Close the door, throw the key...

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 61

Staliśmy na środku podjazdu i jak ucywilizowani ludzie przytulaliśmy się i wrzeszczeliśmy na siebie na wzajem z różnych, nawet najdziwniejszych powodów.
- Przepraszam, ale czy dostanę pieniądze?- spytał nieśmiało taksówkarz, odciągając nas na chwilę od siebie.
- Tak, tak- potaknęłam i spojrzałam wymownie na Zayna, który dość szybko zrozumiał, o co mi chodzi i zniknął za drzwiami domu. Po chwili jednak wrócił i podał mężczyźnie zwitek banknotów, a ten tylko podziękował za spory napiwek i odjechał z piskiem opon.
- Dobra... A teraz możemy przejść do rzeczy: Gdzie wyście się podziewali?!- Louis powtórzył swoje pytanie i bardzo starannie zaczął badać nas wzrokiem od stóp do głów.
- Będziesz się tak wydzierał na środku podwórka, niwelując spokój sąsiadów?- zapytałam- Chodźcie lepiej do domu, bo musimy trochę ochłonąć.
Weszliśmy do środka, a ja od razu skierowałam się w stronę mojego pokoju. Jedyne, czego teraz chciałam, to długi, zimny prysznic, żeby zmyć z siebie tą całą krew i inne ślady naszej przygody. Tak też zrobiłam, uprzednio informując o tym moich towarzyszy. Obiecaliśmy im z Hazzą, że wszystko im opowiemy, ale najpierw musimy się ogarnąć.
Puściłam spory strumień wody wprost na moje ciało. Wszystko zaczęło mnie okropnie piec, ale jakoś wytrzymałam. Wtarłam w siebie balsam poziomkowy, spłukałam porządnie i wyszłam spod prysznica wprost na mięciutki, biały ręcznik. Wysuszyłam się, rozczesałam mokre jeszcze włosy, związałam je w byle jakiego warkocza i ubrałam się w wybrane wcześniej przez siebie ciuchy.
Powoli zeszłam na dół, gdzie przy kuchennym stole zastałam już Zayna, Louisa i Harry'ego, którzy prowadzili zawziętą dyskusję na jakiś temat.
Podeszłam do nich cicho, ale gdy już mnie zobaczyli, posłałam im ciepły uśmiech i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki.
- Jesteście głodni, prawda?- zaczął troskliwie Zayn i zabrał się za przygotowywanie kanapek.
- Doktorze Malik, trzeba opatrzyć rany naszych pacjentów- rzucił Louis i poleciał po apteczkę.
Po minucie wrócił zaopatrzony w czerwoną skrzynkę, postawił ją na stole i kazał nam siadać wygodnie na krzesłach. On zajął się Harrym, a Zayn'owi przypadł zaszczyt naklejania mi plasterków.
- Dobra, a teraz opowiadać- zarządził mulat, oblewając moją twarz sporą dawką wody utlenionej, na co syknęłam z bólu.
Tym sposobem, zabraliśmy się z Hazzą za całkiem szczegółowe streszczanie chłopcom wydarzenia, które miało miejsce jakiś czas temu i w pocie czoła musieliśmy wyjaśniać im, co dokładnie czuliśmy i myśleliśmy.
- Jesteście okropnie nieodpowiedzialni!- nawrzeszczał na nas Louis, gdy tylko skończyliśmy.
- Daj spokój, mamo- uciszał go Loczek.
- Właśnie, przecież najważniejsze, że nic im nie jest, prawda?- poparł go Zayn.
- NIC?! Człowieku, czy ty to widzisz? Siniaki na całym ciele, zadrapania, WSZĘDZIE krew!!! To jest według ciebie "nic"? Gorzej niż na wojnie!- bulwersował się Tommo, żywo gestykulując, przez co prawie włożył Harry'emu wacik do oka. Szybko jednak poprawił się i z wielkim zaangażowaniem zaczął przemywać mu łuk brwiowy, wystawiając przy tym język jak kilkuletnie dziecko, próbujące ułożyć jakąś niesamowicie skomplikowaną budowlę z klocków.
 - Już nie przesadzaj- mruknęłam ledwo dosłyszalnie.
 - Ja przesadzam?! Ja, Louis William Tomlinson, przesadzam? Na święte Marchewki! Ja NIGDY nie przesadzam, rozumiecie?!- wrzeszczał, machając rękami jak opętany- Trzeba jechać z tym na policję, rozumiecie?! Zgłosić to! Tą całą aferę! To jest nienormalne, wiecie?! Rozumiecie?! Pojedziemy za 5 minut, jasne? Daję wam 5 minut i widzimy się w samochodzie! Albo nie! Pojedziemy już teraz! SZYBKO! Do auta!!! Raz, raz, raz- poganiał nas, a my tylko siedzieliśmy i chichotaliśmy pod nosem- I z czego rżycie?! Ubierać płaszcze, szaliczki, czy co tam chcecie i LET'S GO!
- Louis...- przerwałam mu.
