Close the door, throw the key...

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 52

<OCZAMI LIAMA>
Pchnąłem białe drzwi szpitala i po chwili znalazłem się w poczekalni, próbując złapać jakiegoś lekarza.
"Coś za często bywam w tego typu miejscach", pomyślałem. 
- Przepraszam- zaczepiłem jakąś pielęgniarkę, która prowadziła starszego pana na wózku inwalidzkim.
- Tak?- spytała
- Gdzie jest Richard Payne? 
- Richard Payne?!- zdziwiła się i zaczęła szukać czegoś w pamięci- Ach, tak... Leży w sali 94 na pierwszym piętrze. 
Podziękowałem i jak najprędzej skierowałem się w stronę schodów. Przeskakiwałem po kilka stopni, ale i tak miałem wrażenie, że idzie mi to dość powolnie.
- Tato, gdzie jesteś?- pytałem sam siebie.
Na szczęście nikogo nie zauważyłem na tym poziomie szpitala, gdyż zapewne wzieliby mnie za groźnego dla otoczenia psychola bez towarzystwa, który gada do zmyślonych przyjaciół, albo coś takiego.
Stanąłem przed drzwiami oznaczonymi numerkiem "94". Bałem się tam wejść, ponieważ nie miałem pojęcia w jakim stanie zastanę mojego ojca.
To wszystko przypominało mi pewien dzień, który pamiętam, jakgdyby wydarzył się wczoraj... I pewnie do końca życia go nie zapomnę...
***
Czterolatek stoi przed drzwiami sali, dzierżąc w ręku, niewielkiego, góra piętnastocentymetrowego, śnieżnobiałego misia- prezent dla mamy. Otrzymał do od niej, kiedy po raz pierwszy zachorował na grypę, dwa lata temu.
- Bądź grzeczny, dobrze?- prosi ojciec.
- Tak, tato- mruczy chłopiec i niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę.
Mężczyzna wyciąga dłoń przed siebie, naciska klamkę i otwiera drzwi.
Na jednym z łóżek, oparta o poduszkę, siedzi niewysoka, szczupła szatynka i uśmiecha się promiennie do swoich gości.
Maluch od razu do niej podbiega i przytula ją na tyle mocno, na ile tylko pozwalają mu jego malutkie rączki.
- Cześć, mamusiu- wita się z rodzicielką i wdrapuje jej się na łóżko, siadając tuż obok niej.
Kobieta obejmuje go i całuje w czoło.
- Przyniosłem ci coś- szepcze chłopczyk i wyjmuje maskotkę zza pleców.
W oczach niewiasty pojawiają się pierwsze łzy, które już po chwili spływają jedna po drugiej po jej policzkach.
- Nie płacz- prosi czterolatek, ocierając dłonią kilka słonych kropel z twarzy matki.
- To ze wzruszenia, że mam taki skarb- mówi.
- Jutro przyniosę ci jeszcze czapeczkę dla niego- obiecuje.
Mężczyzna, który do tej pory tylko siedział na krześle obok łóżka i przyglądał się rodzinie, posyła im szczery uśmiech. Jest najprawdopodobniej najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Obawia się jedynie o zdrowie swojej żony. Lekarze nie dają jej zbyt wiele czasu, góra cztery miesiące.
