Close the door, throw the key...

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 71

- Liam, zamknij oczy- poprosiłam, a gdy wykonał moje polecenie, dałam znać chłopakom, że mogą już przytachać pudło do pokoju.
Kiedy stało już na stole w całej swojej doskonałości, kazałam mu podnieść powieki. Na samym początku wlepił wzrok w kartonowe opakowanie i gapił się tak przez pół minuty, po czym poszedł na żywioł, zdzierając z niego kolorowy papier.
Na pokrywce starannym pismem Zayna, napisane było: "Podstawowy zestaw Payne'a", co niezwykle solenizanta rozbawiło i musiała minąć chwila, zanim się otrząsnął i wrócił do prezentu. Teatralnie otworzył wieko. Na pierwszy ogień poszedł ogromniasty widelec. Chłopak uśmiechnął się lekko i spojrzał na każdego z nas z miną "Bardzo zabawne". Odłożył sztuciec na bok (oczywiście zaraz został on przywłaszczony przez Horana i użyty do konsumpcji tortu, choć był on ze dwa razy większy od blachy, na której on leżał) i ponownie dał nura do wnętrza pudła. Tym razem w ręce wpadła mu zapakowana w przezroczystą folię kolekcja filmów Disney'a. Spędził jakiś czas na wzdychaniu nad grafiką jednego z nich, po czym je również ułożył na brzegu stołu, postanawiając, że musimy obejrzeć choć część z nich dzisiejszego wieczoru.
- To był pomysł Zoe!- krzyknęłam, gdy rozanielony prawie odrywał się od podłogi, widząc całą resztę przygotowanego przez nas prezentu.
Uśmiechnął się do niej od ucha do ucha, ona natomiast spojrzała na mnie z miną "WTF?", co natychmiast pozwoliłam sobie zignorować i wzięłam się za pomoc Niallowi w wyciąganiu widelca z ust. Jak ten chłopak go tam wcisnął, ja się pytam?!
- Dobra!- sielankę przerwał Louis, którego najwyraźniej znudziło obserwowanie gołąbeczków (czyt. Liama i Zoe)- Zayn, czyń honory i zanieś pudełko na górę, do pokoju Liama... A potem przenosimy naszą dżamprezkę na podwórko!!!
***
Jak powiedzieliśmy, tak zrobiliśmy. Już po niecałych dziesięciu minutach w piknikowym nastroju rozpalaliśmy grilla na zewnątrz. Właściwie to Eleanor rozpalała i próbowała nauczyć Louisa, jak dobrze ułożyć drewno i węgiel, by ogień dłużej się palił.
- Rose, Zoe, idźcie do kuchni po jakieś mięcho- zarządził Niall, kończąc drugą paczkę chipsów- Głodny jestem, wiecie?
- To może ruszysz te swoje cztery litery i sam pójdziesz?- zaproponował Harry.
- Miejsce dziewczyn jest w kuchni!- dumnie stwierdził nasz farbowany filozof.
- Tak, na krześle z nogami na stole i rękami pod głową, przyglądając się, jak facet gotuje im pyszny obiad- uściśliła Zoe, ale zgodnie uznałyśmy, że nie mamy niczego lepszego do roboty i powlokłyśmy się w stronę domu.
- Dlaczego powiedziałaś mu, że ten prezent i ogólnie impreza to był mój pomysł?- zapytała na wstępie, wyjmując ketchup z lodówki.
Na początku skomentowałam to zwyczajnym milczeniem.
- Przecież obie wiemy, że to wszystko wymyślił Louis. My tylko pomagałyśmy- dodała.
- Wiem- mruknęłam wymijająco.
- Ale czemu?- dociekała.
- Czy ty naprawdę nie widzisz, że on cię kocha?- zapytałam chyba zbyt głośno, przez co prawie upuściła sztućce na podłogę.
- O czym ty mówisz, co?- spojrzała na mnie jak na idiotkę, a wtedy ja także spojrzałam na nią jak na idiotkę, bo naprawdę nie dowierzałam, że jeszcze tego nie zauważyła.  
- Proszę cię, Zoe- zaczęłam- Liam sporo przeszedł, teraz jeszcze bardziej się to wszystko pokomplikowało i...
- Rose, do czego zmierzasz?- przerwała mi. 
-Odpuść trochę z tym Zaynem. Ja naprawdę się cieszę, że jest między wami OK, ale przystopuj odrobinę... Przynajmniej na razie...- poprosiłam.
- Po kilkunastu latach spotykam przyjaciela z dzieciństwa, a ty mi mówisz: "przystopuj"?!- wrzasnęła, posyłając mi kpiące spojrzenie- Ty sobie żartujesz?
Zawiesiłam się na moment, nie rozumiejąc zupełnie nic z tego, co przed chwilą powiedziała. A czułam, że powinnam o tym wiedzieć, więc oczywiście od razu musiałam się o to dopytać.
- Nie chcę ci się spowiadać- mruknęła z kaprysem. 
- Ale... Zoe...- nalegałam.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, lecz posłusznie zajęła miejsce przy stole, odkładając uprzednio opakowanie jakiejś przyprawy do grilla na stos czystych talerzy. Ja natomiast klapnęłam na przeciwko niej i z wyczekiwaniem patrzyłam prosto w jej czarne oczy.
