tygodnie temu przygotowałaś na tę okazję. Powoli wleczesz się do łazienki, gdzie bierzesz długi prysznic, przebierasz się, czeszesz włosy i malujesz się. Przeglądasz się w lustrze i stwierdzając, że prezentujesz się całkiem nieźle, opuszczasz pomieszczenie.
Równo o 19:00, wyglądasz przez okno. Na podwórku oczywiście stoi już czarny samochód Twojego przyjaciela z przyciemnianymi szybami. Uśmiechasz się pod nosem i ze szpilkami w ręce rozchylasz okiennice na tyle, by swobodnie móc wyjść oknem na balkon, a stamtąd zeskoczyć te niecałe trzy metry i znaleźć się na trawie. Gdy udaje Ci się to, pędem puszczasz się w stronę auta. Szybko wsiadasz na miejsce pasażera po lewej stronie kierowcy i krótko witasz się z Louisem, po czym zabierasz się za zakładanie obuwia.
- Ślicznie wyglądasz- komplementuje, nie odrywając od Ciebie wzroku.
- Dzięki, Ty też nie najgorzej- mówisz- A teraz patrz na drogę.
Jedziecie w ciszy, słychać tylko jedną z najnowszych piosenek Shakiry w radiu i klaksony innych pojazdów, które najprawdopodobniej również gdzieś się spieszą, podobnie jak wy zresztą.
- Jesteśmy spóźnieni- wzdychasz, patrząc na zegarek.
- Zaraz nie będziemy- tłumaczy, a Ty dostrzegasz, jak dociska gaz, co wyraźnie Cię satysfakcjonuje.
Znudzona obserwujesz widoki za oknem. W sumie nic ciekawego. O tej porze wszyscy siedzą raczej w domu i oglądają głupawe telenowele w telewizji lub jedzą wspólne, rodzinne kolacje. Tylko niektórzy wybrali się na spacer z psem, czy na wieczorne zakupy, żeby kupić jakieś śniadanie na dzień jutrzejszy.
Dojeżdżacie pod klub i od razu dobiegają do Ciebie głośne bity hip- hopowych kawałków. Cała w skowronkach wybiegasz z samochodu. Zatrzymujesz się dopiero przy ochroniarzach, gdzie dołącza do Ciebie Twój towarzysz. Podajecie swoje nazwiska, a jeden z mężczyzn uprzejmie zaprasza Was do środka, dodając, iż jesteście ostatnimi gośćmi.
- Cześć, [T.I]!- wita Cię solenizant- Wiedziałem, że przyjdziesz!!! Z... Eee... Nim?- wskazuje na Louisa z niesmakiem.
- Daj spokój- prosisz i wymijasz go, chwytając przyjaciela z rękę i prowadząc na parkiet.
Tańczycie na trzeźwo tylko do połowy piosenki, bo gdy widzisz bar, dostajesz kociokwiku i masz ochotę wypić wszystko, co się w nim znajduje. Podczas, gdy kelner robi Ci drinka, Ty odwracasz się i przeprowadzasz krótką wymianę zdań z jedną z dziewczyn, które kojarzysz jedynie ze szolnego korytarza. Nie znasz nawet jej imienia, ale zwinnie wymijasz się od tego, chwaląc kolor jej butów i "zniewalającą" fryzurę.
Po jednym łyku drinka czujesz się, jakbyś wypiła studnię wódki. Wszystko wokół Ciebie wiruje i naprawdę nie czujesz się najlepiej. Mówisz to też Louisowi, który natychmiast każe Ci odłożyć trunek. Ty jednak ignorujesz jego propozycję i upijasz jeszcze trochę. On natomiast wyrywa Ci kieliszek z ręki, a cała jego zawartość ląduje w jego ustach. Widzisz, jak zatacza się, próbując wstać z krzesła, ale nie przejmujesz się tym zbytnio i śmigasz na parkiet, by opowiedzieć kilka ciekawych anegdotek grupie mięśniaków. Gubisz towarzysza gdzieś w tłumie.
