Close the door, throw the key...

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 67

Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i wparowałam do kuchni, gdzie przy stole siedział nabuzowany Liam i skaczący wokół niego Niall, Louis i Harry.
- Co się stało?- zapytałam zaniepokojona i nalałam Payne'owi trochę wody do szklanki. To wszystko nie wyglądało mi na miłą pogawędkę, a z doświadczenia wiedziałam, że to pomaga w takich chwilach.
- Zayn się stał!- wrzasnął Hazz.
- Nic mu nie pasuje!- dopowiedział Niall.
- Zachowuje się jak bachor- mruknął Lou- Wstrętny, mały, niemarchewkowy bachor.
- NIENAWIDZĘ GO!!!- uniósł się Li, wstając gwałtownie i zamaszyście machając rękami, prawie zwalając naczynia ze stołu.
- Ej, ej! Spokojnie, chłopaki! Choćby nie wiem, co robił i mówił pozostaje waszym przyjacielem- uciszyłam ich.
- Ale...
- CISZA!!!- przerwałam- A teraz... Wytłumaczy mi ktoś powoli i po ludzku, o co się rozchodzi?
I rozpoczął się małpi gaj; zaczęli się wzajemnie przekrzykiwać, darli się jak w jakimś zoo, każdy chciał dodać coś od siebie.
- Może by tak pojedynczo, co?- zaproponowałam- Harry, kochanie, zaczniesz?
Zrobił teatralną minę i wziął głęboki oddech niczym aktor przed wygłaszaniem długiego monologu.
- Pan Malik nie potrafi dorosnąć i robi nam wyrzuty, że Zoe u nas została. Doszedł do niezwykle dorosłego wniosku, iż jeżeli ona tutaj zostanie, to już możemy się z nim żegnać, bo on się pakuje i wyprowadza- wyrecytował na jednym wdechu.
Uniosłam brwi do góry i jeszcze chwila, a wybuchnęłabym długim, głośnym, sarkastycznym śmiechem, lecz powstrzymałam się i w spokoju czekałam na dalszy ciąg wydarzeń.
Liam zacisnął dłonie w pięści i zabrał głos:
- My wstaliśmy wcześnie rano, żeby zrobić ci pyszne śniadanko, żebyś miała niespodziankę, bo tak umówiliśmy się wczoraj. Wtedy przecudowny, nafaszerowany sterydami,  zapatrzony w siebie debil, który świata poza swoją dupą nie widzi...
- Liam! Spokój!- przerwałam mu, bo zrobił się cały czerwony na twarzy i bałam się, że zaraz dostanie apopleksji- Zrozumiałam, ok? Jesteś bardzo, bardzo zły, ale opanuj emocje, a za ten czas, jeżeli pozwolisz, Niall dokończy za ciebie. Tylko Niall- dodałam szeptem- Trochę mniej emocji, co ty na to?
- Nie ma problemu- wyszczerzył się- No... To... Było tak, że... Zayn zszedł sobie na papieroska. I zaczęło się od tego, że powiedzieliśmy mu, że nie lubimy, kiedy pali. A on się na nas wydarł, że on nie lubi obecności Zoe, a jakoś to nam nie przeszkadza. I wtedy zaczęła się ostra kłótnia z Liamem. Wyzywali się od najgorszych, prawie się pobili...
Słuchałam w milczeniu, rytmicznie kiwając głową na znak, że wszystko dotarło do mojej łepetyny i zrozumiałam każdy fragment.
- Ale nie przyszło wam do głowy, że warto porozmawiać i spróbować go zrozumieć?- domyśliłam się.
- A co tu niby jest do rozumienia?- zaciekawił się l;ouis.
- Dużo- odparłam wymijająco i porywając jabłko ze stołu, poleciałam na górę.
Stanęłam przed drzwiami pokoju Malika i zapukałam lekko. Nikt się nie odezwał, lecz i tak postanowiłam wejść do środka. Mulat leżał na brzuchu na łóżku z głową w poduszce i przeklinał coś pod nosem. Usiadłam na skraju i położyłam mu dłoń na plecach. Podniósł się na moment, po czym znowu opadł bezwładnie na swoje poprzednie miejsce, jakby moja obecność nie robiła mu żadnej różnicy.
- Zayn....- szepnęłam- Co jest?
Westchnął głęboko, ale nawet nie drgnął, nie mówiąc już o jakiejkolwiek innej zmianie swojej pozycji. Nie zechciał także udzielić odpowiedzi na moje pytanie, ale akurat w tej kwestii mu się nie dziwiłam, bo wiem, że w tego typu sytuacjach żaden człowiek nie wykazuje specjalnej rozmowności.
- Nie przepadasz za Zoe, prawda?- zapytałam, co zabrzmiało trochę jak wypowiedź dzieciaka z przedszkola.
Znów cisza.
- Słuchaj, ja doskonale wiem, że nie masz ochoty ze mną gadać, ale z kimś musisz, a sądząc po tym, że tych czterech niezwykle sympatycznych panów na dole najchętniej by cię poćwiartowało i zakopało pod jakimś drzewem...
- Aż tak?- włączył się w konwersację.
- Sądząc po ich wypowiedziach i minach, jakby zaraz mieli iść na wojnę... TAK, dokładnie TAK- stwierdziłam- Ja niczego nie będę z ciebie wyciągała na siłę. Chcę cię tylko zrozumieć, wiesz? Nic więcej...
- A co tu niby jest do rozumienia?- zapytał identycznie jak Lou.
- Jak wy się w ogóle możecie kłócić?- mruknęłam pod nosem- Jesteście tacy sami.
Popatrzył na mnie swoimi oczyskami "WTF?" i usiadł po turecku na przeciwko mnie. Oparł się o ramę łóżka i przymknął oczęta.
- To jak będzie? Dowiem się czegokolwiek?
- Rose- zaczął- Wszystko jest w porządku.
Miałam pewność, że coś go gryzie. Na pewno coś było na rzeczy, bo przecież, gdyby nic się nie działo, nie zachowywałby się tak dziwacznie i nie trząsłby się jak galareta. Poza tym widziałam już, że chyba zaczynał się pakować, ale byłam przekonana, iż nigdzie się stąd nie wybierze.
- Przecież widzę- nalegałam.
- JEST OK!- ryknął, ale zmieszał się lekko- Przepraszam Cię, nie chciałem.
- Nie ma sprawy. Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz, gdzie jestem, także... Daj znać- uśmiechnęłam się zachęcająco.
Na odchodne rzuciłam mu jabłuszko i po prostu wyszłam. Skierowałam się w stronę mojego pokoju, żeby przebrać się z piżamy i (przede wszystkim) sprawdzić, co u Zoe. Zastałam ją siedzącą na łóżku z rozmarzoną miną, wpatrującą się w sufit. Moją obecność dostrzegła dopiero wtedy, kiedy stanęłam dokładnie przed jej twarzą, zasłaniając jej punkt, na którym zawiesiła swój wzrok.
- Hej- przywitałam się- Jak się spało?
- Spoko- mruknęła i nie zapowiadało się, żeby pociągnęła dalej tę jakże ciekawą pogawędkę.
Kiwnęłam więc głową i położyłam ręce na biodra.
- Aaa... Może chciałabyś jakieś ubrania, czy coś?- zasugerowałam.
Przytaknęła, na co otworzyłam szafę i nakazałam jej, aby wybrała, co tylko zechce. Stanęła w wyznaczonym przeze mnie miejscu i dokładnie zbadała wnętrze mebla. Zapewne u niej prezentuje się ono nieco inaczej, ale miałam nadzieję, że znajdzie sobie coś fajnego.
Wyjęła moje stare, znoszone, trochę poniszczone, krótkie, jeansowe spodenki i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu bluzki. Gdy w ręce wpadła jej moja najnowsza koszulka (z jednego z najdroższych londyńskich butików), pomyślałam, że coś z tego będzie. Ona natomiast tylko podniosła ją do góry i dokładnie obejrzała dookoła.
- Ty chodzisz w takich ubraniach?- zapytała, unosząc brwi do góry- Nie masz czegoś normalnego?