- Zayn i ja byliśmy... Przyjaciółmi... Bardzo dobrymi zresztą- uściśliła- Wszystko robiliśmy razem... Wiesz graliśmy w klasy, rzucaliśmy się śnieżkami w zimie... Na pozór idealnie. I rzeczywiście... Na początku właśnie tak było... IDEALNIE... Ale potem...- głos jej się złamał, a po jej policzku spłynęła jedna, dyskretna łza- Potem mój ojciec zrobił coś, czego NIGDY mu nie wybaczę.
Z zainteresowaniem wsłuchiwałam się w każde jej słowo, starając się przyswoić jak najwięcej szczegółów z jej opowieści. Nie zapowiadało się to za dobrze, lecz przez całe życie przyzwyczaiłam się do różnych chorych i niekoniecznie miłych sytuacji, tak więc myślałam, że niczym mnie już nie zaskoczy.
- On... Zabił jego siostrę, rozumiesz to?- zapytała, starając się za wszelką cenę utrzymać kamienną twarz.
Ta informacja uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Naprawdę... W głowie układałam sobie różne scenariusze... Nie wiem... Wyprowadzili się z kraju, wyjechali na dziesięcioletnie wakacje, jej ojciec obrabował bank... Ale nawet przez chwilę nie pomyślałam o czymś takim. Doszłam do wniosku, że ta dziewczyna jest jednak biedna... W oczach zbierało mi się coraz więcej łez i lada chwila wybuchnęłabym płaczem. Wstrząsnęło mnie to. Nie miałam zielonego pojęcia, że Zayn miał jeszcze jakąś siostrę...
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk czyichś kroków.
Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i gdyby nie to, co przed sekundą usłyszałam, zaczęłabym śmiać się jak jakiś niezrównoważony psychicznie człowiek (którym, jak tak głębiej się przyjrzeć, chyba jestem). Harry stał z miną POKERFACE z jedną nogą w pudełku po torcie, po czym wyjął ją, demonstrując nam swój lukrowany bucik.
- Kurdzieńdobryjestem...!!!- krzyknął, najprawdopodobniej usiłując zatuszować swoją głupotę, co (powiedzmy sobie szczerze) raczej niespecjalnie mu się udało- Widzę piknikowy nastrój, dziewczynki!
Puknęłam się otwartą dłonią w czoło i kątem oka spojrzałam na Zoe, która ledwie panowała nad swoimi łzami. I warto dodać, iż nie były to bynajmniej łzy szczęścia...
- Harry, kocie... Nie chcę nic mówić, ale trochę się pogrążasz- zauważyłam i pakując mu miskę kiełbasy, wyrzuciłam go na zewnątrz, by dostarczył ją reszcie.
Podałam Zoe chusteczkę higieniczną.
- Idziemy?- zaproponowałam, chwytając część pozostałego "prowiantu".
Kiwnęła niechętnie głową i powlokła się za mną. Ledwie wyszłyśmy na podwórko, już zostałyśmy z powrotem wysłane do kuchni, żeby wyjąć piwo z lodówki, gdyż naszego przecudnej urody Zayna Malika naszła nagła ochota na "coś mocniejszego".
Gdy już dumnie zasiadłyśmy na drewnianych krzesełkach przy stole wraz z całą resztą, na dobre rozpoczęła się balanga. Dziwię się, że ta przemiła sąsiadeczka z naprzeciwka jeszcze się nie pojawiła, ale obstawiam, iż jeśli tylko byłaby w domu, z pewnością złożyłaby nam niejedną wizytę. Pewnie pojechała gdzieś niańczyć jakieś wnuki, czy coś w ten deseń... Zresztą... Czym ja się teraz przejmuję?
***
Po mniej więcej trzech godzinach rozmawiania o ulubionym smaku lodów, komplementowania nowych butów Malika, słuchania najnowszych przebojów jazzowych (podziękujmy wyrafinowanym gustom muzycznym Eleanor), tańczeniu niezidentyfikowanych tańców godowych plemion starożytnych, obżerania się tłuszczem i cholesterolem oraz oczywiście wypiciu połowy zapasów alkoholu, Zoe oznajmiła, iż źle się czuje i nie ma najmniejszej ochoty, aby nadal przebywać w naszym towarzystwie. Mina Liama w tamtym momencie mówiła sama za siebie, jednak pozwolił jej na oddalenie się. Ja natomiast nie garnęłam się do udzielenia jej takowej zgody, więc pobiegłam za nią, żeby ją zatrzymać. Po drodze potykałam się o własne nogi, bo tak już działają na mnie napoje procentowe i nic na to nie poradzę.
- Zoe!- darłam się- Poczekajże, zacna dziewojo!
Nawet się nie odwróciła, tylko dalej biegła do mojego pokoju. Ona... Cóż... Ona za wiele nie wypiła, także chyba jakąś tam trzeźwość umysłu zachowała... Ale w sumie ja też... Nie no dobra, kogo ja oszukuję?! Ja byłam tak wstawiona, że ledwo pamiętałam moje imię. Mimo to doskonale wiedziałam, jaka jest moja misja (i nie, nie chodziło mi wtedy o dotarcie na nieznaną ludzkości planetę)!
- Zoe, weź... Idź tam. To są urodziny Liama!- poprosiłam.  

<OCZAMI LIAMA>
Cóż, trzeba przyznać, że to ja byłem najbardziej... Myślący z całego towarzystwa, dlatego też to mnie przypadł zaszczyt pilnowania Rose. Harry mnie o to poprosił, gdy zobaczył, jak prawie zabiła się o próg przy drzwiach do domu. On sam poleciał jej na ratunek, ale nie był lepszy, bo wywinął orła już na trawniku, tak więc niczym największy dżentelmen wyznaczył mnie jako swego zastępce, po czym zaliczył niewielki zgon.