***
Siedzisz na ciemnoniebieskim, plastikowym stołku w poczekalni. Twoje policzki to teraz najzwyklejszy Wodospad Niagara. Wypłakałaś już prawdopodobnie całą wodę z organizmu. Przez korytarz przechodzi właśnie jakaś jasnowłosa pielęgniarka w śnieżnobiałym, wręcz rażącym fartuchu. Do Twoich nozdrzy dobiega nieprzyjemny, medyczny zapach. Masz już dosyć tego ciągłego oczekiwania. Chyba właśnie ono jest w tym wszystkim najgorsze. Gdybyś wyraźnie wiedziała, co się z nim dzieje, być może serce nie biłoby ci dziesięć razy na sekundę, a ręce nie trzęsłyby się jak galareta. Ale nie, nie wiesz zupełnie niczego oprócz tego, że musisz teraz czekać i być możliwie najbardziej silna.
Zaczepiasz pierwszego lepszego lekarza, jaki wpadnie ci "w ręce" i pytasz o przyjaciela.
- Musi pani poczekać- tłumaczy krótko i znika za ciężkimi drzwiami do sali operacyjnej.
Jesteś przekonana, że rodzina człowieka, który teraz leży w niej na stole, musi przeżywać piekło. Ale masz też pewność, że Ty też je teraz przeżywasz.
"Po co ja go zabierałam na tą imprezę?", pytasz samą siebie w myślach.
W głowie obwiniasz się za to, co się stało. Do szpitala wchodzą dwie doskonale znane Ci postacie: niska, blada kobieta i niewiele wyższy od niej, łysy mężczyzna.
- Co tu robicie?- zrywasz się na równe nogi.
- Moglibyśmy zapytać Cię dokładnie o to samo, [T.I]- wyjaśnia ojciec z niezadowoloną miną.
W odpowiedzi, ścierasz tylko jedną z łez wierzchem dłoni i ponowie opadasz na krzesło.
Rodzice siadają obok Ciebie, ale nie przybliżają się bliżej niż na cztery metry. Nie zadają też niepotrzebnych pytań, gdyż zdają sobie sprawę z zaistniałej sytuacji i tego, jak bardzo ją przeżywasz. Nawet nie wiesz, co się z nim teraz dzieje, co z nim robią.
Kilku lekarzy, jeden za drugim wychodzą z sali operacyjnej w bardzo złym humorze. Jakaś kobieta ściska mocniej swoją kilkuletnią córkę i podnosi się, by móc skontaktować się z którymś z nich.
Nie zwracasz uwagi na ich konwersację, widzisz tylko, jak w jej oczach zbierają się coraz to nowsze łzy i jak wybiega z budynku, nie zważając na to, co dzieje się dookoła niej.
"Z Louisem tak nie będzie", powtarzasz sobie w duchu. "Nie ma mowy, żeby to się tak skończyło"...
Opierasz łokcie o kolana i chowasz głowę w dłoniach. Starasz się powstrzymać od płaczu, ale bezskutecznie. Makijaż już dawno Ci się rozmazał, jest Ci nieco zimno, ale to nie istotne w tym momencie. Kątem oka spoglądasz w stronę ciemnego korytarza, w którym już pięć godzin temu zniknął Twój najlepszy przyjaciel w towarzystwie noszy, dwóch lekarzy i młodej pielęgniarki. Wyobrażasz sobie, jak właśnie w tym momencie wychodzi stamtąd i z uśmiechem na ustach zaprasza Cię do Wesołego Miasteczka, mówiąc, że już czuje się wspaniale.
Zamiast niego, dostrzegasz jednak wysokiego, szczupłego faceta w modnych okularach na nosie i fartuchu lekarskim, który ledwo przysłania jego przestarzałe i starte spodnie khaki. Bez zastanowienia podbiegasz do niego, nie zważając na wołania matki.