- Eee... Takiego... Emm... Normalnego inaczej, tak?- zaśmiałam się. Zoe zawtórowała mi, po czym przestała, gdyż zachwyciła się przestarzałą, powyciąganą piżamą w kropki, należącą do mojej babci (nie mam zielonego pojęcia, co ona robiła w mojej szafie, ale możemy pominąć ten fakt).
***
- Yyy... Ty tak na serio?- tak mniej więcej wyglądała moja reakcja, gdy cała rozanielona wyszła z łazienki w spodenkach i górze od piżamy, która i tak przysłaniała całe moje jeansy, tworząc bardzo modną i stylową sukienkę, eksponującą nogi dziewczyny od połowy ud w dół.
Dziewczyna rozniosła mi chyba pół łazienki, biegając cała w skowronkach od półki do półki strojąc się w przeróżne, dziwne i obciachowe rzeczy; jednym ze świetnych przykładów jest bransoletka z rolki papieru toaletowego. Zawiesiła też sobie kilka szczoteczek do zębów na sznurówce, co miało jej służyć jako bardzo kreatywny naszyjnik. Usta pomalowała sobie pastą do zębów (tak do kompletu, żeby pasowało do naszyjnika) .Doszło do tego, że zaczęła wtykać sobie tampony do uszu, ale wyrwałam je jej w ostatnim momencie i stwierdziłam, iż tak być nie może.
- Matko, Zoe! Przestań, błagam! Wyglądasz jak moja łazienka! Przystopuj trochę!- poprosiłam.
Nadęła policzki jak naburmuszona pięciolatka, która chce jeszcze zostać chwilę w piaskownicy i bawić się z koleżankami.
- Ubierzesz się teraz w ciuchy, które ci dam, ok?- zapytałam- Pójdziemy na dół, zjemy coś i wybierzemy się na zakupy. Będziesz mogła kupić sobie, na co tylko najdzie cię ochota; kolorowy makaron, światełka choinkowe, suszone pomidory... Ogólnie: co tylko zechcesz do ubrania.
Wyciągnęłam jej z szafy NORMALNE ciuchy i zagoniłam ją do toalety, zanim zdążyła jakkolwiek zareagować.
Kiedy już wyszła, wyglądała naprawdę dobrze.
- Super!- klasnęłam w dłonie.
- Żartujesz? Wszyscy się będą na mnie gapić. Czuję się jak dziwoląg! 
Teraz przyszedł czas, żebym zajęła się sobą. Podałam dziewczynie jakiś magazyn o modzie (nie, nie był to przypadek), a sama zniknęłam za drzwiami łazienki. Ogarnęłam się, a gdy doszłam do wniosku, że nikomu nie wypali twarzy, jak będzie na mnie patrzył, opuściłam pomieszczenie.
- Idziemy na śniadanie?
Wzruszyła ramionami i ruszyłyśmy w tamtą stronę. Przy stole siedzieli chłopcy (bez Zayna) i zajadali przepyszne kanapeczki.
- Cześć, Zoe!- przywitali ją chórem, a ona tylko wzniosła oczy do "nieba" i zajęła miejsce pomiędzy mną a Niallem (na przeciwko Liama).  Payne w ogóle się nie odzywał. Praktycznie nikomu z nas nie chciało się rozmawiać. Po prostu siedzieliśmy i jedliśmy, co w naszym przypadku jest niemalże nielegalne. Płeć męska cały czas przyglądała się Zoe. Ja chyba czułabym się skrępowana, ale ona wcale na taką nie wyglądała. Nie zwracała na nich uwagi, bo była zbyt zajęta pochłanianiem soku i wpatrywaniem się w czekoladowe tęczówki Liama.
- Co robimy dzisiaj?- zapytał Nialler, nakładając chyba dziesiątą kromkę chleba na talerz.
- Przykro mi, dziś będziecie sobie musieli sami czas zorganizować, maleństwa- odparłam- Ja zabieram Zoe na szalony shopping.
Liam uśmiechnął się lekko, a Hazzie momentalnie zaświeciły się oczy, jakby wygrał milion funtów na loterii.
- Kupcie mi marchewki, bo już się kończą- lamentował Lou.
Inna sprawa, że zajmują one połowę lodówki. Ale NIE! Przecież niedożywiony anorektyk Tomlinson potrzebuje więcej! Jeszcze chwila, a zrobi się cały pomarańczowy i straci większość fanek! Nie chciałam jednak ranić jego dumy, więc obiecałam mu zakup tychże warzyw.
- To my się zmywamy- oznajmiłam, upijając ostatniego łyka kawy.
- Zawieźć was?- zaproponował Liam z nadzieją.
- Nie... Przejdziemy się dla zdrowotności. Jakby co, to będę dzwonić- uspokoiłam go. Doskonale wiedziałam, że liczył na to, iż dodam to ostatnie zdanie. Inaczej umarłby ze strachu.
- Rose... Nie masz telefonu- przypomniał i wyjął z szuflady zapakowany jeszcze najnowszy model IPhone'a- Udało mi się zachować twój stary numer.
Przytuliłam się do niego i podziękowałam mu, po czym wyjęłam urządzenie z pudełka i szybko wetknęłam go do kieszeni.
- Tylko nie zbankrutujcie!- zaśmiał się Loczek i pocałował mnie w usta.
- Postaramy się! Pa!- pożegnałam się.
Wyszłyśmy z domu. Powoli zmierzałyśmy w kierunku galerii handlowej, rozmawiając o przeróżnych głupotach. Dawno z żadną dziewczyną nie gadało mi się tak dobrze jak z nią.
- A ty... Jak właściwie poznałaś chłopaków?- zapytała Zoe, gdy temat zszedł na znienawidzone przez nią oceny.
- Długa historia- uśmiechnęłam się na samą myśl o naszych zabawnych przygodach.
- Z tego, co się orientuję, to te sklepy są z pół godziny drogi, więc mamy czas.
 Wzięłam głęboki oddech. Byłam ciekawa, czy panna Shadow zrozumie cokolwiek z tej zawiłej historii. Gdybym tego nie przeżyła, pewnie sama uważałabym to za jakiś kiepski film dramatyczny.
- Jestem "siostrą" Liama- nakreśliłam cudzysłów w powietrzu.
- A te króliczki po co?- zaciekawiła się.
- I tu właśnie zaczyna się ta skomplikowana część. Jakby ci to najprościej wytłumaczyć? Emm... Ogólnie prezentuje się to tak: kiedy byłam mała, umarł mój tata. Jego żona...
- Czemu nie "mama"?- przerwała mi.
- Oj... Zaraz zobaczysz! Jego żona wyszła za Richarda, ojca Liama, którego strasznie nie lubiłam. Pewnego, pięknego dnia postanowiłam coś zmienić i bez żadnego słowa pożegnania ze swoją rodzinką, wyjechałam do Londynu. Trafiłam do domu bożyszczy nastolatek na całym świecie, One Direction.
- Nadal nie ogarniam tej "żony"!
- Niecierpliwa jesteś- dźgnęłam ją w bok- Niall był moim chłopakiem.
I teraz wyobraźcie sobie jej minę: BEZCENNA.
Mnie natomiast zabolało serce, poczułam dziwne ukłucie w tamtym miejscu. Przypomniało mi się to wszystko. Tak, byłam z nim szczęśliwa, ale są w życiu takie rzeczy, na które człowiek nie ma wpływu, nad którymi nie potrafi zapanować nawet, gdyby bardzo chciał. I właśnie nasze rozstanie do takich chwil należało. Ale czy chciałabym cofnąć czas? Nie, chyba nie... No właśnie... CHYBA.
- Nasz związek długo nie potrwał. Podczas odwiedzin Richarda i Cornelii dowiedzieliśmy się...- głos mi się złamał. Starałam się trzymać i chyba do tej pory mi wychodziło, lecz z tymi wspomnieniami wróciły wszystkie uczucia- Dowiedzieliśmy się... Że... Jesteśmy rodzeństwem. Mój ojciec zdradził żonę z matką Nialla.
Wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi ustami. Jej oczy wyglądały, jakby zaraz miały wylecieć z orbit.