Podszedłem pod drzwi pokoju Rose (i teraz też Zoe).
- Nie będziecie mi ustawiać życia! Ja rozumiem, że to jego urodziny, ale chyba mam prawo gorzej się poczuć, tak?- wrzeszczała ciemnowłosa- Poza tym żaden laluś nie będzie mnie ograniczał. Przecież się nie popłacze, jak mnie nie będzie, mam rację? A nawet jeśli, to mam to głęboko gdzieś! Podobnie jak jego całego!!!
Poczułem się jakoś tak... Źle... Ba! OKROPNIE. W gardle stanęła mi wielka gula i nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. Może to i lepiej, bo i tak nie wiedziałbym, co.
Stać było mnie tylko na to, by uciec... Do mojego pokoju, ponieważ dalej raczej nie dotarłbym w takim stanie.
Kiedy tylko opadłem na łóżko, rozległ się dzwonek mojego telefonu komórkowego. Zignorowałem ten fakt, jednak osoba dzwoniąca najprawdopodobniej oczekiwała śmierci, bo ani myślała przestać się dobijać. Westchnąłem głęboko i podniosłem się z miękkiego materaca, chwytając leżące na jednej z półek urządzenie. Udało mi się odebrać, gdy melodyjka dochodziła końca, więc uśmiechnąłem się sam do siebie na tę myśl i mruknąłem jakieś "cieplutkie przywitanko".
Nie miałem nastroju, żeby rozmawiać z jakimkolwiek ina tym świecie, ale co ja mogłem na to poradzić?
- Liam?- usłyszałem po drugiej stronie słuchawki. 
- Ta- burknąłem od niechcenia.
To, co potem usłyszałem niemalże zwaliło mnie z nóg...
__________________________
 Siema, bejbeczki!
Co tam u Was?
Słuchajcie, coś mi z komentarzami się pogorszyliście, także muszę podjąć radykalne środki i... 17 komentarzy= NOWY ROZDZI!!!
I to byłoby tyle :D
Mam nadzieję, że Wam się ten rozdział spodobał (choć mnie się nie spodobał)...
I teraz zgadujcie, kto i dlaczego zadzwonił do Liama?!
  Kocia3ek
 

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 70

Obudziło mnie czyjeś cielsko na moim brzuchu.
- Matko!!! Louis!!! SPADAJ!!!- wrzasnęłam, gdy zobaczyłam chłopaka, skaczącego po mnie i wrzeszczącego moje imię- Pogięło cię do reszty?!
Zrobił obrażoną minę, ale już po chwili wyszczerzył się i usiadł na jednej z poduszek. Harry niechętnie podniósł się do góry, posłał mi ciepły uśmiech, po czym zaczął mordować swojego przyjaciela wzrokiem.
- Dobra, dobra... Ja rozumiem, że w nocy nie spaliście i jesteście zmęczeni, ale musicie mi pomóc- usprawiedliwił się- Właśnie piekę tort marchewkowy...
- To wspanial... Czekaj... Tort? Po co tort?- zapytałam zdezorientowana.
- Tak, tort. Tort marchewkowy. URODZINOWY tort marchewkowy- dodał, ale widząc mój nieogar na twarzy, uściślił- Urodzinowy tort marchewkowy dla Liama... Z okazji URODZIN, które... Są DZIŚ!!!
Wtedy to mnie totalnie zamurowało. Zerwałam się z miejsca i już miałam wybiec z namiotu, ale w porę zorientowałam się, że mam na sobie tylko koszulkę Hazzy i majtki, więc zrezygnowana opadłam na koc i z miną wyraźnie mówiącą za mnie "CO TERAZ?", patrzyłam na chłopaków. Jak mogłam zapomnieć o urodzinach mojego brata?! Przecież... Ale... No... UGH!!! On nawet, kiedy się nie lubiliśmy, co roku zostawiał mi jakiś prezent pod drzwiami pokoju, a ja pamiętam, że zawsze się wkurzałam, ale przecież... JESTEM NAJGORSZĄ SIOSTRĄ NA ŚWIECIE!!!
- Dobra!- wstałam, klaszcząc w dłonie- Gdzie on jest?
- Niall zabrał go do zoo, żeby pooglądał sobie żółwie. Chciałem mu zrobić jakąś niespodziankę, czy coś- Louis uśmiechnął się niepewnie.
- Lou, wiesz co?- spytałam- Jednak dobrze, że cię mamy.
Przytuliłam się do niego, po czym wyrzuciliśmy go na zewnątrz, a sami przebraliśmy się tak, by móc pójść w jego ślady i zacząć organizować SWEET TWENTY dla Payne'a.
Kiedy weszliśmy już do domu, ogarnęło nas lekkie zdziwienie, lecz żadne z nas nie zamierzało tego komentować. Wszędzie było nawalone serpentyn, balonów i innych, kolorowych błyskotek.
- Rzygam tęczą- szepnęłam i pomaszerowałam na górę, gdzie zmieniłam odzienie, by już po chwili móc z powrotem znaleźć się z moimi przyjaciółmi.
Weszłam do kuchni, gdzie wszyscy jedli już śniadanie. Tylko Louis stał z jakąś miską przy blacie kuchennym i mruczał pod nosem coś w stylu: "A może te jajka jednak trzeba było wbić tutaj bez skorupek?".
