Close the door, throw the key...

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 2

Wzięłam bagaż i z trudem zniosłam go na dół do salonu, po czym wróciłam z powrotem do pokoju. Przebrałam się i oceniając mój wygląd na „Ujdzie w tłumie”, zeszłam na dół. Po drodze chwyciłam jeszcze moją skarbonkę, do której od kilku lat zbieram pieniądze na tzw. „czarną godzinę”. Miałam tam kilka tysięcy funtów- babcia mnie rozpieszcza. Założyłam buty i zadzwoniłam po taksówkę. Oczekując na pojazd, naskrobałam kilka słów, chyba bardziej dla mnie samej niż dla mamy.

Drodzy Mamo i Richardzie!
Nie wiem nawet, czy zorientowaliście się, że brakuje wam kogoś w domu, ale i tak napiszę ten list. Nie mam pojęcia, gdzie będę, gdy go przeczytacie. Wyjeżdżam właściwie gdziekolwiek. Nie szukajcie mnie, nie ma po co. Pewnie i tak, gdy się gdzieś ulokuję dam wam znać, ale na razie chcę mieć spokój, aby to wszystko sobie samej poukładać. Mimo, że nie przepadam za Richardem (myślę, że on doskonale o tym wie), to nie jest jego wina. To niczyja wina. Nie obwiniajcie się wzajemnie, bo to nie ma sensu. Cóż wam jeszcze napisać? Kocham Was oboje ( choć może tego nie okazuję). Pozdrówcie Liama i Colette, gdyby was odwiedziła.
Wasza Rose
Szczerze mówiąc, nie myślałam, że coś takiego wypłynie spod mojego pióra, ale w sumie mi się to spodobało. To była prawda. Taka prosto z serca. Z przemyśleń wyrwał mnie klakson taksówki.  Wsiadłam, przywitałam się z kierowcą i poprosiłam o podwózkę na lotnisko. Spodziewałam się, że się zapyta, gdzie sama wyjeżdżam, ale ten tylko pokiwał głową i ruszył. I dobrze, bo nie wiem, co bym mu powiedziała. „Nie cierpię mojego ojczyma, więc ruszam, gdzie mnie nogi poniosą, żeby tylko nie musieć spędzać  z nim wakacji”? Średnio to brzmi. Droga trwała jakieś 15 minut. Stosunkowo niedużo, ale jak przez cały ten czas wgapiasz się tępo w widoki za oknem, to masz wrażenie, że jedziesz już wieki.
Wyjęłam walizkę z bagażnika i pognałam w stronę oddziału „INFORMACJA”, aby dowiedzieć się, gdzie i kiedy odbędzie się najbliższy lot.
- Za piętnaście minut zaczyna się odprawa na lot do Londynu- poinformowała mnie rudowłosa, młoda kobieta.
- A mogłabym kupić bilet?- zapytałam.
-Za okazaniem dowodu osobistego-uśmiechnęła się promiennie.
Wyrobiłam ten dokument już bardzo dawno temu, dlatego podałam go „jejmości”. Nie robiła żadnych problemów, tylko przyglądnęła się informacjom i sprzedała mi bilet.
Odprawa, jak to odprawa potrwała sobie godzinkę i już zasiadłam w niesamowicie wygodnym fotelu samolotowym. Włożyłam słuchawki w uszy, zapodałam LMFAO i obczajałam widoki. Często latałam samolotem, więc normalka. Nic ciekawego. Taka nuda, że nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Obudziła mnie stewardessa, która poinformowała każdego pasażera z osobna, aby zapiął pasy, gdyż za chwilę lądujemy. Z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej się bałam. Bałam się, co teraz ze mną będzie, gdzie się teraz podzieję, jak sobie poradzę. Po kilku minutach samolot stanął. Ludzie zaczęli się przebijać, aby jak najszybciej się z niego wydostać. Mi tam się nie spieszyło. I tak nie wiedziałam, gdzie pójść.
Po dwudziestu minutach wszyscy opuścili już maszynę, więc mogłam spokojnie wyjść, aby ujrzeć Londyn. A raczej tą „dziwniejszą” jego część. Chwyciłam walizkę do jednej ręki, torebkę do drugiej i stanęłam na środku lotniska. Po dłuższym namyśle, zdecydowałam się jednak ruszyć i pomaszerowałam w stronę wyjścia. Na widok restauracji zgłodniałam, więc „zahaczyłam” na jakieś frytki. Zjadłam, zapłaciłam i wyszłam.