Kilka małych łez popłynęło mi po policzku. Ale dlaczego? Przecież kocham Harry'ego. Niall to TYLKO mój brat, nic więcej!
***
Stanęłyśmy na środku centrum handlowego i dokładnie badałyśmy wzrokiem każdy sklep. Zoe ciągle narzekała. "Wyglądam jak idiotka! Wszyscy się na mnie gapią!". JEZU! Miałam jej już dosyć, ale postanowiłam sobie, że wytrzymam.
- Co na początek?- zwróciłam się do niej- Zara? Reserved? Top shop?
Pokręciła przecząco głową i z blaskiem w oczach wskazała na jakąś budę w samym rogu.
- Ten jest super!- pisnęła.
- Eee... Zoe... To jest akurat sklep ogrodni... Dobrze!- uniosłam ręce w geście poddania- Jak sobie życzysz!
Powlokłam się niczym żółw za podjaraną koleżanką. Zachowywała się, jakby przedawkowała marsjanki. Skakała od nawozów naturalnych do najnowszych modeli kosiarek bezprzewodowych. Sprzedawca patrzył na nią jak na kosmitę, choć akurat mu się nie dziwię.
Po ponad półgodzinnym hasaniu wybrała sobie piłę łańcuchową (nie powiem, przestraszyłam się nie na żarty), kilka torebek z nasionami roślin, których nazwy słyszałam pierwszy raz w życiu, jakąś "miniaturową" palmę (miała ze 3 metry) i inne nikomu niepotrzebne pierdoły.
- Po co ci to wszystko?- zapytałam.
Nie odpowiedziała mi, bo była zbyt zajęta przymierzaniem liści kapusty w jakimś sklepie spożywczym.
***
Ta dziewczyna naprawdę ma nierówno pod sufitem!!!
- Halo?- odezwałam się do słuchawki telefonu, gdy po trzech sygnałach usłyszałam głos Liama- Cześć! Słuchaj! Błagam cię, przyjedź po nas, bo zaraz nie wytrzymam!
Zaśmiał się głośno.
- Gdzie jesteście?
- W galerii... Obok...- zawahałam się- Sklepu mięsnego.
Kolejny wybuch śmiechu.
- Dobra, już jadę. Będę za parę minut- uspokoił mnie i rozłączył się.
Oparłam się o jakiś śmietnik. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Spędziłyśmy na tych fantastycznych zakupach ponad 7 godzin! A i tak nie wybrała dla siebie zbyt wielu ubrań. Skupiała się raczej na... Jakby to delikatnie ująć??? Na innych rzeczach (np. bombki choinkowe, kisiel, sznury do wieszania prania, folia bąbelkowa). Jakaś paranoja!
- Cześć- przywitał mnie Liam i zaczął rozglądać się dookoła- Gdzie ta wariatka? Wpadła w piłkoszał?- dodał widząc piłę łańcuchową, wystającą z jednej z wielu toreb.
- Nawet mnie nie denerwuj!- wydusiłam- Następnym razem, sam sobie ją zabierzesz do sklepu. Ja się poddaję.
Ruszyłam w stronę parkingu, a za mną wlókł się Liaś zawalony reklamówkami i Zoe, oglądająca z zachwytem swój najnowszy zakup- kilogram mięsa wieprzowego. 
Wpakowaliśmy się do samochodu (od razu mówię, że dla mnie została może 1/10 miejsca z tyłu) i z piskiem opom wyjechaliśmy, aby już po chwili znaleźć się na podjeździe.
Wyleciałam z auta jak poparzona. Jak najszybciej chciałam znaleźć się w domu, z daleka od tego shoppingowego potwora! Zmęczona usiadłam przy stole w kuchni i czekałam, aż chłopakom uda się to wszystko wnieść do środka. Trochę im to zajęło, ale najważniejsze, że ja nie musiałam mieć już nic wspólnego z tymi "drobnymi, najpotrzebniejszymi rzeczami".
_________________________________________________________
Witajcie!
Dzisiaj rozdział jest dosyć długi (moim zdaniem). Nawet nie wiem, czy nie najdłuższy w historii tego bloga :)
Mam do was kilka pytań:
1. Lubicie Zoe?
2. Wspieracie na TT akcję #PolandNeedsTakeMeHomeTour?
3. Wiecie, że trasa TMH ma zostać zmieniona?
4. Uwielbiacie Orłosia?
Odpowiadajcie w komentarzach, chętnie poznam wasze opinie!! :D
Aham!!! I wiecie, co było w środę? Otóż... Pół roku minęło od założenia bloga! Cieszycie się? Nie wiem, jak tyle ze mną wytrzymaliście, ale dziękuję wam!!!
Nowy rozdział dopiero, gdy będzie 10 komentarzy, ok? Bo ostatnio coś straciliście formę!! <3
 Kocia3ek

środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 66

Spojrzałam zdezorientowana na Harry'ego, a ten jak poparzony zeskoczył ze stołu, poprawił fryzurę i szybko znalazł się obok mnie.
Stała tam. Naprawdę tam stała. Ja czekałam tylko, aż wyciągnie nóż i nas wszystkich pozabija, albo przywali nam jakąś maczugą w głowę i nas okradnie, albo... Wdech, wydech, wdech, wydech... Emocje opanowane i trzeba zacząć zachowywać się jak ucywilizowany człowiek.
Hazza chyba, podobnie jak ja, od razu otrzeźwiał, natomiast o chłopakach nie można było tego powiedzieć; Zayn postanowił zabawić się w Mario i biegał po domu waląc głową w ściany, Louis przewiesił sobie obrus jako pelerynę i udawał "CarrotMen'a", natomiast Niall pobiegł chyba gdzieś do piwnicy.
A my staliśmy w czwórkę na środku korytarza i wpatrywaliśmy się w siebie, jak jakieś małe robociki.
- Cześć- przywitała się nastolatka niepewnie i spojrzała nieśmiało prosto w nasze oczy.
Wbrew pozorom trochę zmieniła się od naszego ostatniego spotkania. Uśmiechała się blado, a wyglądała, jakby jeszcze kilka sekund temu nie wyrabiała ze śmiechu.
- Hej- odparliśmy równocześnie z Hazzą.
- A więc... Znacie się- uśmiechnął się Liam- Ale... Skąd?
- Długa historia- mruknął Loczek, nie odrywając wzroku od dziewczyny.
Przed oczami przeleciała mi słuchawka od jakiegoś przestarzałego telefonu stacjonarnego, usłyszałam huk i krzyk Niallera "CALL ME MAYBE".
Ciemnowłosa zachichotała, ale bardzo szybko "poprawiła się" i na jej  twarzy znowu zagościła mina "Mam ochotę kogoś zabić". Myślę, że próbowała wyrobić sobie szacun, albo coś takiego.
- Możemy porozmawiać, Rose i... Eee... Henry?- zapytała.
- Harry- uściślił zbulwersowany Loczek.
- Jasne, tylko może...- zbadałam wzrokiem całe pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy i salon, po czym niezwykle spostrzegawczo stwierdziłam, że nie da się tutaj prowadzić żadnej konwersacji- Chodźmy na górę, co?
Poprowadziliśmy dziewczynę przez schody i w trójkę (Liam został na dole, bo jak powiedział "musi ogarnąć tą bandę niedorobów) usiedliśmy w moim pokoju. Na początku panowała między nami dość krępująca cisza, która jednak błyskawicznie została przerwana przez Hazzę:
- Co cię tu sprowadza?
Mulatka rozejrzała się po pokoju i jakby mocniej ścisnęła swoją torbę.
- Brudne interesy mojego ojca- wyjaśniła- Ale nie martwcie się... Ja... Hmm... No... Ja nie jestem taka, jak on. Taka, jak... Yyy... No... Taka, jak ONI.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Musiało być w tym trochę prawdy. Przecież w innym razie nie wypuściłaby nas wolno z tamtej stodoły, tylko wymęczyłaby nas jeszcze bardziej... Może nawet coś gorszego. Można by spodziewać się po niej wszystkiego. Takie przynajmniej były moje odczucia. Na pewno nie wyglądała na jedną z tych słodziutkich laluni, które w każdej sekundzie myślą o tym, żeby tylko się trochę przypudrować, albo przelecieć sobie rzęsy maskarą. To chyba nawet dobrze, chociaż sama nie jestem tego pewna.