- Pan... To znaczy... Proszę Pana... Eee...- jąkasz się, nie mając zielonego pojęcia, co teraz powiedzieć- Louis Tomlinson.
- Pani jest kimś z rodziny?- pyta.
- Nie, ale ja... Jestem jego przyjaciółką...- tłumaczysz- Może mi Pan łaskawie powiedzieć, co się z nim stało?
- Może sama się go Pani zapyta...- mówi, a Ty nie czekasz na nic więcej, tylko otwierasz z rozmachem drzwi pierwszej lepszej sali.
Widzisz go leżącego na łóżku. Nie wygląda najgorzej, ale po jego oczach widać zmęczenie i smutek, jaki mu doskwiera.
Louis, ja Cię przepraszam- zaczynasz, podchodząc do niego i siadasz na jednym z niewygodnych taboretów- To wszystko moja wina... Ja... Jak się czujesz?
- Czuję się świetnie- uśmiecha się blado- Bo Ty tutaj jesteś...
- Tak, jestem... Ale... Kiedy możesz wyjść?- ciekawisz się.
Chłopak bada wzrokiem całe pomieszczenie, zatrzymując się na dłużej na Twojej twarzy. Wzdycha głęboko i drapie się po głowie.
- Bo widzisz... Ja raczej stąd nie wyjdę...
Patrzysz na niego, jak na zjawisko, nie rozumiejąc zupełnie, o co mu chodzi. Jak to stąd nie wyjdzie?
- Lou, o czym ty mówisz?- dopytujesz przerażona.
- Bo... Ja... Ten drink... On był zatruty, to chyba wiesz, prawda?- kiwasz głową, a on kontynuuje- I... [T.I]... Lekarze dają mi jeszcze góra 2 godziny.
Spuszcza głowę, a Ty siedzisz oszołomiona i zupełnie nie wiesz, co masz teraz powiedzieć. Najchętniej wybiegłabyś teraz z tego obdrapanego szpitala i wrzasnęłabyś na cały regulator. Tak głośno, by Twoja depresja dotarła teraz do Boga i żeby zrobiło mu się głupio tak, jak teraz jest Tobie.
- Louis... Co Ty w ogóle opowiadasz? Ty się nigdzie nie wybierasz, rozumiesz? Będziesz tutaj ze mną i... No dobra, niekoniecznie TUTAJ, ale będziesz ze mną. Pójdziemy na studia, potem razem zamieszkamy w małym mieszkanku z wielkim balkonem na skraju miasta, pamiętasz? Takie mieliśmy marzenia, gdy byliśmy jeszcze mali...
- Ja dalej mam takie marzenia, wiesz?- wyznaje- Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo nie mamy dużo czasu, [T.I]... Za niedługo już nie będę z Tobą w ten sposób, w jaki teraz jestem... Ale i tak będę...
- Louis!- krzyczysz- O co ci chodzi? Ja Cię nie mogę stracić, rozumiesz? Nie teraz!
Po Twoich policzkach zaczyna płynąć więcej łez, niż płynęło po nich przez całe Twoje życie.
- Przecież mówię, że nikogo nie tracisz... Ja będę przy Tobie zawsze. Będę cię chronił. Nawet w nocy... Pamiętaj, że jeżeli tylko nie będziesz chciała zapomnieć, nie zostawię Cię... Ilekroć zobaczysz deszcz, to będę ja... Będę płakał z braku Twojego dotyku... A kiedy wstanie słońce, wiedz, że wtedy mówię, że Cię kocham... A kiedy zawieje wiatr, to też będę ja...
- Louis...
- Zawsze będę przy Tobie, będę Ci we wszystkim pomagał. Mój uśmiech zniknie, moje oczy stracą blask, nie usłyszysz już mojego głosu, nie poczujesz mojego dotyku, ale... Ale to wszystko będziesz miała tutaj- kładzie dłoń po lewej stronie klatki piersiowej- A już na pewno ja będę miał...