- Gdzie?- zapytał chłopak i zaczął zdezorientowany rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swego mienia.
- Spokojnie- Zayn chwycił go za ramiona i lekko nim potrząsnął- Nie słyszałeś, co obiecali tamtej lasce od kapsli?
Tomlinson zmrużył oczy i pokiwał niechętnie głową, po czym powrócił do poprzedniej czynności, czyli chowania przecudnej urody loczków Hazzy pod grubą warstwą bandaża opatrunkowego, na co właściciel tejże fryzury krzywił się niemiłosiernie i był już bliski płaczu.
- A gdzie jest Niall? I mama?- spytałam w końcu.
- Niall zabrał ją do szpitala na ostatnie badania kontrolne. Przed chwilą dzwoniłem do niego, że wróciliście. Szukaliśmy was chyba wszędzie- wyjaśnił Malik, odszedł parę kroków ode mnie i cmoknął kilkakrotnie, ilustrując mnie wzrokiem- Gotowe! Przepięknie wyglądasz, wiesz?
Zaśmiałam się cicho i zeszłam z krzesła, porywając jedną z kanapek i pochłaniając ją w błyskawicznym tempie.
- U Liama bez zmian?- zainteresował się Harold.
- Byliśmy u niego wczoraj- odparł Louis, nalewając mi kolejną porcję witaminek, gdyż tamta jest już w moim żołądku i przechodzi proces trawienia- Strasznie się o was martwi! Nie mieliśmy się jak z nim skontaktować teraz, bo wiesz... więzienne procedury i te sprawy.
- Kurczę!!! Ale nadal nie rozumiem, o co chodzi z tymi nieszczęsnymi lekami- wtrącił Zayn.
- My też nie- pokręcił głową Harry, po czym wstał i nagle go olśniło- Rose... Oni mówili coś o tacie Liama, prawda? A Cornelia jest jego żoną... Na pewno coś wie! Ty znasz jej numer telefonu, prawda? Musimy to rozwiązać, bo inaczej może się to źle skończyć!
Westchnęłam i niechętnie przystałam na tę właśnie propozycję. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Tak, wiem... Wychowywała mnie przez 18 lat, karmiła, traktowała jak własną córkę, a ja jeszcze mam do niej pretensje! Niewdzięcznica ze mnie, ale co ja poradzę?
- Pożycz telefon- wskazałam na Lou, a już po chwili jego czarny IPhone znalazł się w mojej dłoni.
Wykręciłam dobrze znany mi numer mojej "mamy", który pozostawał bez zmian przez ostatnie kilkanaście lat. Starałam się oddychać w miarę normalnie, ale coś ściskało mnie w gardle.
Po trzech sygnałach odebrała, a ja włączyłam na głośnomówiący.
- Halo?- usłyszałam jej zachrypnięty głos.
- Eeee... Cześć... Mamo?- zawahałam się- Tu Renesme.
Chłopcy zamarli i zaczęli w skupieniu wsłuchiwać się naszą rozmowę.
- Rose? To ty? Nawet nie wiesz jak cieszę się, że dzwonisz... Bardzo cię przepra...
- Mamo... Nie teraz. Już wszystko zrozumiałam. Mam do ciebie ważną sprawę... Może trochę głupio to zabrzmi, ale... Czy... No... Czy Richard jest zdrowy?
Tak, to na serio musiało zabrzmieć dosyć ciekawie.
- Eee... Wiem, że go nie lubisz, ale żeby od razu...
- Nie o to mi teraz chodzi... Pytam całkiem poważnie- wcięłam się jej w słowo.
Odpowiedziała mi tylko cisza i stopniowe oddechy Cornelii, po czym wywnioskowałam, iż z moim ojczymem nie do końca jest w porządku. Coś na pewno się dzieje, a ja za wszelką cenę dowiem się, co.
- Richard ma problemy z nerkami- odparła.
- Ale... Jak on się czuje?
- Jest coraz lepiej, Liam załatwił dla niego jakieś leki. Podobno sporo go kosztowały, ale trzymają ojca przy życiu- wytłumaczyła.
- Nawet nie wie pani, jak sporo- mruknął Tomlinson pod nosem, ale najwyraźniej na tyle głośno, by kobieta go usłyszała.
- Słucham? O co chodzi?- zdziwiła się.
Wdech, wydech, wdech, wydech. Długa chwila milczenia. Trzeba jej powiedzieć, ale ja nie mam pojęcia, jak ona na to zareaguje. W końcu zdecydowałam, że wyjaśnię jej całą zaistniałą sytuację i opowiem jej o tym, gdzie teraz znajduje się jej pasierb.
- Boże!- tak mniej więcej wyglądało przyjęcie tej wiadomości przez "mamę"- Co z nim teraz?
- Nie wiem. Będę robiła wszystko, co w mojej mocy, żeby z tego wyszedł- obiecałam i po pożegnaniu się z Cornelią, nacisnęłam czerwoną słuchawkę, oddając telefon komórkowy jego właścicielowi.