- Tak, ale nadal niczego nie rozumiemy- odparłam.
Westchnęła głęboko i wzięła kilka oddechów, jakby chciała poukładać sobie wszystko w myślach, albo starała się zaoszczędzić nieco na czasie.
- No bo... Oni gdzieś wyjechali... Ja miałam się tam wybrać z nimi, ale na lotnisku od nich uciekłam. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Te ich p**********e pomysły niszczą mi życie! Ja naprawdę, przepraszam, że zawracam wam głowę. Pewnie mieliście inne plany niż wysłuchiwanie moich żalów, ale prawda jest taka, iż potrzebuję pomocy. WASZEJ pomocy. Nikogo innego tutaj nie mam- wyrecytowała, a ja przez całą tę wypowiedź siedziałam z szeroko otwartymi oczami.
Tego się naprawdę nie spodziewałam. Nie przypominała mi takiej, która potrzebuje czyjejkolwiek pomocy. Najwyraźniej pozory mylą, prawda?
- Ale co my możemy zrobić?- zapytał tępo Harry, kręcąc się w kółko na moim krześle do biurka.
Ja natomiast doskonale wiedziałam. Tak naprawdę mogliśmy zrobić tylko jedno.
***
- Usiądź tutaj, masz tu chipsy, tu jest sok. Rozgość się- powiedziałam, pokazując dziewczynie kuchnię- Nam nie powinno to długo zająć, więc wkrótce wrócimy i przedstawimy ci, co postanowiliśmy.
Pobiegłam szybko na górę i z rozmachem otworzyłam drzwi do pokoju Liama, gdzie miała się odbyć "narada bojowa" odnośnie naszych najbliższych poczynań dotyczących Zoe Shadow (Daddy oczywiście napisał jej dane osobowe na wielgachnej białej tablicy, aby podkreślić dramaturgię tej chwili).
- Zacznijmy od tego: Kto to jest?- uniósł się Zayn, któremu najwyraźniej bardzo nie podobała się ta sytuacja.
- Pamiętasz, jak opowiadaliśmy wam o tej lasce, co nas uwolniła?- zapytał Harry.
- JA! JA! Ja pamiętam!- wyrwał się Lou i zaczął machać rękami, jak dziecko w pierwszej klasie, które za wszelką cenę chce udzielić odpowiedzi na niezwykle skomplikowane pytanie nauczyciela. Po chwili jednak zgasił swój zapał- Ale nie widzę związku...
Strzeliliśmy grupowego facepalma, ale Niall ze stoickim spokojem zaczął wszystko powoli tłumaczyć Tomlinsonowi.
- Tylko teraz tak... Co z tym fantem zrobić?- spytałam.
- JA! JA! Ja wiem!- zgłosił się Louis po raz kolejny i niemalże spadł z łóżka- Można dać jej marchewkę i wysłać na Wyspę Marchewkową! O! Albo lepiej!!! Damy mi marchewkę i to mnie wyślemy na wyspę. A ona może zająć moje miejsce w zespole, jeżeli chcecie. Ja za ten czas będę się oddawał chwili i konsumował przepyszne warzywka.
Kolejne uderzenie dłonią o czoło w naszym wykonaniu. Tak nawiasem mówiąc, musiało to bardzo komicznie wyglądać z boku.
- Ma ktoś jakiś pomysł?- Liam machnął nam kilka razy jakimś długim, metalowym patykiem przed twarzą- I nie, Louis! Żadnych marchwi!!!
- A weźcie! Beznadziejni jesteście!- machnął na nas ręką i zniknął pod łóżkiem Payne'a.
- Możemy jej wynająć mieszkanie na próbę- zaproponował Niall.
- Albo w ogóle weźmy ją wyrzućmy z tego domu, co?- wciął się Zayn.
- Nikt, nikogo nie będzie wyrzucał, rozumiesz?- Daddy wycelował "pałką" prosto w nos Mulata, co spowodowało, że na chwilę się zamknął.
- A czy ona po prostu nie może zostać u nas na jakiś czas?- zastanowiłam się głośno- Jakby nie patrzeć, jesteśmy jej z Harrym winni przysługę.
Liaś automatycznie się rozpromienił i jeszcze chwila i zacząłby tańczyć jakieś niezidentyfikowane tańce szczęścia, ale się powstrzymał i został przy:
- Bardzo dobry pomysł, Rose. Cieszę się, że ktoś tutaj jeszcze myśli- odruchowo spojrzał na wystającą spod łóżka rękę Pasiastego.
- Ile jej dajemy?
- Ja bym jej w ogóle niczego nie dawał- burknął Malik z grymasem.
***
Zbiegliśmy na dół. W kuchni siedziała Zoe i zawzięcie klikała coś na swoim telefonie komórkowym. Nie tknęła żadnej z pozostawionych jej rzeczy.
Zajęliśmy miejsca przy stole, na co dziewczyna schowała urządzenie do torebki i wyczekująco spojrzała prosto w moje oczy.
- Posłuchaj- zaczęłam- Postanowiliśmy ci pomóc. Jeżeli tylko chcesz, możesz u nas zostać. Na tydzień.
- TYLKO tydzień- podkreślił Zayn, zaciskając zęby.
- Tak... Emm...- zastanowiłam się- Zgadzasz się?
- Ty mnie się pytasz? Dziękuję wam strasznie! Obiecuję, że za siedem dni się wynoszę.
- No i bardzo dobrze- mruknął ciemnoskóry prawie niedosłyszalnie, lecz to wystarczyło, by otrzymał porządnego kuksańca w bok od siedzącego obok niego Liama.
***
Postanowiliśmy, iż będzie spała w moim pokoju, dlatego tam też ją zaprowadziłam. Wszystko jej pokazałam, a ponieważ dochodziła już 23:00, postanowiliśmy wszyscy iść spać. Dałam jej czysty ręcznik, szczotkę do zębów i jakąś moją piżamę, gdyż okazało się, że jej bagaż został na lotnisku. Sądząc po jej sposobie ubierania, moje ciuchy mogą przejść niezłą metamorfozę, ale mam nadzieję, iż tak się nie stanie. Ja kocham moje rzeczy!!!
Poszła do łazienki, a ja klapnęłam na łóżku i zaczęłam rozmyślać o najróżniejszych głupotach. Naszła mnie nagła chęć pojeżdżenia na sankach, ale szybko ją od siebie odgoniłam, bo jest przecież dopiero końcówka sierpnia. Nie no, Renesme, jesteś geniuszem!
Po niecałych piętnastu minutach dziewczyna stanęła przede mną z kupką brudnych już ubrań w rękach.
- Połóż gdzieś do kąta- radziłam.
- Rose... Dziękuję ci bardzo, naprawdę- uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy- odparłam i zniknęłam za drzwiami pomieszczenia, w którym była jeszcze przed chwilą. Przygotowałam się do snu, a już niecały kwadrans później leżałam wygodnie na swoim łóżku (Zoe zarzekała się, że chce spać na podłodze).
Byłam bardzo ciekawa, jak to wszystko się potoczy. W głębi duszy czułam, że może okazać się fajną koleżanką, ale jest zupełnie inna niż ja. W sumie... Przeciwieństwa się przeciągają. Ale czy aż tak? Z tą właśnie myślą oddałam się w objęcia Morfeusza.
***
Obudził mnie wrzask z pokoju obok:
- ODCZEP SIĘ ODE MNIE, TY PAKISTAŃSKA MENDO! NIC CI NIGDY NIE PASUJE!
Zerwałam się jak poparzona i prawie podeptałam śpiącą jeszcze Shadow, kiedy próbowałam dostać się do drzwi.
__________________________________________
Hej, misiaki!
Rozdział jest beznadziejny i na pierwszy rzut oka widać brak Jossie w moim otoczeniu, ale co ja wam na to poradzę?!