Nazajutrz znów przyjeżdżają do szpitala, aby odwiedzić Felicite. Kierują się, jak zwykle, do jej sali. Jednak tym razem zastają jedynie puste łóżko, z równo zasłaną pościelą i misiem, opartym o poduszkę.
- Gdzie mamusia?- pyta chłopiec, przytulając się do taty.
Mężczyzna spodziewa się najgorszego, jednak nadal ma nadzieję, że może przenieśli ją do innej sali.
Po chwili w drzwiach pojawia się wysoka kobieta przy kości, w rozpiętym fartuchu lekarskim, który doskonale prezentuje jej jaskrawy sweter. Doskonale wie, że to jej przypada zadanie poinformowania rodziny o tym, co wydarzyło się kilka minut po północy, ale sama nie zaczyna tematu. 
- Gdzie przeniesiono moją żonę?- zaczyna mężczyzna.
- Ona... Przykro mi- kobiecie łamie się głos.
Przeżyła już tyle śmierci swoich pacjentów i musiała już (oczywiście, nie specjalnie) ranić tyle ludzi, ale nadal sprawiało jej to ogromny ból. Zwłaszcza, gdy patrzyła na uradowanego chłopca, który miał wrażenie, że zaraz zobaczy mamę i będzie mógł się do niej przytulić.
Mężczyzna usiadł na krześle, schował głowę w dłoniach i zaczął płakać. Stracił najważniejszą kobietę w swoim życiu... Bezpowrotnie... Z dnia na dzień...
"Była za dobrym człowiekiem. Dlaczego ona?", myślał.
- Tatusiu, kiedy zobaczymy mamę?- spytał zdezorientowany czterolatek.
Człowiek zastanowił się przez chwilę, jak ma o tym wszystkim powiedzieć synowi.
- Synku- posadził go sobie na kolanach- Już nie zobaczymy mamy...
- Nie ma jej?- zapytał. 
- Jest... Ale już jej nie widzimy. Ona jest z tobą cały czas. I będzie z tobą. ZAWSZE i WSZĘDZIE- wytłumaczył- Stamtąd- popatrzył do góry.
- Mama jest niewidzialna?- zainteresował się chłopiec- I potrafi latać?
Nie odczuwał tego jako śmierć. Nie znał jeszcze takiego pojęcia. Dla niego było to po prostu coś niesamowitego, coś nowego.
- Chodź już, Liam- poprosił ojciec. Nie mógł już dłużej patrzeć na miejsce, w którym jeszcze wczoraj leżała jego żona.
- Poczekaj!- krzyknął maluch.
Wyjął z kieszeni czerwoną czapeczkę, którą wczoraj obiecał przynieść mamie i włożył maskotce na głowę.
- Żeby misiowi nie było zimno, jak też się stanie niewidzialny- wyszeptał- Pa, mamo- przytulił pluszaka, odwrócił się i pomaszerował za ojcem prosto do wyjścia.
***
Nie chciałbym, aby ta sytuacja skończyła się podobnie. Nie chciałem zostać sam. W sumie, głupio gadam, nie?! Bo kto by chciał zostać sam?
Pchnąłem drzwi i stanąłem w progu sali szpitalnej. Na jednym łóżko leżał jakiś facet po pięćdziesiątce, na drugim jakiś emeryt z nogą w gipsie, a dopiero w kącie dostrzegłem mojego tatę. Podszedłem bliżej. Spał. Stwierdziłem, że nie będę go budził, ponieważ skoro jest w szpitalu, to chyba z jakiegoś konkretnego powodu, a skoro jest w szpitalu z konkretnego powodu, to musi dużo odpoczywać, żeby organizm się regenerował (cokolwiek to oznacza, przeczytałem w jakiejś książce, jak miałem 7 lat).