Postanowiłam pozostawić tę myśl bez komentarza i dałam mu w spokoju rozwijać swoje umiejętności kulinarne, a sama zasiadłam obok Zoe. Po zjedzeniu posiłku zdecydowaliśmy, że musimy się jakoś podzielić zadaniami, bo jeżeli wszystko będziemy robili równocześnie, to niestety, ale wyjdzie z tego jedna, wielka klapa.
Louisowi przypadło zaproszenie Eleanor i załatwienie tortu (tylko pod warunkiem, że nie będzie próbował robić go samodzielnie), a cała reszta (ze mną włącznie) miała pojechać na zakupy po prezent i inne takie głupoty na imprę.
Po dziesięciu minutach zmuszania Tomlinsona do poszukania jakiejś cukierni w internecie, wpakowaliśmy się do samochodu i obraliśmy kierunek "Galeria Handlowa". (Oczywiście Malik cały w skowronkach, bo Harry pozwolił mu prowadzić).
***
Obładowani siatami z TESCO i tych innych dziwnych sklepów, wróciliśmy na parking. Kupiliśmy Liamowi prezent, co naprawdę było bardzo trudne, choć z początku wcale się takim nie wydawało.
Kiedy zajechaliśmy pod dom, zastaliśmy tam Louisa i Eleanor, którzy śmiejąc się wniebogłosy, obrzucali się tortem. Myślałam, że wybuchnę, ale udało mi się nieco opanować i tylko podeszłam do nich, oddychając głęboko.
- Naprawdę nie chciałabym przerywać wam świetnej zabawy, ale... CO W WAS DO JASNEJ CHOLERY WSTĄPIŁO?!- wydarłam się.
- Eee... Ale...- jąkał się Louis.
- Jakie "ale"? To był tort Liama!!!- przyłączył się do mnie Harry.
- Posłu...
- Co wy sobie myślicie?- dodał Zayn, któremu najwyraźniej też zależało na tym, by urodziny wypadły jak najlepiej... Albo zależało mu na tym, by przypodobać się pewnej ciemnowłosej dziewczynie, ale to już inna perspektywa...
- Dacie nam dojść do słowa?!- zawołała Eleanor.
- Właśnie- przytaknął Louis- To NIE jest tort Liama... Tort Liama jest w piwnicy i się chłodzi! To jest tort, który próbowałem dokończyć, kiedy was nie było...
Mruknęłam pod nosem jakieś "aha", bo trochę mi się zrobiło głupio, że tak na nich wyjechałam, lecz już po chwili darłam się znowu, bo przypomniałam sobie o bałaganie, jaki teraz panuje.
Harry chwycił mnie za ramiona i próbował mnie jakoś uspokoić, co naprawdę nieprędko mu się udało... Ale jednak... Po jakimś czasie nieco się rozluźniłam i zajęłam się wypakowywaniem zakupów, a reszcie poleciłam ogarnięcie tego syfu. Kiedy wszystko było już gotowe, Lou dostał sms'a od Nialla, że Liam tak bardzo zachwycał się tymi żółwiami, że już mu się znudziły i są w połowie drogi do domu. Gratuluję wyczucia czasu, Horan! Ale naprawdę... Lepiej nie mógł trafić...
Wszyscy polecieliśmy do swoich pokoi, żeby zmienić odzienie, po czym spotkaliśmy się ponownie w salonie, gdzie czekał już przyniesiony przez Zayna tort w kształcie dinozaura z Toy Story.
- To się Liaś ucieszy- mruknęłam i szybko pobiegła, by schować się za kanapą, bo właśnie wchodził ktoś do domu.
Zoe wykazała się najlepszym sprytem, bo jako jedyna pomyślała o zgaszeniu światła. Inna sprawa, że ledwie zdążyła wpełznąć pod stół (nawiasem mówiąc był pod nim też Malik, ale bez skojarzeń). 
Usłyszeliśmy czyjeś kroki i od razu zobaczyliśmy ich właściciela, który wgramolił się do nas za sofę.
- Mamy jeszcze trochę czasu, bo Liam sprawdza kostkę na podjeździe- szepnął Niall.
- Aha... A po co?- spytałam równie cicho.
- A czy to ważne?- wciął się Louis- Ważne, żeby niespodzianka się udała.
Przyznałam mu rację, lecz szybko zostałam uciszona okrzykiem "NIESPODZIANKA!". Wszyscy wyszli ze swoich ukryć... Oprócz mnie, bo ja oczywiście mam tak zarąbisty refleks, że nie zorientowałam się, iż chłopak wszedł już do domu. Podskoczyłam od góry jednak z wystarczającą gracją i pewnie nawet nie zauważył braku mojej osoby wcześniej.
Liam stanął jak wryty i badał każdego z osobna wzrokiem. Po chwili zauważyłam pojedynczą łzę na jego policzku, którą zwinnie starł brzegiem rękawa swojej granatowej bluzy.
- Jesteście wielcy!- krzyknął i oczywiście nie obyło się bez grupowego misiaka- Myślałem, że zapomnieliście.
- Tak naprawdę to Rose i Harry zap...
- Zap... Uszczają wąsy???- dokończyłam niezgrabnie, dając Louisowi porządnego kuksańca w bok za zbyt długi jęzor- Taki dodatkowy suprise!