W dniu dzisiejszym chciałam was zachęcić do głosowania na nr 2 na tym blogu: http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/. Naprawdę bardzo mi zależy na podium!!!
A po drugie:
Założyłam bloga wraz z Jossie: I was a little girl alone in my little world... Zapraszam was do czytania, komentowania, obserwowania i co tam chcecie!
A... Kto wie, jaka ważna data jest dziś na tym blogu??? Zgadujcie, a w następnym rozdziale wszystko się wyjaśni ;)
Kocham was!
Kocia3ek

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 65

<OCZAMI ZOE>
Liam wyciągnął mnie do jakiegoś parku. Wcale nie miałam ochoty tam z nim łazić, ani w ogóle robić niczego innego w jego towarzystwie, ale z drugiej strony nie było miejsca, do którego mogłabym wrócić, więc teoretycznie nie miałam za bardzo wyboru.
Po prawie godzinnym spacerku i rozmowach na każdy z możliwych tematów (nie wyłączając polityki i ulubionego koloru deski do prasowania), zmieniłam o nim zdanie. Chyba nawet go trochę polubiłam (?). Tak, to dziwne- Zoe Shadow kogoś lubi... Ale... Był miły, wygadany, inteligentny, zabawny... i nie mogłabym nie dodać, że do najbrzydszych też nie należał. Matko! O czym ja myślę? Takie cechy (ani właściwie żadne inne) nie miały dla mnie do tej pory większego znaczenia, ponieważ nie przebywałam zbyt często w towarzystwie innych osób.
Zaraz po dokładnym omówieniu ulubionych sklepów spożywczych, temat zszedł na inne zainteresowania i od razu zapytałam, czym się zajmuje...
- Ogólnie, to nauka, ale mam też własny zespół, co wiąże się z niańczeniem jego pozostałych członków i częstymi wizytami u psychiatry.- usłyszałam w odpowiedzi.
Wybuchnęłam szczerym śmiechem (nieczęsto mi się to zdarza) i zapytałam:
- A jakiż to zespół?
- Eee...Yyy... Hmm... To.... Emm... No... Bo... Eee...- Liam najwyraźniej zastanawiał się jak i czy w ogóle ma mi odpowiedzieć- To One Direction...- wystękał wreszcie.
- Aha... Coś mi świta...
Spojrzał na mnie, jakby moim ulubionym kolorem deski do prasowania okazał się różowy (czyt. jak na kosmitę), ale szybko zorientował się, że mówię całkiem poważnie i tylko uśmiechnął się nieśmiało, spuszczając głowę w dół i zaczął uważnie przyglądać się swoim modnym butom.
I właśnie w tej chwili stanął mi przed oczami obraz sweetaśnych dziewczyn z mojej szkoły w kiczowatych, różowiutkich bluzeczkach z podobnie kiczowatymi gazetami dla niedorozwiniętej, niedowartościowanej i niespełnionej życiowo młodzieży, w których nagłówek na okładce głosił "Nowa przyjaciółka zespołu ONE DIRECTION". Pod tym napisem znajdowało się zdjęcie mojego obecnego rozmówcy w towarzystwie pięciu innych idiotycznie wyglądających osób, wśród których był poznany mi już wcześniej (w przerażających okolicznościach) Lokers oraz jego jasnowłosa towarzyszka niedoli.
Zamarłam w półkroku, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w punkt na pniu pobliskiego drzewa. Dreszcz przebiegł mi po całym ciele, serce biło mi coraz szybciej i szybciej, już podeszło mi do gardła, już...
- Coś się stało?- jak przez mgłę usłyszałam zmartwiony głos Liama.
Zanim w pełni zrozumiałam treść jego pytania, minęło trochę czasu.
- Eee... Nic... Wszystko w porządku... Mmm... Czy... Może to głupio zabrzmi, ale... Czy znasz może takiego... No... Góra metr osiemdziesiąt... Kręcone włosy... Myśli, że jest wielką gwiazdą... Chyba jest u was w zespole... Jego imienia nie pamiętam... Taki głupi... Galaretka zamiast mózgu... Zresztą wygląda, jakby ją przedawkował... I taka jego przyjaciółka... Blondyna... Ładna... Nawet bardzo...
- Harry i Rose?- przerwał mój niesamowicie ambitny monolog.
- Eee... Chyba tak... Nie znam ich imion...- odparłam bez większych emocji, ponieważ jak najbardziej zależało mi na ich ukryciu. Ale nie możecie sobie wyobrazić, jak bardzo ucieszyła mnie ta informacja!
- A co? Znasz ich?
- Eee... Wydaje mi się, że tak... Czy... Może mógłbyś mnie do nich zaprowadzić?- zapytałam może trochę nieśmiało, ale jakoś nie chciałam się komuś właściwie obcemu wpierdzielać do chaty...
- Ymm...- Liam chyba nie był do końca przekonany co do mojej propozycji, ale jedno zalotne spojrzenie (które rzucałam zazwyczaj mojemu nauczycielowi matematyki, by wystawił mi chociaż 3 na semestr) wystarczyło, by rozwiać wszelkie jego wątpliwości. Rozpromienił się niczym sprzedawca pomidorów na naszym ulicznym kramie, gdy młodzież ze szkoły najdzie nagła ochota na zrobienie pomidorowej na środku chodnika, i cały w skowronkach poprowadził mnie na lotniskowy parking, gdzie stał jego drogi, lśniący "wóz".
- Panie przodem!- wykrzyknął otwierając mi drzwi pasażera, puszczając mi oko.
Osz ty w dupę! Chyba przełamałam spojrzeniową granicę między zalotnością, a "laską z burdelu"!
W samochodzie spędziliśmy około pół godziny, na miłej pogawędce o ulubionym gatunku ryby słonowodnej, po długiej i stanowczej wymianie zdań, zgodnie wybraliśmy NEMO ("inteligentnie" stwierdzając, iż jest taki gatunek).
W końcu zatrzymaliśmy się przed wielkim domem, którego śmietnik był co najmniej dwa razy większy (nie zdziwiło mnie to, w końcu mieszkało tu pięciu kolesi, podobno z zaburzeniami psychicznymi) niż  klitka, w której spędziłam całe swoje dotychczasowe życie.

<OCZAMI RENESME>
Byliśmy w trakcie PARTY HARD... Wiecie... Największe hity, skakanie po stołach, drinki z soku jabłkowego i jakiegoś krupniku, czy czegoś (tzw. "japkowe martini"), darcie się na cały regulator i te klimaty...
I wtedy właśnie ktoś przekręcił zamek u drzwi. Chłopcy zamarli.
- Spokojnie, to tylko Liam... Nie przerywajcie sobie...- uspokoiłam moich żuli, którym nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
Jednak Liam nie był sam. Do salonu wkroczyła nieśmiało znajoma mi dziewczyna. Te same oczy, taki sam oryginalny ubiór i ten sam, smutny, lekko przerażony, ale uparcie powtarzający "Nie boję się! Jestem silna!" wyraz twarzy, który zapadł w mojej pamięci.
Serce zabiło mi  mocniej, nogi zrobiły się jak z waty, rozejrzałam się w poszukiwaniu grupy towarzyszących jej w dniu naszego poznania dwumetrowych kryminalistów, ale nie było ich tu. Zadałam więc sobie w myślach pytanie, które miało mnie prześladować przez jeszcze długi czas: "Co ona tu do jasnej cholery robi?!".
____________________________________________
Hej, kicie!
Dzisiaj przecudowny rozdział 65, pisany wspólnie z JOSSIE... Od razu widać, że jest lepszy, prawda?
No... Ogólnie nie jest długi, ale po prostu musiałyśmy skończyć w takim momencie, ponieważ żaden inny nie wydał nam się równie odpowiedni...