Kilka godzin szwędałam się po ulicach Londynu w poszukiwaniu jakiegoś hotelu, na nocleg w którym nie wykorzystałabym połowy oszczędności. W końcu zrezygnowana usiadłam na jednej z ławek. Siedziałam, siedziałam, myślałam, siedziałam, myślałam i tak w kółko. Spojrzałam na wyświetlacz IPhone’a. Godzina 20:20 i zaczęło się ściemniać. Pomyślałam życzenie: „Chcę wreszcie mieć gdzie mieszkać. Kurczę, chociaż na noc”. Zawsze myślałam życzenie, gdy liczba godzin była równa liczbie minut. Rzadko się spełniało, ale może tym razem się uda. Podwinęłam nogi i schowałam głowę w dłoniach. Nie płakałam, po prostu byłam już tym wszystkim zmęczona. Ktoś usiadł koło mnie i poklepał mnie po ramieniu. Popatrzyłam na niego. Jakiś blondyn, niebieskie oczy, aparat na ząbki. Generalnie był całkiem przystojny.
-Renesme?- usłyszałam irlandzki akcencik.
-Ta! W domu mówią do mnie Rose,- zaczęłam wyliczać- w szkole Rori, a… CZEKAJ! Skąd znasz moje imię?
-Później ci wytłumaczę, ale teraz musisz pójść ze mną- rzucił szybko, jakby nigdy nic.
-Nigdzie z tobą nie pójdę. Nie znam cię człowieku- zaczęłam żywo gestykulować rękami.
-Jestem Niall- przedstawił się- No, już mnie znasz. Teraz ze mną idziesz, do mojego domu. A właściwie, co ty tu robisz?
-Przyleciałam dzisiaj samolotem, nie pytaj o powód, bo jest dość… Eee… skomplikowany? Nie wiem, czy to dobre słowo, ale uznajmy, że tak- zamyśliłam się i ruszyłam za blondynem, który już targał moją walizkę. Po drodze jednak zdecydowałam się opowiedzieć mu kilka szczegółów z mojego życia.
-Wsiadaj- otworzył mi drzwi do jakiegoś czarnego samochodu.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam.
-Do mnie do domu. Przecież nie masz gdzie mieszkać- uśmiechnął się i już po chwili siedział za kierownicą.
Przez całą dwudziestominutową podróż rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Głównie o mnie. Na początku gadanina niezbyt się kleiła, bo nie miałam ochoty opowiadać o wszystkim osobie, którą poznałam jakieś 10 minut temu, ale później mu zaufałam. Poczułam, że może kiedyś tam się z nim zaprzyjaźnię.
Zatrzymaliśmy się przed jakimś wielgaśnym domem, a że Niall wyszedł z samochodu, domyśliłam się, że to tutaj mieszka. Było już strasznie ciemno, więc niewiele widziałam i ledwo trafiliśmy do drzwi. Gdy blondyn zapukał, usłyszeliśmy jakieś hałasy z wewnątrz. Zdziwiłam się trochę, ale stwierdziłam, że może po prostu ma rodzeństwo, czy coś. Otworzył nam jakiś mulat. Miał perfekcyjną fryzurę i  nijak nie przypominał mojego nowopoznanego kolegi, więc zaczęłam się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Ten właśnie mulat zmierzył mnie wzrokiem i spojrzał pytająco na Nialla.
-Cóż to za śliczna niewiasta?- zapytał bardziej mnie, niż blondyna.
-To Renesme- odpowiedział Niall.
-Ta Renesme?- zdziwił się chłopak.
Widząc potwierdzające skinienie głowy Irlandczyka, przedstawił się. Dowiedziałam się, że ma na imię Zayn, Zayn Malik. Spoko. Podążyłam za chłopakami do salonu, gdzie siedział jakiś szatyn. Albo Niall ma samych cholernie przystojnych kolegów, albo mi się wydaje!
-Yyy- reakcja wyżej wspomnianego chłopaka na mój widok- Kto to?
-Jestem Renesme- przedstawiłam się niepewnie i wystawiłam rękę w jego kierunku w geście powitania.
-Okay-uśmiechnął się- Rozumiem. Louis- uścisnął moją dłoń.
-NIALL! Kupiłeś mi TWIXY?- usłyszeliśmy z góry.
Po chwili na schodach pojawił się kolejny chłopak. Boże, ilu ich tu jeszcze jest? Ten znacznie różnił się od innych fryzurą i innym drobnym szczególikiem (miał na sobie jedynie bokserki). Na jego głowie widniała ciemnobrązowa, kręcona czupryna.
-Stary! Zamiast żarcia przyprowadziłeś dziewczynę?- patrzył na mnie, to na Nialla z dumą w oczach- Moja krew, robisz postępy. Ale mogłeś zadzwonić, bym się ubrał. Sorki za mój ubiór i ogólnie wygląd, ale nie spodziewałem się gościa- walnął blondaska w ramię i uśmiechnął się do mnie zawadiacko.