***
Siedzieliśmy przy stole i konsumowaliśmy przepyszny tort czekoladowy. Harry pożerał wzrokiem mnie, ja pożerałam wzrokiem jego, Louis pożerał wzrokiem Eleanor, Eleanor pożerała wzrokiem Louisa, Niall pożerał wzrokiem ostatni kawałek tortu (choć na talerzu miał jeszcze z pięć), Zayn pożerał wzrokiem Zoe, Zoe pożerała wzrokiem Zayna, a Liam... Liam teoretycznie też pożerał wzrokiem Zayna, ale przypuszczam, że z innych przyczyn niż Mulatka. Kiedy stał już na granicy "mordu", kulturalnie podniósł się z krzesła, jeszcze kulturalniej to krzesło dosunął i powoli udał się w kierunku drzwi.
- Gdzie ty idziesz?- zapytał Niall, na chwilę odrywając paczałki od masy karmelowej.
- Donikąd- burknął brązowooki i zniknął z naszego pola widzenia.
Siedziałam tak przez chwilę, nie ogarniając zupełnie niczego, po czym poszłam w jego ślady, oznajmiając uprzednio, że "Spróbuję z nim porozmawiać". Na samym początku w ogóle nie wiedziałam, gdzie mam iść, ale dostałam nagłego oświecenia i nogi same poniosły mnie w kierunku parku. Odgarnęłam dobrze znane mi już pnącza i znalazłam się oko w oko z bratem. To tam rozmawialiśmy pierwszy raz. I to tam się pogodziliśmy...
- Liam... Hej, chłopie! Co jest?- spytałam, siadając obok niego na kamieniu.
Skupił wzrok na jakimś robaczku, który przylazł nam potowarzyszyć.
- Liaaaaaaaaaaaam- przeciągnęłam.
Cisza...
- Liaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam...
Jeszcze większa cisza...
- Liaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam...
- Co?
- Jajco. 1:0 dla mnie, a teraz weź mi wytłumacz, co się stało- poprosiłam.
- Dlaczego zawsze, kiedy wychodzę z domu na spacer, ty myślisz, że coś się stało?- zdziwił się.
- No nie wiem- odparłam- Może dlatego, że zawsze, jak coś się stanie, ty wychodzisz z domu na spacer.
Wziął głęboki oddech i niechętnie się ze mną zgodził.
- To jak?- zapytałam- Dowiem się?
- Bo... Chodzi o Zoe- wymamrotał.
Z jednej strony skakałam z radości od wewnątrz, ale z drugiej chciałam zabić się za moje zachowanie w Wesołym Miasteczku.  Przecież mogłam się domyślić, że ma to coś wspólnego z dziewczyną, a nie rżnąć głupa i piszczeć, ilekroć Zayn na nią popatrzył.
- Liam- wydukałam- Przepraszam...
- Za co? Za to, że jestem idiotą?
- Nie jesteś idiotą... Każdy ma prawo się zakochać...
Wzruszył ramionami i nie przestając obserwować poczynań owada, powiedział:
- Ja się nie zakochałem. JESZCZE nie...- zawahał się- Bo... Ja wpadam... I jeszcze moment, a zatonę po uszy, wiesz? Znasz takie uczucie? Że wszystko idzie dobrze, a nagle komuś zachciewa się to rujnować i nie ma już niczego?
- Wyobraź sobie, że znam- mruknęłam, a w oku zakręciła mi się pojedyncza łza, która od razu zechciała wydostać się na zewnątrz.
- No dobra, ale teraz masz Harry'ego. Kochacie się, ufacie sobie, nie widzicie świata poza sobą...
- A czy pamiętasz, ile musiałam przejść, żeby wyglądało to tak, jak wygląda teraz?- przypomniałam.
- Ale ty, to ty! Ja nie jestem aż taki silny!- uniósł się.
- Liam- położyłam dłoń na jego ramieniu- Doskonale wiesz, że jesteś. I zobaczysz, że wkrótce wszystko się ułoży i będzie dobrze... A teraz chodź już, bo marznę... A poza tym mamy dla ciebie prezent.
- Rose- westchnął- Dziękuję...
- Nie ma za co... Jesteś moim starszym braciszkiem, tak?
Uśmiechnął się, po czym mocno się do mnie przytulił.
- To chodź, bo chcę zobaczyć ten prezent... A co to jest?- niecierpliwił się.
- Zobaczysz...
_____________________________________
Cześć!!!!!!!!!!
Mamy rozdział 70. Może nie jest jakoś strasznie długi i w ogóle, ale mam nadzieję, że wam się spodobał i zostawicie po sobie jakiś ślad.
Dzisiaj się nie rozpiszę w tej notce, niestety, ale ten... No wiedzcie, że jesteście boskie i, że was kocham <3
AAA!!! I nie wiem, czy ktoś zauważył, ale jest na blogu zakładka "IMAGINY"... Także wiecie... Jak ktoś lubi je czytać to zapraszam serdecznie.
Kocia3ek



czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 69

<OCZAMI NARRATORA>
- Przepraszam, ale... Mówiłeś coś? Bo nie dosłyszałam...- zapytała dziewczyna, gdyż nie była pewna, czy były to słowa Zayna, czy może raczej jej jakże bujna wyobraźnia- Możesz powtórzyć?
Chłopak schował głowę w kolanach, a gdy ją podniósł miał całe czerwone policzki i smutnym wzrokiem badał całe pomieszczenie, jakby po prostu chciał uciec. Westchnął ciężko, przygryzł dolną wargę i niepewnie otworzył usta.