<KOMISARIAT POLICJI>
*Jakiś czas wcześniej*
Muskularny mężczyzna w mundurze wszedł do sali i usiadł na krześle na przeciwko brązowowłosego nastolatka. Ten drugi miał na sobie za dużą koszulę, umazaną gdzieniegdzie różnokolorową farbą, która miejscami wyglądała jak krew. Jego, dotychczas, starannie ułożone włosy, sterczały teraz każdy w inną stronę, tworząc na głowie chłopaka bardzo oryginalną szopę. Badał pomieszczenie smutnymi, zmęczonymi i pozbawionymi blasku oczami.
- Co teraz powiesz?- zapytał facet, uważnie śledząc każdy ruch więźnia.
- Nic- wykonał gest przypominający nieco wzruszenie ramionami, ale kajdanki skutecznie mu to uniemożliwiły. Skrzywił się tylko i odwrócił wzrok, by nie patrzeć w oczy policjanta.
- Nie chcesz, żeby cię uwolniono?- spytał.
- Chcę- odparł- Ale przecież czegokolwiek bym nie powiedział i tak, dla was, będę oszustem i zabójcą.
- Przyznajesz się?- dociekał mężczyzna.
- Nie, nie przyznam się do czegoś, czego nie zrobiłem- mruknął ze stoickim spokojem.
- Ale powiedziałeś...
- Wiem, co powiedziałem- przerwał mu.
- Masz coś na swoją obronę?- widać było, że facet uwielbia swoją robotę i usiłował jak najbardziej wykończyć chłopaka burzą pytań.
- A co mogę mieć? Zeznaję już piąty raz. Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, ale na każdym z tych zeznań mówiłem prawdę, więc po co mam ją powtarzać po raz kolejny?- wkurzył się nastolatek.
Cała ta sprawa wydawała mu się mocno nie fair. Przecież on w życiu nic nikomu by nie zrobił. On o tym wiedział, jego przyjaciele o tym wiedzieli... Ale to niestety nie wystarczyło, by przekonać ludzi z sądu i tych innych jednostek, które zrobią wszystko, żeby tylko trochę zarobić. Nie, im już dawno przestało zależeć na sprawiedliwości.  Teraz przecież liczą się tylko pieniądze. Tym gościom, którzy wrobili go w to całe bagno, też chodziło tylko i wyłącznie o trochę kaski. A on chciał tylko ratować ojca! Nic więcej!
- Dobra! Rupert, Ben, zabierzcie chłopaka z powrotem do aresztu!- zarządził mężczyzna.
Potężnie zbudowani policjanci chwycili nastolatka za oba ramiona i powoli prowadzili go ku jego celi.
Jeden z nich bardzo nie lubił takich sytuacji. On wierzył w niewinność chłopaka i starał się mu pomóc. Już rozpoczął śledztwo dotyczące całej sprawy i już prawie wpadli na trop...