<OCZAMI NIALLA>
Kuźwa! To wszystko zaczęło mnie wkurzać. Na serio. Przecież widzieli jej zdjęcia w pokoju Liama milion razy, a żaden z nich jej nie poznał! Żeby nas tylko nie wsypali, bo będzie po nas. Liam nas zabije, jeżeli się dowie, że ona u nas była, ale się spłoszyła. Tyle razy słyszałem, jak mój kumpel płakał, gdy o niej wspominał, że nie mogłem dopuścić, aby popadł w depresję. A Hazza, kurde mógłby zacząć wreszcie się ubierać, gdy jest w domu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś obcy przyjdzie. Na szczęście Rose nie była przerażona. Wręcz przeciwnie- śmiała się z całej ten niezręcznej sytuacji.
-Spadaj!-walnąłem do otwartą dłonią w tył głowy- To jest Renesme- wyłupiłem gały, żeby na pewno zrozumiał- Renesme, to Harry.
- Mieszkacie tu w czwórkę?- zapytała dziewczyna rozglądając się zdezorientowana po pokoju.
-W piątkę, jest jeszcze Li…- zaczął Louis, ale gdy posłałem mu wrogie spojrzenie, zreflektował się-LIMO. Nasz kumpel, Limo. Ale wyjechał do… Tego, no… Na wieś do rodziców i doi kury i… Czekaj, nie… Doi krowy. Sorki, ale te dwa zwierzęta ciągle mi się mylą.
Zapodałem potężnego FACEPALMA.

<OCZAMI RENESME>
Podsumowanie- Louis jest jakiś kopnięty. Jak można mylić kurę z krową? Ja pierniczę. Czułam, że coś kręci, ale nie wnikałam, bo po co? I tak by mi nie powiedzieli.
- Fajne imię ma ten wasz koleżka- ziewnęłam.
-Śpiąca jesteś?- zapytał Niall- A dla jasności- zwrócił się do chłopców- Ona tu na jakiś czas zostanie.
-Nie wiem czy zostanę, ale wracając- posłałam mu złowrogie spojrzenie- Tak, jestem zmęczona.
Niall wziął moją walizkę, a ja pomaszerowałam za nim po schodach na górę. Pokazał mi jakiś pokój, w którym miałam spędzić dzisiejszą noc. Dał mi jakiś ręcznik, powiedział co i jak i zostawił w pomieszczeniu samą ze sobą. Oblukałam pokoik. Beżowe ściany, białe mebeleczki. Przytulnie, ale zupełnie inaczej niż u mnie w domciu, w moim własnym pokoju. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamkę. Klapnęłam na łóżku i wyjęłam telefon z kieszeni. 238 nieodebranych od „mama”, 123 od „pierdziel” (Richard), 12 od „COOKIE” (Colette) i tysiące sms-ów. Boże! Czyli rodzice przeczytali liścik.