Na stronie "BOHATEROWIE", na którą nie wiem, czy kiedykolwiek zaglądaliście, ale w każdym razie taka istnieje, pojawiła się nowa bohaterka, Zoe. Fotka nie jest zbyt odpowiednia, lecz wystarczy przypomnieć sobie jej opis i jakby "wyobrazić brakujące elementy na obrazku" i...gotowe! Smacznego! *Polecam- Ewa Wachowicz*
Kto pomoże mi zrobić najazd na Asieńkę i zadźgać ją na śmierć??? A oto powód moich zamierzeń: Dziki, głupi, kompletnie niepotrzebny konkurs!!!!!!!! :-/ 
I jeszcze jedna sprawa, drugi konkurs (bardziej dla mnie ważny, choć mniej popularny): Głosujcie na mojego bloga pod numerem 2!!! Pod numerem 3 jest Take Me Home, więc na niego też możecie!
Także BARDZO Was proszę o głosy, bo zależy mi choć na drugim miejscu!!!
^11 komentarzy=rozdział 66
Lovciam Was!!!
 Kocia3ek

wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział 64

<OCZAMI NARRATORA>
Dziewczyna z upiętymi wysoko kruczoczarnymi włosami, przewiązanymi oryginalnie złotym łańcuchem choinkowym, który miał służyć za "opaskę" kroczyła znudzona przez tłum lotniskowy, wlokąc się tuż za grupą podejrzanie wyglądających mężczyzn. W "koka" miała wetknięte chińskie pałeczki.
Ubrana była w białą sukienkę z gipiury, która pierwotnie była dłuższa, jednak dziewczyna pocięła ją nożyczkami tak, aby sięgała zaledwie do połowy ud. Naszyjnik jej również przedstawiał się bardzo ciekawie; łańcuch rowerowy z naciągniętymi na niego suszonymi kwiatami, grzybami leśnymi, kawałkami pomarańczy, pofarbowanymi na wszystkie kolory tęczy rurkami makaronowymi, i tym podobnymi rzeczami, z których każda jedna prezentowała się bardziej interesująco od poprzedniej.
Na nogi miała wciśnięte za małe o dwa rozmiary czarne martensy, które skutecznie uniemożliwiały jej szybkie przemieszczanie się, przez co ciągle traciła z oczu swoich "towarzyszy".
Prawda wyglądała tak, że nie miała najmniejszej ochoty na przebywanie w tym miejscu. Ani w żadnym innym. Nigdy los specjalnie jej nie rozpieszczał, a ona sama miała tego wszystkiego po dziurki w nosie. Przez ciągłe tajemnice i dziwaczne zachowanie nigdy nie znalazła sobie przyjaciółki, a z tego, co było jej wiadomo nikt specjalnie nie spieszył się, aby usiąść obok niej na stołówce. Tak, zdecydowanie była typem samotnika nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie. Ale nie przeszkadzało jej to. Przyzwyczaiła się do tego i czasami nawet jej się to podobało.
Przyspieszyła nieznacznie, usiłując dorównać kroku mężczyznom, jednak ich naszła nagła ochota na zabawę w berka i co chwilę znikali gdzieś między roześmianymi rodzinami i górami bagażów.

<OCZAMI RENESME>
- Widzieliście moją katanę?- krzyczał Niall z góry.
Dlaczego mnie to nie dziwi? Za pół godziny mama ma samolot, a on jeszcze nie jest gotowy.
- Liam...- spojrzałam błagalnie na chłopaka, na co ten kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Niall!!! Jadę sam!!!- wrzasnął.
- NIE!!!- obok mnie natychmiast znalazł się blondasek w samych bokserkach, co spowodowało donośny wybuch śmiechu ze strony Louisa, który do tej pory stał za wysepką kuchenną i ze stoickim spokojem obserwował nasze zmagania z brakiem czasu.
- Nie ma czasu- wyjaśnił Daddy.
Mama od dwudziestu minut stała zwarta i gotowa, by w każdej chwili znaleźć się w samochodzie, w drodze na lotnisko i podobnie jak Tomlinson przyglądała się całej sytuacji. Podeszłam do niej, aby się pożegnać. Nie znałam jej długo, ale zdążyłam się do niej przyzwyczaić i pokochać ją. Może jeszcze nie jak mamę, ale myślę, że niebawem dojdzie między nami do relacji matka-córka.
Przytuliłam ją mocno i stałyśmy tak przez czas bliżej nieokreślony, ale wystarczyło, by Liam zaczął jęczeć, że "bardzo nie lubi się spóźniać" i "samolot nie zaczeka".
- Powodzenia- uśmiechnęłam się do niej promiennie- I do zobaczenia wkrótce.
- Pa, Rose... Przepraszam, że spędziłyśmy ze sobą tak mało czasu i, że cię nie pamiętam- wydukała.
- Przecież nic się nie stało- odparłam- Kiedyś to nadrobimy.
- Koniecznie- przytaknęła.
Wywinęła się zręcznie z mojego uścisku i skierowała się w stronę swojego półnagiego syna, z którym również bardzo długo się żegnała. Gdy wychodziła wraz z Liamem, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Niewiele, ale jednak.. Będzie mi jej okropnie brakowało. Ale potrzebuję też czasu, żeby poukładać sobie niektóre sprawy. Jak tak teraz myślę, miałam naprawdę zakręcone wakacje. Tyle się przecież działo!
Z rozmyśleń wyrwał mnie okrzyk "PA!" ze strony mojej rodzicielki, klakson samochodu i trzask drzwi wejściowych.
Harry przysunął się do mnie i przytulił mnie lekko do siebie. Potrzebowałam go teraz. Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę, co się takiego dzieje.

<OCZAMI NARRATORA>
Ciemnowłosa była już naprawdę strasznie zdenerwowana. Bolały ją stopy a na dodatek musiała tachać za sobą tą przeklętą walizkę. Łańcuch skakał w rytm jej kroków, co dodatkowo okropnie ją irytowało.
"Ostatni raz", przysięgła sobie w duchu.
Przejście całego portu lotniskowego wzdłuż i wszerz kilka razy bywa wykańczające. Nawet z nienaganną kondycją dziewczyny, której na pewno nikt by się nie powstydził.
- Pospiesz się! Zaraz mamy odprawę!- krzyknął umięśniony ojciec dziewczyny i z całej siły pociągnął ją za rękę.
Skrzywiła się, ale pozostawiła to bez komentarza, a w myślach już układała sobie najróżniejsze buntownicze teksty, których i tak bała się użyć. Miała wszystkiego dość, lecz z doświadczenia wiedziała, że tatusiowi do rozumu nie przemówi i choćby nie wiadomo jak próbowała, niczego nie zdziała. 
- Połóż tutaj tą walizkę!- zarządził jeden z jego kumpli, na co tylko wzruszyła ramionami i wykonała polecenie.
Trakrowali ją jak insekta, jak maronetkę... Długo możnabyło by wymieniać, ale morał i tak byłby ten sam: W żaden sposób nie była im potrzebna. Więc, po co ten cały cyrk? Wielki wyjazd z dnia na dzień. Nawet nie wiedziała. gdzie się wybierają.
Przeniosła swoją starą torbę na drugie ramię i ze znudzeniem wpatrywała się, jak jej bagaż odjeżdża po czarnej taśmie i niknie za bordową zasłonką w ciemnym tunelu. Wtedy coś w niej pękło.
- Dłużej tak nie mogę- mruknęła pod nosem tak, że mogła mieć stuprocentową pewność, iż nikt niepowołany tego nie usłyszał.
Jej samoocena momentalnie wzrosła o 200%, a ona sama stanęła na przeciw prawie dwumetrowego rodzica, który zdenerwowany szukał czegoś w swoim ogromniastym plecaku.
- Zostaję- rzuciła mu prosto w twarz i czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, śledziła wzrokiem poczynania innych, zgromadzonych na lotnisku ludzi.
Mężczyzna popatrzył na nią i jeszcze chwila, a wybuchnąłby długim, sarkastycznym śmiechem. W porę jednak zorientował się, że jego córka bierzę tę sprawę na poważnie i natychmiast odrzucił swe dotychczasowe czynności w celu "wybicia jej głupoty z głowy".
- O czym ty mówisz, dziecko?