- Ale Louis...- teraz nie widziałaś nawet jego twarzy. Wszystko przysłaniała mokra ściana łez- Ja... Ja Cię kocham... Zrozumiałam to za późno...
- NIGDY nie jest za późno na miłość- powiedział.
Złożyłaś delikatny pocałunek na jego ustach... Gdybyś tylko wiedziała, że ten właśnie pocałunek jest nie tylko pierwszym, ale też... OSTATNIM...
#4 HARRY
- [T.I], zaczekaj, proszę!!!- woła
za Tobą twój BYŁY chłopak.
Nie zatrzymujesz się jednak. Nawet nie
zwalniasz. Biegniesz przed siebie i nie zwracasz uwagi na jego
prośby. Zupełnie tak samo, jak ON nie zwracał uwagi na CIEBIE
przez ostatnie miesiące. Rozumiesz wszystko... Jest sławny, nie ma
dla Ciebie już tyle czasu, co kiedyś, ale dlaczego musisz płacić
taką cenę za to, że kilka osób rozpoznaje go na ulicy? Wszystko
przez MODEST!!!
Opierasz się o drzewo i wzdychasz ze
zmęczenia. Pojedyncze łzy spływają po twoich rozgrzanych do
czerwoności policzkach. Otulasz się szczelnie płaszczem, ponieważ
cała trzęsiesz się z zimna.
Przeklinasz pod nosem, a w myślach
rzucasz przeróżne obelgi na tego idiotę, który właśnie zostawił
Cię samą ze złamanym sercem.
Dwa lata... Poświęciłaś mu dwa
calutkie lata, a on tak po prostu chce to wszystko zakończyć. I to
jeszcze w dniu waszej rocznicy. Spodziewałaś się romantycznej
kolacji w świetle księżyca albo chociaż długiego, wieczornego
spaceru, ale nawet przez myśl ci nie przeszło, że może Cię teraz
zostawić. Przecież jeszcze niedawno obiecywał Ci, że będziecie
razem na zawsze, że Cię nie opuści, że jesteś dla niego
wszystkim, że bez Ciebie nie dałby rady dłużej żyć... Tak,
teraz to wydaje Ci się śmieszne, ale jeszcze godzinę temu byłaś
najszczęśliwszą osobą na świecie. A w tym momencie osunął Ci
się grunt pod nogami. Na domiar złego właśnie przechodzi obok
Ciebie zakochana para, która co dwie sekundy wymienia się
zarazkami. I nic nie wskazuje na to, by akurat z Twojego powodu
przestała to robić. Przykre, prawda?
Ocierasz łzy wierzchem dłoni i
postanawiasz sobie, że musisz się ogarnąć. Powoli kierujesz się
w stronę domu przeklinając przy tym pod nosem i kopiąc każdy
napotkany po drodze kamień.
Jesteś wściekła, ale już przestałaś
płakać. Czemu masz okazywać słabość? Czemu masz pokazywać jemu
i tej jego głupiej wytwórni, że udało im się Ciebie zniszczyć?
Czemu masz przegrać? Nie tym razem!
Wparowujesz do mieszkania, zamykasz
drzwi na trzy spusty i rozwalasz się na kanapie. Wkładasz głowę w
poduszkę. Nie śpisz, nie dasz rady. Nawet nie próbujesz.
- Jeśli mnie słyszysz, Boże...
Daj mi jeszcze jedną, cholerną szansę!- wrzeszczysz, po czym, już
zdecydowanie ciszej, dodajesz- Żebym mogła ją znowu zmarnować...
***
Rok. Tak, to już rok minął od
tamtego wydarzenia. DOKŁADNIE rok...
Paradoks, prawda? Wcale Ci się nie
poprawiło. Wręcz przeciwnie, czujesz się jak jedno, wielkie gówno!