<OCZAMI ZAYNA>
Nie wiem, dlaczego, ale postanowiłem jej zaufać. Nie znam jej, nawet specjalnie za nią nie przepadam, jednak czułem, że ona jako jedyna wysłucha mnie do końca i może w jakiś sposób spróbuje mnie zrozumieć. Nie jestem pewien, w jakim stopniu jej się to uda, lecz i tak zdecydowałem się jej wygadać. Dusiłem to w sobie zbyt długo. I chyba za bardzo starałem się udawać twardego.

<OCZAMI ZOE>
- Bo... Ja mieszkałem kiedyś w Bradford... I tam miałem przyjaciółkę. Wszystko robiliśmy razem, nie odstępowaliśmy siebie nawet na krok. Pewnego dnia...- wziął głęboki oddech- Pewnego dnia wszystko legło w gruzach.
Spojrzałam w jego przepełnione smutkiem oczy.  Widziałam, że go to boli. Domyślałam się też, że zapewne niekoniecznie ma ochotę o tym mówić. Ale mówił dalej...
- Ona często do mnie przychodziła. Znała każdy zakątek mojego domu. Ja natomiast tylko raz przekroczyłam próg tej rudery, w której mieszkała z... ojcem. On... Był kryminalistą- głos łamał mu się z każdym kolejnym słowem, a jego oczy zaszkliły się.
Z całych sił próbowałam skupić się na jego wypowiedzi, przekonując samą siebie, że to jakiś żart. Ta cała opowieść przypominała mi jakiś kiepski film detektywistyczny... I nie tylko zresztą...
- Kiedyś włamał się ze swoją bandą do mojego domu. Mnie wtedy nie było. Ale...- urwał i wierzchem dłoni wytarł pierwszą łzę, która sprawnie spłynęła po jego policzku, zostawiając długi, mokry ślad- Była ONA. Moja siostra. Stanęła im na drodze, więc po prostu... Po prostu się jej pozbyli. Zabili ją! Rozumiesz? Z zimną krwią zabili małe, sześcioletnie dziecko!
Popatrzyłam na niego i nadal nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Wielka gula stanęła mi w gardle. Do tej pory odczuwałam tylko złość. NIGDY nie był to smutek, tak więc NIKT w życiu nie dostrzegł na mojej twarzy choć najmniejszej, słonej kropelki. Mama od nas odeszła- nie płakałam. Ojciec traktował mnie jak śmiecia- nie płakałam. Ludzie mogli mnie wyzywać, poniżać, śmiać się ze mnie, a ja i tak nie dałam im tej satysfakcji. A teraz? Teraz coś we mnie pękło. To było okropne uczucie. Kilka gorzkich łez postanowiło pościgać się po moich policzkach.Po chwili lały się już strumieniami, co w krótkim czasie przerodziło się w istną histerię.
Przez "mgłę" dostrzegłam, jak Zayn wstaje i powoli idzie w moim kierunku. Usiadł zaraz obok i objął mnie ramieniem, a ja ułożyłam głowę na jego torsie.
- Cicho... Nie płacz... Zoe.... Hej- uspakajał mnie, gładząc moje plecy.
- Zayn... Jak miała na imię ta dziewczyna?- szepnęłam.
- Hmm... Chyba... Sam- odparł niepewnie.
Zapadła niepokojąca cisza. Musiałam mu powiedzieć, bo teraz miałam stuprocentową pewność.
- Bo... To ja byłam tą dziewczyną...

<OCZAMI RENESME>
Cała w skowronkach siedziałam w kącie i bawiłam się loczkami Hazzy, który leżał teraz wygodnie na moich kolanach, najprawdopodobniej próbując zasnąć, co dosyć skutecznie uniemożliwiałam mu do tej pory.
Cieszyłam się, że tak się stało. Już nawet perspektywa bycia kilkanaście metrów nad ziemią została zniwelowana przez wyobrażenie rozmawiających ze sobą Zoe i Zayna.
- Na pewno wreszcie się pogodzą!- klasnęłam w dłonie uradowana.
Louis i Niall żywo dyskutowali na jakiś temat (z tego, co zrozumiałam nadal kłócili się o kształt tamtego obłoczka, ale teraz wpletli do rozmowy także jakże ciekawy i interesujący wątek ukraińskich kierowców tirów, cokolwiek miało to oznaczać).
Natomiast Liam... Ten wyglądał trochę tak, jakby minutę temu skończył bieg dookoła Wielkiej Brytanii lub jakby został przejechany przez traktor. Siedział skulony przy jednej ze ścian z wyrazem twarzy "Za moment nie wytrzymam i kogoś zabiję" i przeklinał na coś pod nosem. Z oczu biła mu złość. Ares to przy nim lalka Barbie- wierzcie mi na słowo.
- Ale super, nie?- krzyknęłam rozanielona.
- Mhm... Tak, kochanie... Świetnie- uśmiechnął się Harry i nie otwierając oczu obrócił się na lewy bok.
- No- mruknął Nialler.
- Genialnie, fenomenalnie, fantastycznie!- wrzasnął Lou.
- Fajnie, że chociaż ty podzielasz mój entuzjazm- ucieszyłam się.
- Eee... Coś mówiłaś? Bo wiesz... Mi chodziło o ten... No... Remont na skrzyżowaniu koło galerii- wyszczerzył  się- Ale to co mówiłaś na pewno było równie EKSTRA!!!
- Nom! Autostrada!- zawtórował mu Niall- To znaczy... BOMBA!!!
Tylko Liam nijak nie włączył się do tej wymiany zdań. Pozostawił tę sprawę bez komentarza, ograniczając się do zamordowania każdego z osobna wzrokiem. 