Wzięła głęboki oddech i postanowiła wyrzucić z siebie wszystko, co ją do tej pory dręczyło. Co jak co, ale jest już dorosła i NIKT, nawet jej biologiczny ojciec, nie ma prawa jej niczego zabraniać. Od dawna odliczała dni do osiągnięcia pełnoletności, ale (jak sama zauważyła) wiele się przez to nie zmieniło. Nadal jest tą samą, pyskatą, nieco rozkapryszoną, niewychowaną dziewczyną, jaką była przed swoimi osiemnastymi urodzinami.
- Nigdzie się z wami nie wybieram- wyjaśniła, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie- Mam dosyć ciebie, ich, tego całego, chorego zamieszania i nie chcę mieć z tym nic wspólnego, rozumiesz?!
Facet nieco się zmieszał i niespecjalnie wiedział, co powiedzieć, więc w ciszy i spokoju (na ile to tylko było możliwe) czekał na dalszy ciąg wywodu nastolatki.
- Całe życie mieszasz mnie w twoje głupkowate interesy, NIGDY nie miałam dzieciństwa, a teraz, kiedy wreszcie mogę sama zacząć załatwiać sobie swoje sprawy, oczywiście mi to uniemożliwiasz! Mnie nie interesuje twoje zdanie!
- Zaraz samolot- przerwał jej- Nigdzie nie pójdziesz, rozumiesz? Lecisz z nami i koniec, kropka.
Po ciele dziewczyny przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Kiedy tata zwracał się do niej podniesionym głosem, zawsze tak reagowała. Nie płakała. Nawet nie przyszło jej to przez myśli. Zawsze trzymała się twardo i potrafila idealnie maskować swoje uczucia, nadawałaby się na aktorkę i na pewno byłaby w tym bardzo dobra.
- Ej, idziesz?- jeden z mężczyzn zawołał jej ojca, na co ten kiwnął głową.
- Jestem twoim ojcem i NIGDZIE nie pójdziesz, jasne?!- krzyknął.
- Wiesz, co? Ja już nie mam ojca- syknęła mu prosto w twarz, obróciła się na pięcie i odbiegła przez tłum na tyle szybko, na ile pozwalało jej niekomfortowe obuwie.

<OCZAMI LIAMA>
- To, co? Trzymaj się Liam i miej to wszystko pod kontrolą- powiedziała Maura na pożegnanie i przytuliła mnie lekko.
- Jasne, postaram się- uśmiechnąłem się- Miłej podróży.
- Do zobaczenia! Ucałuj tam wszystkich ode mnie!
Pomachałem jej jeszcze, kiedy odchodziła. Chyba nie za dobrze mnie zapamiętała po tym wszystkim, ale mam nadzieję, że będę miał okazję wyrobić sobie nieco lepszą opinię przy najbliższej okazji.
Popatrzyłem na tablicę z rozkładem odlotów samolotów i nieodrywając od niej wzroku, kierowałem się w stronę wyjścia. Wtedy coś na mnie wpadło.
Tym "cosiem" okazała się dziewczyna. Bardzo ładna, ale zarazem strasznie dziwna. Nizwykle oryginalne zestawienie ubrań, okropne uczesanie... Ale coś podpowiadało mi, że jest warta poznania.
Kucnęła przed rzeczami, które wysypały jej się z torby i zaczęła je zbierać bez żadnego słowa "przepraszam". Klęknąłem obok niej i postanowiłem jej pomóc. Podałem jej kilka długopisów i jakiś portfel, które ledwo ode mnie odebrała. Strasznie trzęsły jej się ręce, ale jej twarz wcale nie wyglądała na zdenerwowaną. Miała duże, prześliczne, czarne oczy, w których dostrzegłem ogromne zainteresowanie, ale także nutkę strachu. Czyli jednak... Coś musiało się wydarzyć.
- Dzięki- burknęła i podniosła się z ziemi, wkładając ostatni przedmiot do materiałowej torby.
- Nie ma sprawy- odparłem pospiesznie- Coś się stało?
Spojrzała na mnie dziwnie. Dobra, ja też jestem dziwny, ale lubię wiedzieć wszystko i źle się czuję, będąc niedoinformowanym. A już najbardziej na świecie nie lubię, kiedy ktoś jest smutny. Ja też robię się smutny i przez to rozwala mi się caly dzień. A tego też bardzo nie lubię i...
- Nie, nic- mruknęła, bo już była gotowa odejść.
- Czekaj!- zatrzymałem ją.
- Co?- zapytała niechętnie, spoglądając ukradkiem na swoje jakże barwne paznokcie.
- Spieszysz się gdzieś?
- A niby, gdzie?
- No nie wiem...- podrapałem się po karku- Bo może... Dałabyś się wyciągnąc na spacer?
- Nie mam nastroju, wyobraź sobie- próbowała mnie spławić, ale ja nie mogłem tak łatwo odpuścić.
- No to tym bardziej!- nalegałem- Liam jestem, Liam Payne- podałem jej dłoń.
Rozejrzała się po lotnisku, jakby poszukując pomocy, po czym zrezygnowana westchnęła i chwyciła moją rękę, potrząsając nią.
- Zoe, Zoe Shadow.
_____________________________________________________
Hej, cukiereczki! (nie ma to jak kraść tekst Werci!!! Ale co poradzę? True story- jestem kradziejem)
Proponuję zacząć od pytania: CZY POZNAJECIE TĘ BOHATERKĘ? WIECIE, KIM ONA JEST?
Odpowiadajcie w komentarzach!!! Chcę wiedzieć, czy mam pamiętliwych i spostrzegawczych czytleników.
Rozdział dedykuję JOSSIE, która niewątpliwie jest jego współtwórcą.
Ogółem pragnę was poinformować, iż wiele z tych pomysłów wywodzi się właśnie od niej, a ja tylko staram się je jako-tako opisać... Choć nieczęsto wychodzi.
Powiem Wam, że ostatnio coraz bardziej uświadamiam sobie, że kocham blogować. Kocham pisać opiowiadania tak, jak Harry kocha Rose!!!
A i jeszcze jedno pytanie do Was: PODOBAŁ WAM SIĘ ZWIĄZEK HAZZY Z TAYLOR SWIFT?
A i jeszcze jedno: Albowiem nie miałam pod poprzednim rozdziałem tych 12 komentarzy (chyba), ale dodałam rozdział :)
Kocham was!!!
(taka mała fotka specjalnie dla JOSSIE)
Kocia3ek

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 63

Wyświetlił się nieznany numer, a chłopak nadusił zieloną słuchawkę w celu odebrania połączenia i przysunął telefon do ucha.
- Aha... Dzień dobry- przywitał się ze swym rozmówcą- Naprawdę? To wspaniale! Dziękujemy... Tak, tak... Będziemy najszybciej, jak się da. Tak, tak, tak... Oczywiście... Do widzenia!
I tyle zrozumieliśmy z jego zacnej konwersacji z jakimś człowiekiem.
- Co jest?- zapytał Lou, machając Niallowi ręką przed twarzą, bo blondasek otworzył oczy i usta ze zdziwienia i, z taką właśnie miną, zamarł bez słowa.
- Liam- wyszeptał Irlandczyk i poleciał po coś na górę.
- Ej! Niall!- wrzeszczeliśmy za nim- Co "Liam"? Co się dzieje?
Popatrzyliśmy na siebie zdezorientowani, ale po chwili wrócił z bluzą w ręce i rzucił Louisowi kluczyki do samochodu.
- Jedziemy na komisariat- oznajmił, ale nic więcej nie powiedział, tylko wyszedł z domu.
Spoglądaliśmy tępo w stronę drzwi, lecz wkrótce zorientowaliśmy się, co do nas powiedział i pędem puściliśmy się w stronę vana. Zapakowaliśmy się do niego i przez pierwsze 5 minut siedzieliśmy bez słowa.
- Niall, wytłumaczysz nam, co się dzieje?- przerwałam ciszę- Kto dzwonił?
- Tak, tak... Już... Dzwoniła policja- wyjaśnił- Mają... Louis! Skręć tutaj!
- Przecież znam Londyn!- zbulwersował się Tomlinson- Jedziemy objazdami, bo będą korki.