Codziennie widzisz go w telewizji, jak
opowiada o swoich nowych dziewczynach. Codziennie słyszysz jego głos
w radio, kiedy śpiewa kolejne piosenki o miłości. Codziennie
czujesz zapach jego perfum w podświadomości, chociaż w głębi
duszy doskonale wiesz, że wcale nie powinnaś...
Tak, jest w tym coś dziwnego, prawda?
Chcesz zapomnieć, ale nie możesz...
Męczy Cię świadomość, że należy
do kogoś innego. Męczy Cię każdy poranek, każde popołudnie i
każdy wieczór, kiedy nie ma go przy Tobie. Męczy Cię życie...
Życie bez NIEGO.
- Harry Styles i reszta zespołu One
Direction wyrusza dziś w trasę koncertową, promującą ich nową
płytę...
Na sam dźwięk jego nazwiska masz
ciarki na plecach, które stopniowo przenikają przez całe Twoje
ciało, powodując niesamowicie nieprzyjemne uczucie. Może i nie
jest to normalne, ale lekko unosisz kąciki ust. Nie chcesz tego, ale
tak na Ciebie działa. I działał zawsze.
Dziś jest ten dzień, kiedy wyjątkowo
nie wyłączysz telewizora i nie ciśniesz pilotem w ścianę, kiedy
ON pojawi się na ekranie. Dorastasz, [T.I]...
Rozsiadasz się na sofie z kubkiem
ciepłej herbaty w ręku i tępym, pustym wzrokiem wpatrujesz się w
doskonale znane Ci studio porannego programu prowadzonego przez
przeuroczą trzydziestolatkę, która w wyraźnie wymuszonym uśmiechu
szczerzy swoje nienaturalnie białe ząbki.
Mówi coś do kamery, a i tak wyraźnie
widać, że ma dość tego wszystkiego i usta ją już bolą od tego
szczękościsku.
Na scenę wchodzi zespół i zasiada na
jaskrawopomarańczowej kanapie. Ale Ty i tak widzisz tylko JEGO. Ten
sam perfekcyjnie dobrany strój, ta sama nienagannie wyglądająca
burza kasztanowych loków, te same dołeczki w policzkach, a przede
wszystkim... TE SAME HIPNOTYZUJĄCE OCZY...
- Pojutrze walentynki. Gracie
koncert w Londynie, prawda? Czy będziecie go dedykować komuś
konkretnemu?- pyta kobieta z błyskiem w oku.- Dla naszych dziewczyn- odpowiadają chórem Zayn, Liam i Louis.
- Dla fanów- dodaje Niall.
Blondynka wyczekująco na Harry'ego,
który wcale nie wygląda, jakby właśnie miał udzielić
odpowiedzi. W sumie... Nie wygląda nawet, jakby ją znał. Coś
jednak musiał powiedzieć. Inaczej to ona wzięłaby sprawy w swoje
ręce i sama wymyśliłaby swoją teorię, a wtedy media na pewno nie
dałyby mu żyć przez najbliższe tygodnie.
Jesteś ciekawa, jak się wywinie.
Pewnie opowie o swojej nowej zdobyczy: jakiejś wysokiej modelce z
pięćdziesięcioma centymetrami w talii; lub słynnej piosenkarce,
za którą szaleją miliony mężczyzn na całym świecie...
Przyzwyczaiłaś się już do tego. Nie możesz się przecież
spodziewać niczego innego, prawda?
- Harry, żyjesz?- szturcha go,
siedzący obok niego, przyjaciel.- Tak, tak... Ale...- zawiesza się- W sumie to wolałbym nie! Najpierw muszę coś naprawić...
Wybiega z sali. Kamera już nie może
go uchwycić.
„Pewnie poleciał do jakiejś siksy”,
myślisz.
Odkładasz brudny kubek do zmywarki i
powoli udajesz się do sypialni. Siadasz z laptopem na kolanach i
wchodzisz na stronkę plotkarską. Na Twoje nieszczęście ten stary
gruchot zawiesza się właśnie na artykule o NIM... Konkretniej na
JEGO zdjęciu.