Na etażerce obok jego łóżka leżał jego telefon, taca z lekami i szklanką wody oraz talerz z niedojedzonym "obiadem". Czym oni karmią tych pacjentów?
- Syn?- zapytał chyba ten emeryt.
- Tak- przytaknąłem, nawet na niego nie patrząc.
- Liam, prawda?- zadał kolejne pytanie.
- Tak- powtórzyłem.
- Ojciec dużo o tobie opowiadał- wyjaśnił.
- Fajne- mruknąłem- Ale... Co mu właściwie jest?
Obróciłem twarz w stronę staruszka i popatrzyłem na niego. Miał bardzo którko ścięte, siwe włosy, wąsy i chyba z 50 zmarszczek, ale taki urok starszych ludzi. Cały czas się uśmiechał, co w jakimś stopniu poprawiło mu humor.
- Ma poważny problem z nerkami. Teraz czeka na przeszczep, bo te leki, którymi dysponuje szpital ledwo utrzymują go przy życiu- wytłumaczył emeryt.
No on sobie chyba żartuje?! Przecież ja nie mogę pomóc ojcu! Nie mam jak mu pomóc! Sam mam tylko jedną nerkę...
- A... Da się coś zrobić, żeby on... był zdrowy?- spytałem.
- Lekarzem nie jestem- odparł starszy człowiek.
Już miałem zacząć nowy temat, ale do sali weszła niska, brązowowłosa lekarka, która podeszła do łóżka emeryta i sprawdzała wyniki jakichś badań.
- Przepraszam, gdzie jest lekarz, zajmujący się moim ojcem?- zapytałem.
 - Na dole w gabinecie. Pokój numer 32, albo 33. W tej chwili nie jestem pewna, ale na drzwiach będzie pisało "dr Frank O'Donell".
- Dziękuję- rzuciłem i wyszedłem z sali, ostatni raz mierząc spojrzeniem mojego tatę.
Stanąłem w progu gabinetu lekarza i przywitałem się z nim.
- Co cię tutaj sprowadza, młody człowieku?- powitał mnie, odrywając się od jakichś dokumentów.
- Mój ojciec, Richard Payne- odpowiedziałem, siadając na przeciwko mężczyzny.
- Ach, tak...- mruknął pod nosem- No cóż... Nie będę owijał w bawełnę, bo sprawa jest naprawdę skomplikowana. Ma spory problem z nerkami i utrzymujemy go przy życiu tylko dzięki tym urządzeniom. Na razie nie znalazł sie dawca, od którego dałoby się przeszczepić ten narząd.
- A... Da się to jakoś wyleczyć?- spytałem z nadzieją, choć głos wystarczająco mi się łamał.
- Nie- pokręcił przecząco głową- Chociaż... Nie, to by graniczyło z absurdem.
- "Absurd" to moje drugie imię- zażartowałem, ale po części była to przecież prawda.
- Cóż... Jest taki lek. BARDZO DROGI lek. Ale jego dostępność jest niemalże zerowa. Jeżeli udałoby ci się go w jakiś sposób dostać, to... Twój ojciec mógłby czekać na przeszczep w domu, normalnie funkcjonując.
Wtedy do głowy przyszedł mi pewien pomysł, ale nie wiedziałem jeszcze, czy jego realizacja nie przysporzy mi kłopotów. 