Nie miałam pojęcia, co go ugryzło, lecz nie zamierzałam dociekać na siłę, dochodząc do jakże inteligentnego i trafnego wniosku, iż przechodzi kryzys wieku średniego i na razie potrzebuje ciszy i spokoju.

<OCZAMI ZOE>
- Ty zawsze miałeś lepiej ode mnie. Wychodziłam z założenia, że kiedy powiem mu, jak wy żyjecie, my będziemy żyli dokładnie tak samo. Zazdrościłam ci- westchnęłam, zwinnie wyrywając się z jego uścisku- Czułam się zła, że ja nie mam tak, jak ty. Mieszkałeś jak królewicz. Codziennie jeździłeś z tatą na wycieczki rowerowe, bawiłeś się z siostrami w ogrodzie, piekłeś ciasta z mamą... A ja co?! Każdego poranka i każdego wieczoru modliłam się, żeby tylko ojciec znowu nie przyszedł do domu pijany, żeby mnie nie uderzył- przerwałam na moment, widząc jego zdziwioną minę- Tak, Zayn. Bił mnie. Traktował jak worek treningowy.
Z wściekłości kopnęłam w podłogę. Wszystkie wspomnienia wróciły.
- Ja... Ja nie wiedziałam, że jest aż takim potworem! Że zrobił coś tak okropnego. I to jeszcze tobie- teraz rozpłakałam się na dobre... Właściwie... Nie, to nie był płacz... Granica płaczu już dawno została złamana... Nie mogłam zapanować nad moim zachowaniem. Zaczęłam się rzucać, kopać, uderzać pięściami w powietrze, jakby było moim największym wrogiem. Teraz już wszędzie widziałam JEGO twarz i ciągle słyszałam ten szyderczy śmiech. Takiej złości nie odczuwałam jeszcze nigdy. Jak ja mogłam nazywać kogoś takiego "tatą"?
Zayn złapał mnie za nadgarstki i przysunął do siebie, po czym objął mnie mocno i pogłaskał po głowie.
- Spokojnie, Sam... Już wszystko dobrze- mruknął, a ja powoli zaczęłam wyrównywać swój oddech.

<OCZAMI RENESME>
Obudziłam się, kiedy poczułam, że kopuła zaczyna powoli opadać w dół. Spojrzałam na Styles'a. Spał tak słodko, że miałam ochotę zrobić mu zdjęcie, ale na moje nieszczęście padła mi bateria w komórce.
Szturchnęłam go lekko w ramię, a gdy już otworzył oczy, zabraliśmy się za przywracanie reszty do życia. Po niecałej minucie staliśmy w piątkę gotowi do rychłego wyjścia na świeże powietrze, na nadmiar którego (jak tak teraz myślę) w chwili obecnej nie mogliśmy narzekać.
Trochę zatrzęsło, lecz tym razem na naszą korzyść. Drzwi otworzyły się, a my wypatatajaliśmy na zewnątrz, gdzie dostrzegliśmy jakiegoś kolesia. Stanęliśmy w rządku i oczekiwaliśmy na kopułę Zayna i Zoe.
Jarałam się jak pochodnia, a widząc ich razem miałam ochotę odtańczyć taniec szczęścia. Dziewczyna leżała oparta o ramię Malika. Wyglądali tak uroczo, że po raz kolejny w dniu dzisiejszym chciałam usmażyć się za to, iż nie naładowałam telefonu przed wyjściem z domu.

<OCZAMI LIAMA>
Zbadałem ich wzrokiem i nie wiedzieć, dlaczego, ale naszła mnie nagła chęć zadźgania Zayna wykałaczką. Obok mnie stała Rose i skacząc z radości, piszczała z zachwytu jakby właśnie zobaczyła Michaela Jacksona w stroju Kopciuszka. Posłałem jej karcące spojrzenie, lecz nie byłem pewien, czy aby na pewno je odebrała.
- Panie Payne- zaczepił mnie jakiś facet po trzydziestce, w którym rozpoznałem właściciela wynajętego przez nas Wesołego Miasteczka- Bardzo przepraszamy za te komplikacje. Wystąpił problem techniczny, którego nie potrafimy do końca uzasadnić...Zważając na to, co się stało, pokryjemy wszystkie koszty. Bardzo nam przykro... Jest pan bardzo zły?
Mój wzrok mimowolnie padł na dwójkę gruchających gołąbeczków. Zoe właśnie otworzyła oczy i blado uśmiechnęła się w kierunku mojego "przyjaciela". Ten natomiast pomiział ją po plecach i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Coś się we mnie zagotowało...
- Tak- syknąłem prosto w twarz mężczyzny- Tak, jestem zły.
I szybkim krokiem odszedłem w kierunku samochodu.

<OCZAMI RENESME>
Dojechaliśmy do domu. Postanowiłam, że w najbliższym czasie porozmawiam z Liamem, ponieważ nijak nie mogłam zrozumieć jego zachowania. W tej chwili jednak najważniejsze było dla mnie iść do swojego pokoju i przebrać się w świeże ubrania. Gdy już to zrobiłam, zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie przepyszne obiadośniadanie w postaci tostów z dżemem i ciepłego kakao.Zajęłam miejsce przy stole i zajadając posiłek, błądziłam wzrokiem po twarzy każdego z moich towarzyszy, co, wbrew pozorom, było naprawdę ciekawym zajęciem.
- Co potem robimy?- zapytał Lou.