Przeklinasz i wkurzona trzaskasz klapą.
W tym samym czasie rozlega się dzwonek do drzwi. Odkładasz laptopa
i podchodzisz do drzwi. Nawet nie patrzysz, kto przyszedł. Jest Ci
wszystko jedno. To pewnie listonosz, albo jakiś nastolatek, który
dorabia sobie rozdając ulotki otwartego za rogiem salonu
fryzjerskiego dla psów.
Ale nie... To był ON. Stał tam. Cały
przemoczony. Widać było, że biegł. No cóż... Ze studia
telewizyjnego do Twojej kamienicy jest dobre pięć kilometrów...
- Przepraszam, [T.I]- szepcze.
tak jak już wspominałam Ci na gadu, to jest no cóż... zajebiściemegadobre.
OdpowiedzUsuńlubię to!
a tak poważnie to pisz więcej imaginów, bo Ci to bardzo, ale to bardzo dobrze idzie... :D
<33333
:-O
OdpowiedzUsuń:-O
:-O
SOrry za to, ale żaden inny komentarz nie przychodzi mi w tej chwili do głowy... To jest po prostu piękne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I choć z niewiadomych przyczyn rozśmieszyło mnie zdanie: ,,Żegnaj, Liam", (bo brzmi trochę, jakby umierała ;-) i zdanie: Gdyby ci zależało, to pomyślałbyś wcześniej!- zauważyłam. Chodzi o to zauważyłam, ale to tak mały i drobny szczególik (wynikający oczywiście z twego jake bogatego doświadczenia pisarskiego w innej,równie ciekawej, choć bardziej znanej dziedzinie (chodzi o innego narratora,tak na wszelki, gdyby twój jakże pojemny i inteligentny umysł nie pojmował mojego, dziwnego, nieposkładanego, nielogicznego, trudnego do zrozumienia toku myślenia, którym z pewnością jest))... Czekaj, bo się zgubiłam.... Gdzie to? Aha! oK Już mam! :-D... jest niczym w porównaniu z genialnością, niesamowitością, nieprzewidywalnością i wspaniałością twojego uwielbianego przez wszystkich, ogromnie kolosalnie monstrualnego talentu, który przejawiasz w każdej, nawet najmniej odpowiedniej do wątku, który akurat nasunął ci się na myśl chwili i właśnie za tą nieprzewidywalność, piękny język i łatwość czytania twoich niesamowitych opowiadań ( i imaginów, których cudowność trudno wyrazić słowami, serio! Genialne!) kochają cię bez wyjątku WSZYSCY twoi czytelnicy!!!!!!!!!!!!!! I JA W TYM TEŻ!!!!!!!!
Kocham ,,pączkowanie zdań" :-D bedziesz wiedziała, o co chodzi :-P
Kocham to! Twoje, kotku imaginy są niesamowite!!!!!!! :-D
Taa paczkowanie zdan rzadzi :D
UsuńWitam, to znowu ja :D
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się przy tym imaginie! Biedny Horanek... Ale powtarzam po raz kolejny, masz do tego talent!
<3.!
Bosh, przy tym drugim się pobeczałam. ;(
OdpowiedzUsuńbedzie 2cz. z Niallem??
OdpowiedzUsuńbo jestem ciekawa co bedzie dalej...:)
swietnie piszesz :*
Ale wzruszający imagin z Louisem . :c ♥
OdpowiedzUsuńCudowne. Imagin z Louisem po prostu boski...
OdpowiedzUsuńTo o Lou przesuper. ♥ Reszta tez genialna. A o Niallu normalnie chce druga część! :)
OdpowiedzUsuńzgadzam sie, co do imagina z Lou, cudo ♥
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na ff O Harrym http://heat-me-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/ :)
Świetne *_*
OdpowiedzUsuńPodsyłam link do dziewczyny którą dziś znalazłam .
http://bezsensuu.blogspot.com/