<OCZAMI RENESME>
 
- Ludzie, czy mogłabym prosić was o łaskawe ogarnięcie downa?!- po raz setny uniosłam się na Louisa i Zayna, którzy smarowali Harry'ego wazeliną.
Automatycznie przerwali swoją dotychczasową czynność, jednak ja miałam wrażenie, że nie na długo.
- Chcemy tylko, żeby nasz Hazzuś zasmakował życia ślimaka- wytłumaczył się Zayn.
Byłam oburzona ich poczuciem powagi sytuacji. Czy naprawdę żaden z nich nie zdawał sobie sprawdy, jak bardzo się wkopaliśmy?! Czy naprawdę nie rozumieli, że Liam gdzieś zniknął i nikt nie wie, gdzie w tej chwili przebywa?! Czy naprawdę żaden z nich nie zorientował się, że jeden z ich najlepszych przyjaciół nie odbiera telefonu i nie odpowiada na sms'y, których wysłaliśmy mu już tyle, iż w normalnej sytuacji na pewno by się odezwał.
- A nie możecie smakować w innym pokoju?!- poprosiłam.
Skoro nie chcą pomóc, to niech chociaż nie utrudniają.
Zrobili urażone miny, ale gdy Niall posłał im mordercze spojrzenie, uspokoili się i poszli chyba do łazienki, aby zmyć z Loczka ciecz.
- Co robimy, Niall?- spytałam chłopaka- Już nie wiem, co mam myśleć.
- Wiem, że to cię raczej nie pocieszy, ale ja też nie mam pojęcia- westchnął i upił łyka trzeciej już w dniu dzisiejszym kawy.
- Która godzina?- zapytała mama, która do tej pory tylko przyglądała się całej sytuacji z boku, konsumując pierniczki.
Nie mogę powiedzieć, że nie przejęła się całą sytuacją. Naprawdę chciała bardzo pomóc, ale nikt z nas nie wiedział, jak. A poza tym lepiej, żeby teraz odpoczywała.
- Dochodzi 23:00- mruknął Nialler, spoglądając na wyświetlacz swojej komórki.
- Połóż się, mamo, powinnaś się zdrzemnąć- zaproponowałam, a ona niechętnie spełniła moją prośbę i poszła na górę, do mojego pokoju, gdzie miała spędzić najbliższe noce.
Założyłam nogę na nogę, ale już po chwili wróciłam do poprzedniej pozycji. Już sama nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Wgapiałam się tępo w ekran mojego Iphona, jakby myśląc, że przez to uzyskam jakąkolwiek informację od Liama.
- Już późno. Może idź się prześpij, a ja na niego poczekam, co?- rzucił Niall.
- Dzięki, ale i tak pewnie nie zmrużyłabym oka- stwierdziłam i podeszłam do ekspresu, by zaparzyć sobie kolejną dawkę kofeiny.
Pięć minut później dołączyła do nas hołota, która najprawdopodobniej wreszcie skapnęła się, co się dzieje.
- Nie dzwonił do was?- spytał Zayn na wstępie.
Pokręciłam przecząco głową i przeczesałam nerwowo włosy.
- Chce ktoś kawy?- zaproponował Louis, wyciągając kilka kubków z szafki.
W górę powędrowała ręka Malika.
- Ja też- dodał Harry.
Chłopcy dosiedli się do nas i co jakiś czas sączyli ciemny napój.
Nikt się nie odzywał. Gapiliśmy się na siebie i czekaliśmy, aż drzwi wejściowe się otworzą i stanie w nich roześmiany Liam, i powie "Cześć! Fajnie zrobiłem was w konia, nie?!". Niestety, nie doczekaliśmy się...
__________________________________________________________________
Hejka, kicie! Nie wiem co się z wami dzieje, że tak mało komentarzy...
Ale to nic :)
I tak dodałam ten rozdział ;)
Nie mam chyba nawet jak wam się rozpisać... Nie mam o czym :(
Dobra... 
Kocham was, a rozdział dedykuję mojej JOSSIE, która wymyśliła wątki, które pojawią się w następnych rozdziałach.
 Kocia3ek

14 komentarzy:

  1. Jejku... super rozdział.
    Z resztą jak zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  2. Super...
    Wzruszyłam się na tym motywie z małym Liamem :)
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ekstra rozdział i wgl cały blog czadowy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział <3
    Biedny Liam... Niech jego ojciec wyzdrowieje ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedactwo. :c ale rozdział extra. :3
    all-for-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam Cie do libster awards, ponieważ uwielbiam twoje opowiadanie! :)
    Informacji szukaj tutaj:

    http://blue-eyedlove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Aww<333
    Siemka!! Ja czytam i będę czytać ;) Rozdział jest jak zwykle świetny!!!

    http://and-little-things-1d.blogspot.com/


    http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyno, jesteś moją idiolką. Kocham Cie normalnie. <3
    Szkoda Liama. ; (

    PS. U mnie następna część 2 rozdziału. Jeśli chcesz poznać nowych przyjaciół Jennifer - wpadnij: rozne-historie.blogspot.com. ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Twa Jossie nie wymyśliła ,,wątków" tylko całość!!!!! ;-)

    P.S To ma być kurde spacer, anie wyścigi ślimaków...
    Wiesz, o co chodzi, a jak nie wiesz, to... to nie musisz wiedzieć, ale tekścik fajny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o co chodzi i moja JOSSIE nie wymyśliła całości, ponieważ razem to wymyśliłyśmy na matmie :)

      Usuń
  10. a fakt! ale powinnaś mi oddawać 49 % dochodów z blooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooggggggggggggggggaa (o ile takież istnieją ;-) loffciam cię

    OdpowiedzUsuń
  11. Kotynieńku, weź coś już napisz, bo to co się wydarzy dalej, zwali wszystkich z nóg ;-)

    Plisss, już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału...

    P.S Pozdrowienia dla naszego tercetu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy następny rozdział? I ♥ twój blog! Masz wieeelki talent! :) Powinnaś zostać pisarką. :D Chętnie bym pocytała twoje ksiązecki. :3

    OdpowiedzUsuń