<Kilka godzin temu, w rodzinnym domu Renesme>
Cornelia, Richard i Liam wrócili do domu z długiego i wyczerpującego dnia w studiu nagraniowym. Nastolatek musiał powtórnie nagrać swoją partię w jednej z piosenek, gdyż poprzednia uległa niewyjaśnionemu zniszczeniu. Rodzinka cały czas śmiała się i rozmawiała o różnych bzdetach.
Nagle matka ujrzała białą karteczkę na stole. Kilkakrotnie w ciszy przeczytała jej zawartość. Z każdym kolejnym słowem, litery stawały się mniej wyraźnie, aż w końcu nie było ich widać. Kobieta płakała, płakała jak jeszcze nigdy dotąd. Richard podszedł do niej objął ją ramieniem i również przeczytał list. O dziwo, w jego oczach też zakręciło się kilka łez. Renesme nie była mu bliska, ale mimo wszystko ją kochał. Jak własną córkę. Chciał jej dawać jak najwięcej ciepła, aby pozbierała się po śmierci ojca. Sam pamiętał, jak było, gdy umarła mu żona, a przecież był dorosłym i dojrzałym człowiekiem. Liam na początku nie ogarnął o co chodzi, ale widząc smutne twarze rodziców, sam zaczął się martwić.

<OCZAMI LIAMA>
Chwyciłem kartkę w obie ręce i zacząłem wertować każde jej słowo. Z każdym jednym było coraz ciężej. K***a! Dlaczego właśnie ona? Ja pierniczę! Jeżeli jej się coś stanie, to nie wiem co sobie zrobię. Nawet jeżeli ona tak nie uważa, to i tak zawsze będzie moją siostrą. Zawsze! Rzuciłem się w pośpiechu na górę, kładąc po drodze kartkę na stole. Walnąłem się na łóżko i zacząłem ryczeć. To na serio bolało. Mogła być teraz w każdym miejscu na ziemi. Po kilku godzinach, gdy odwodniłem cały organizm, musiałem z kimś pogadać. Wybrałem numer do przyjaciela.
-Zayn? Możesz gadać?- zapytałem, kiedy po pięciu sygnałach, wreszcie odebrał telefon. Zapewne znów nie mógł go znaleźć.
-Jasne stary, z tobą zawsze. Coś się stało? Płakałeś?- zaniepokoił się.
-Rose zniknęła!- wrzasnąłem.
-I się znalazła. Jest teraz u nas i smacznie sobie śpi- powiedział spokojnie.
-Jaja sobie robisz? Zayn, to jest na serio cholernie poważna sprawa. Mnie teraz nie jest do śmiechu- byłem zbulwersowany.
-Ale mówię serio, jak chcesz to dam ci Nialla- zaproponował i już po chwili usłyszałem powitanie mojego drugiego kumpla.
-Hej Niall. Czy to prawda?- zapytałem, choć nie wierzyłem, że istnieje taka możliwość, aby z tylu miast na świecie moja siostrzyczka wybrała akurat Londyn, a tym bardziej z tylu domów w Londynie, zamieszkała w naszym.
-Tak, ona u nas jest. Znalazłem ją dzisiaj w parku. Wiedziałem, że chciałbyś ją tu mieć- wyjaśnił- Ale ona nie wie, że to twój dom, nie wie też, że cię w ogóle znamy.
- Chwała Bogu! Ale jak ty ją do jasnej cholery poznałeś?

<OCZAMI NIALLA>
No tym pytaniem to mnie zgasił.
-Yyy… Eee…- zacząłem się jąkać, bo nie mogłem powiedzieć mu prawdy- Pokazywałeś nam zdjęcia i jakoś zapamiętałem buźkę.
Przytaknął, powiedział, że poszuka biletów na jak najwcześniejszy lot i za jakiś czas będzie w Londynie, a my mamy jej pilnować, żeby została i nic jej się nie stało i się rozłączył.
A prawda odnośnie tego ostatniego jego pytania była taka, że często, pod nieobecność Liama, wpatrywałem się w jej śliczne fotografie w jego pokoju. Ona była na serio piękna. Zakochałem się w jej zdjęciach. A na żywo? Na żywo jest jeszcze ładniejsza.