- Możemy w coś pograć... Nie wiem... W kalambury, w monopoly...- zaproponował Niall.
- Możemy...- przytaknęłam.
I w ten właśnie sposób cały dzień minął nam na graniu w planszówki, oglądaniu głupich komedii, jedzeniu żelków, jedzeniu żelków podczas oglądania komedii oraz oglądaniu komedii o żelkach.
Kiedy zakończyliśmy zabawę w bieganie po całym domu i chowanie Louisowi marchewek, zamknęłam się w swoim pokoju. Już chwyciłam piżamę i byłam w połowie drogi do łazienki, gdy ktoś zapukał.
Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. W progu stał Harry, a gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się promiennie.
- Gdzie się wybiera moja księżniczka?- zapytał, całując mnie delikatnie w usta.
- Spać- ziewnęłam.
- Taka piękna noc, a ty chcesz spać?! Nie ma mowy! Twój SUPERMAN na to nie pozwoli!!!- krzyknął, a ja poczułam, że się unoszę.
- Harry... Puść!- wierzgałam nogami z rozbawieniem- Ja naprawdę chciałam spać...
- Ale nie będziesz spać, bo mam dla ciebie niespodziankę i teraz cię porywam- oznajmił.
- No to... Mogę przecież iść tam sama!- stwierdziłam.
- Możesz, ale nie musisz... Nie będziesz mi się tutaj nadwyrężać.
Wyszliśmy na podwórko, ale nie za wiele widziałam, bo wszystko zasłaniało mi jego jakże cudniste ciało. W końcu jednak puścił mnie i mogłam swobodnie stanąć na własnych nogach.
Przytulił mnie mocno od tyłu i złożył pocałunek na mojej szyi.
- Niespodzianka- szepnął mi do ucha.
Moim oczom ukazał się gigantyczny (naprawdę, śmiało zmieściłoby się tam całe zoo) namiot.
Uśmiechnęłam się szeroko. Czego ten wariat nie wymyśli?
- Dzisiaj śpimy tutaj- wyszczerzył się.
Ruszyliśmy w tamtym kierunku, a gdy już weszliśmy do środka oniemiałam. Wszędzie było pełno najróżniejszych poduszek, koców, kołder. W rogu stał również stolik z pizzą i takimi wiecie... Różnymi pierdołami. W każdym miejscu porozstawiał świeczki i kupę małych latareczek, żeby oświetlały nam wnętrze w nocy.
- Dziękuję- pocałowałam go czule i przytuliłam się do niego mocno.
- Ale za co?- zdziwił się.
- Za to, że jesteś...
***
Siedzieliśmy na poduszkach pod kocem wtuleni w siebie.
- Ale fajnie, że Zayn i Zoe się pogodzili, nie?- zapytałam.
- Tak- przytaknął- Też się cieszę...
- Tam się coś musiało wydarzyć- powiedziałam.
Spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- No wiesz... Sam na sam... W diabelskim młynie... Światło księżyca- poruszał zabawnie brwiami.
- Zboczeniec- walnęłam go w ramię.
Zapadła cisza.
- Ale wiesz... Ja uważam, że to powinno się robić TYLKO z osobą, którą się naprawdę kocha- odparłam.
- A... Ty mnie naprawdę kochasz?- spytał.
- Oczywiście, że cię kocham- pocałowałam go- Najbardziej na świecie.
Przytulił się do mnie mocniej.
- A ty mnie?- powtórzyłam jego pytanie.
- Ja ciebie też. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. I nie wyobrażam sobie, żeby cię kiedykolwiek zabrakło- wyznał.
Przybliżył się do mnie i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Potem następny... I kolejny...  Z każdym kolejnym całował bardziej zachłannie, jakby każdy kolejny miał być tym ostatnim. Ledwo łapałam oddech, ale to nie było najważniejsze. Najważniejsze było to, co się dzieje tutaj i teraz. Najważniejszy był ON. Poczułam jego długie palce w moich włosach. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Jego dłonie powędrowały pod moją bluzkę. Doskonale wiedziałam, jak to się skończy. Ale wiedziałam także, że tego chcę. Zwinnym ruchem zdjął moją koszulkę i zaczął  błądzić dłońmi po moich plecach. Powoli odpinałam guziki jego koszuli. Byłam pewna, że nie robię niczego złego. Kochałam go! Czy to taki grzech? Uśmiechnął się do mnie złowieszczo, nie przerywając pocałunku. Po chwili zostałam w samej bieliźnie, on zresztą podobnie. Jeździł swoją ciepłą dłonią po moim brzuchu w górę i w dół...
A później... No tak... Co działo się później pozostanie naszą słodką tajemnicą... Możecie jedynie wyobraxić sobie resztę...
______________________________
Cześć, bejbeczki!
Na wstępie: Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale dopadł mnie TBW.
Rozwinięcie: Jest rozdział 69 (Hazza czuwa). Cieszę się, że wytrzymaliście ze mną tak długo. Miałam w planach jakąś dobrą scenkę +18, ale coś mi chyba nie wyszło, więc... No... Ja po prostu nie lubię i nie potrafię opisywać takich rzeczy. Także wybaczcie mi :( KURCZĘ!!! Teletubisie są bardziej +18 niż to...
Zakończenie: Jak podobał wam się rozdział?
Cieszycie się, że Zoe pogodziła się z Zaynem?
Wolelibyście Zoli Shane czy może raczej Zam (od Sam) Madow???
Odpowiedzcie na te pytania :)
Kocia3ek