<OCZAMI RENESME>
No to, co? Wiemy już wszystko, tak? To by się niby zgadzało, ale dlaczego Liam był taki głupi?!
Drzwi wejściowe się otworzyły i stanął w nich Niall w towarzystwie naszej mamy. Rzucił się na mnie niemal tak, jak rzuca się na ostatnią paczkę żelków w sklepie.
- Gdzie wy byliście?- skierował do Hazzy, nie odrywając się ode mnie.
Objęłam go lekko, a czując jego zapach, który bardzo dokładnie przesiąknął już jego błękitną bluzę, poczułam się bezpieczniejsza. Starszy brat wreszcie blisko.
- Ja przepraszam was strasznie, ale idę się zdrzemnąć- powiadomiła nas mama.
Może niespecjalnie się przejęła tym, że wróciliśmy, lecz nie mam jej tego za złe, ponieważ wiem, przez co teraz przechodzi. A te wszystkie badania na pewno są wykańczające.
- Lekarz kazał jej dużo wypoczywać- uściślił Niall- Ale wy też się teraz musicie kurować, a my będziemy się wami opiekować, tak chłopaki?
Zayn i Louis przytaknęli i usadzili nas wygodnie na krzesłach w kuchni. Postawili przed nami tackę ciastek i kazali nam jeść, bo "mizernie wyglądamy". Ja myślę, że to nie przez brak wartości odżywczych, ale bardziej przez liczne ubytki w piękności naszył boskich ciał (:D), lecz mimo to skusiłam się na jedno... Może dwa... Dobra dziewięć!!!
- Opowiadajcie, kto was tak urządził- poprosił Nialler, wskazując na jednego z siniaków na mojej twarzy.
I po raz kolejny w dniu dzisiejszym musieliśmy streszczać nasze perypetie, ale tym razem pomogli nam w tym niezwykle rozgadani Panowie Tomlinson i Malik.
- Ja już idę spać, żegnam panów- oznajmiłam w końcu i skierowałam się w stronę mojego pokoju. Tam wzięłam drugi już w dniu dzisiejszym prysznic, pozmieniałam wszystkie opatrunki, przebrałam się w piżamę i wygodnie ułożyłam się w moim łóżku. Mama pewnie poszła spać do Liama.
Drzwi do mojego pokoju się otworzyły i stanął w nich....
_______________________________________________________________
KA BUM!!! Rozdział 61!!!
Wiecie, że dopiero teraz zorientowałam się, że przeszliśmy przez próg 60 rozdziałów, 20000 komentarzy i jesteśmy już razem od ponad pół roku?!
Rozdział zawdzięczam mojej kuzyneczce, na ręce której składam ogromne podziękowania i pozdrawiam ją serdecznie! Kocham cię, młoda!
I wgl. kocham was wszystkich i pamiętajcie o tym!!!
 Kocia3ek

8 komentarzy:

  1. Mu też Cię kochamy ! ;) No przynajmniej ja xD
    A rozdział boski <33
    Tylko znowu kończysz w takim momencie! ^^
    Czekam na nn :3

    OdpowiedzUsuń
  2. No heeej . Chciałam tylko ciebie powiadomić, że masz zajebistego bloga . :3 Ale już Ci nie przeszkadzam, gdyż chcę kolejnego rozdziału .. :> WIĘC PISZ !!

    Z wyrazami szacunku, Mrs. Horan ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć kocham twojego bloga. Jesteś zajefajna. Ja też bym chciała mieć taką wyobraźnie :p
    Może wejdziesz do mnie??
    Zapraszam http://liv-and-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu w takim momencie skończyłaś?! Oczywiście rozdział bardzo bardzo fajny i czekam na następny jak najszybciej!! <33

    OdpowiedzUsuń
  5. dzień doobry <3
    wie pani, ze baardzo, ale to baardzo nie lubię jak kończysz w ten sposób rozdział?
    mam nadzieję, że szybko dodasz następny, bo mnie ciekawość zeżre... ;<<
    a co do tego rozdziału, no to kurde każdy jest coraz lepszy i pomału kończą mi się pomysły jak tu komentować...
    także teraz już krótko, jest idealnie!
    czekam na następny i pozdrów ode mnie brata ;**
    Koocham ! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. w takim momenciee ? :D
    kocham to . <333
    czekam na kolejny . mam nadzieję, że szybko dodasz i że będzie o wiele dłuższy od tego ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ...A gdzie ja? Heloł, Bakhito, ja szukam swojego ,,imienia" w podziękowaniach i go kurde nie zastałam! Co to ma być?! Czy ty sobie wyobrażasz jakie ja będę mieć powikłania psychiczne?!?!?! :-D
    Kocham rozdział i jestem pewna że wejdzie Harry i będzie całuśna noc ;-)
    Jossie (kocham cię, Bakhito!)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kto przyszedł?
    Hazza? ; D

    PS. U mnie nowy rozdział. Jeżeli masz czas to wpadnij: rozne-historie.blogspot.com. ;* ♥

    OdpowiedzUsuń