<OCZAMI RENESME>
Obudziłam się w środku nocy, gdyż poczułam całkiem silny ból brzucha. Z głodu, bo w końcu nie jadłam kolacji. Stwierdziłam, że to dosyć niegrzecznie iść do chłopaków do kuchni i tak po prostu otworzyć sobie ich lodówkę, po czym wyjąć sobie z niej żarcie. Ale z drugiej strony, niegrzeczniej byłoby któregoś z nich obudzić. Zrezygnowana opuściłam pokój i z trudem znalazłam schody. Po kilku minutach uważnego stąpania na każdym ze stopni, znalazłam się w kuchni. Jednak nie byłam w niej sama.
-Niall, jadłeś przed chwilą- usłyszałam, a po chwili ujrzałam zielone oczy-O! Rose, przepraszam za to. Niall przed chwilą tu był i myślałem, że czegoś zapomniał, albo się nie nażarł.
-Spoko, przecież nic się nie stało. To ja powinnam przeprosić. Eee… Harry, głupio mi pytać, ale macie może coś do jedzenia?- zapytałam niepewnie.
-Wiesz… Mieszkając z Niallem pod jednym dachem nie zbyt da się inaczej, chyba, że on zje- poinformował mnie i rzucił we mnie jakimś batonem.
-Nie wiem, czy czekolada na noc jest dobrym pomysłem- powiedziałam, ale gdy zorientowałam się, że to TWIX, zmieniłam zdanie- Chociaż nie! TWIXY to ja mogę wpierdzielać o każdej porze dnia i nocy.
I zajęliśmy się z Hazzą degustacją łakoci.
-Ty… Też tak jesz?- zapytał wskazując na mojego batonika.
-No pewnie, że tak. Od dziecka- wzruszyłam ramionami.
-Wyjdź za mnie!- klęknął na jedno kolano, po czym zaraz wstał i wybuchnął śmiechem.
Gdy zakończyłam konsumpcję „kolacji”, wyszłam z kuchni. Na schodach jednak ktoś mnie zatrzymał. To był oczywiście Harry.
-Podziękówki się należą- położył palec na swoim policzku.
-Zapomnij- odwróciłam się plecami, lecz on nadal trzymał mnie za nadgarstek, oczekując „skromnego” podziękowania.
Zrezygnowałam z dalszych oporów, wspięłam się na palcach i chciałam pocałować go w policzek. W ostatnim momencie odwrócił trochę głowę i w efekcie otrzymał pocałunek w usta.
-Zabiję- szepnęłam.
-Też cię kocham- uśmiechnął się i pobiegł na górę.
Gdy już zniknął za drzwiami jednego z pokoi (chyba jego pokój, ale nie wiem, jestem tu pierwszy raz), mogłam wreszcie nie tłumić tego „zacieszu”, aby mógł swobodnie ujrzeć światło dzienne, co było raczej średnio możliwe, bo panowała ciemność. Tak jak zwykle o godzinie 3.00 nad ranem. Ruszyłam do „swojego” pokoju. Rozwaliłam się na łóżku i myślałam o dzisiejszym dniu. Przecież tak dużo się stało: zakończenie roku, podróż samolotem, nowy kupel, inni nowi kumple, dom nowych kumpli i… To z Harrym przed kilkoma minutami. To było dziwne. Wkurzyłam się na niego niemało, bo wcale nie miałam ochoty go całować. Bez jaj! Znałam go dopiero kilka godzin, a ten już takie coś. Matko boska! Jestem zła i jutro mu to pokażę.
______________________________________________________________________________
I mamy drugi... Nie mogłam się doczekać, żeby dodać, więc jest dosyć e.... szybko??? Komentujcie!!!

Kocia3ek

11 komentarzy:

  1. zajebiście piszesz ! ; *

    bd często wpadać. ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świtn, wciagajace. Zintrygowało mnie to:)
    the-sims-story.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. blog świetny . wpisy mega . ♥
    dreams-forever.bloog.pl , wpadaj wcześniej

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział :)
    super piszesz !

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś nie przepadałam za chłopcami z tego zespołu, ale chyba ich teraz polubiłam. :) Blog ładny, ale możesz zmienić tło.
    Zapraszam
    http://swiadome-sny-zjawiska-paranormalne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę bardzo mi się podoba :) Czekam na kolejne.
    Na moim blogu pojawił już się rozdział 1.
    http://honesty-and-imagination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzieki... przez ciebie lubie 1d...XD

    -W piątkę, jest jeszcze Li…- zaczął Louis, ale gdy posłałem mu wrogie spojrzenie, zreflektował się-LIMO. Nasz kumpel, Limo. Ale wyjechał do… Tego, no… Na wieś do rodziców i doi kury i… Czekaj, nie… Doi krowy. Sorki, ale te dwa zwierzęta ciągle mi się mylą.
    Zapodałem potężnego FACEPALMA. ----- KOCHAM TEN FRAGMENT XD

    OdpowiedzUsuń