- Dobra, nie drzyj dzióba, tylko patrz na drogę!- skarcił go, siedzący za mną, Zayn- A ty, Niall, gadaj!
- A na czym to ja... A! OK, już wiem. Więc... Lou! Zatrzymaj się tu! Mają lody!
- NIALL!- krzyknęliśmy równocześnie, a ten z miną zbitego psa zaczął wreszcie mówić.
- Jezu! No dzwonili ludzie z policji i znaleźli dowody na niewinność Liama. Teraz mamy jechać i go stamtąd zabrać. Namierzyli tamtych ludzi, co to zrobili i uniewinnili Daddy'iego. Więc będziemy go już mieli w domu!
- Żartujesz?- zdziwił się Louis, robiąc niezidentyfikowane wymachy rękami.
- LOU!!! Ty masz prowadzić!!!- ryknął Malik.
Umilkliśmy na niedługą chwilę.
- Snow is falling all around me!
- Children playing!
- Having fun!
- It's the season, love and understanding!
- MERRY CHRISTMAS EVERYONE!
Z kim ja żyję?! Tak... Bo przecież śpiewanie kolęd w sierpniu to całkiem normalna sprawa! O co ci chodzi, Rose? To nie jest nic nadzwyczajnego. Każdy człowiek tak robi, nie?
- Wy jesteście porąbani, wiecie?- zapytałam, gdy Lou zatrzymał samochód.
Nie uzyskałam jednak odpowiedzi na moje pytanie, gdyż wszyscy opuściliśmy vana i niemalże z prędkością światła znaleźliśmy się w ciemnym hallu komisariatu policji. Na jednym z krzeseł siedział chłopak w czerwonej koszuli w kratę i spranych jeansach. Od razu rozpoznałam w nim Liama i szybko do niego podbiegłam i przytuliłam go mocno. W jego smutnych oczach automatycznie pojawiły się radosne iskierki.
- Aleś się człowieku wpakował- szepnęłam mu do ucha.
- Przepraszam- mruknął.
Nie dane mi było nacieszyć się jego obecnością na długo, bo zaraz przylecieli chłopcy i rzucili się na Payne'a, powodując ciche pojękiwanie z jego strony.
- To jak, jedziemy do domu?- spytał pospiesznie Niall, schodząc z nogi Louisa (?).
- A nie trzeba czegoś podpisać, czy coś?- chciałam się upewnić, chociaż nigdy nie znałam się na policyjnych procedurach.
- Nie, już wszystko jest załatwione- wciął się jakiś policjant, którego dostrzegłam dopiero teraz.
- No to na co jeszcze czekamy?- wrzasnął Lou na cały budynek, z wielkim bananem na twarzy.
I ruszyliśmy do domu. Ja już nie mogłam się doczekać, aż wszystkiego się dowiem. Już w samochodzie rozpoczęła się żywa dyskusja na temat więziennego jedzenia, którą rozpoczął nie kto inny jak sam Niall Horan.
Zatrzymaliśmy się po drodze pod budką, ponieważ Nialler był gotowy wyskoczyć z samochodu wprost na ruchliwą ulicę, byleby tylko zjeść gałkę lodów pistacjowych. Tzn. w ostateczności wziął 5 gałek, ale kto by mu liczył? "Niech je, bo nie urośnie", jak to mawia moja babcia.
W domu byliśmy dopiero pół godziny później, gdzie dostaliśmy sporawą reprymendę od mamy, ponieważ zostawiliśmy ją samą, nie informując jej o tym.
- Przepraszamy, mamusiu- wydukał Niall i przytulił się do kobiety- Szkoda, że już jutro wyjeżdżasz.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Nie mówiłem wam?- spytał.
- Dziś nie jesteś specjalnie rozmowny- wtrącił się Zayn- Chyba, że w grę wchodzi jedzenie.
- Wyleciało mi z głowy- usprawiedliwiał się- Dzwonił do mnie wujek z Irlandii i, gdy dowiedział się, że mama ma zanik pamięci, zaoferował, że może u nich zamieszkać. Będzie wtedy bliżej domu i może szybciej sobie wszystko przypomni. No i... jutro ma samolot.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem i popatatajałam do kuchni, aby zrobić Liamowi coś do jedzenia, ponieważ wychodziłam z założenia, iż (mimo, że zapewniał nas o zjadalności posiłków więziennych) niespecjalnie odżywiał swój organizm i z pewnością jest strasznie głodny. 
Gdy nakładałam ciasto naleśnikowe na patelnię, poczułam czyiś dotyk na biodrach i lekko odwróciłam się w tamtą stronę. Ujrzałam Harry'ego i posłałam mu ciepły uśmiech.
- Cześć, piękna- pocałował mnie delikatnie w usta.
Usłyszeliśmy chrząknięcie dobiegające spod drzwi do kuchni i gwałtownie się od siebie oddaliliśmy.
- Co to... było?- spytał zrezygnowany Liam, uśmiechając się niechętnie.
Spojrzałam dyskretnie w stronę mojego chłopaka, który, cały czerwony na twarzy, wpatrywał się w czubki swoich bucików.
- Harry chodzi z Rose!!! Harry chodzi z Rose!!! A to jest chyba Rorry!!!- podśpiewywał Louis na cały regulator i tańcząc dziwny taniec, wparował do kuchni.
Strzeliłam facepalma Znalazł sobie rewelacyjny moment. Trochę bałam się reakcji Payne'a na nasz związek, ale w głębi duszy przeczuwałam, że nie będzie mu to specjalnie przeszkadzało. 
- Wymyśliłem wam już wspólne imię... Z nazwiskiem może pójść gorzej, ale nie martwcie się...
- Lou!- uciszył go Hazz.
- Gratuluję wyczucia czasu- syknęłam tak cicho, aby tylko Tommo usłyszał. Najwyraźniej zrozumiał moje intencję, bo poleciał na górę z okrzykiem: "Wołałeś mnie, Niall? Oczywiście, że pomogę ci pakować twoją mamę! Jeszcze pytasz!".
Podziękowałam mu w duchu i walnęłam naleśnika wprost na talerz Liama, który od razu rzucił się na jedzenie. Przypatrywaliśmy się mu dokładnie, śledząc każdy jego ruch, jakby zaraz miał wyjąć karabin zza pleców i nas pozabijać (czego oczywiście nigdy by nie zrobił- to była tylko metafora).
- Od jak dawna?- zapytał chłopak, odkładając widelec gdzieś na bok.
- Tak oficjalnie, to od wczoraj- wyjaśniliśmy równocześnie.
Kiwnął głową.
- Przepraszam, że was wkopałem w to bagno- wydukał skruszony, wskazując na bandaż na głowie Hazzy.
- Nie ma sprawy...- odparłam.
- I za moje zachowanie.
- Nie ma sprawy...- powtórzyłam
- Jak to nie ma strawy?- do kuchni przybiegł zaniepokojony Niall- Co ja teraz mam jeść?
Wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem, ale gdy już się ogarnęliśmy poprawiliśmy blondyna, który niemalże umierał nam na środku pomieszczenia.
- "Sprawy", Niall. S-P-R-A-W-Y- wyjaśnił Harry, na co Irlandczyk zaprzestał wykonywania swych modłów do lodówki- Nie "strawy". Czujesz różnicę?
- Czyli jest jedzenie?- rozpromienił się.
Przytaknęliśmy.
- Niall!!! Chodź tu! Nie mam ochoty sam pakować bielizny twojej rodzicielki!- rozległ się po całym domu jakże donośny głos Louisa.
Farbowany wzruszył ramionami, zabrał jakiegoś batonika z szafki i cały w skowronkach poleciał na górę, a jego mina prezentowała się niemalże tak, jakby wygrał 1000000 dolarów na loterii.
***
Reszta dna zleciała nam na pakowaniu mamy (nie do wiary, ile ona ma tych ubrań), oglądaniu głupawych filmików o zwierzętach na YT oraz na "zajadaniu" chipsów i innych niesamowicie kalorycznych przekąsek. Poszłam spać dość wcześnie, przed 22:00, ale byłam wykończona, ponieważ (wierzcie lub nie) półtoragodzinna bitwa na żarcie i dwukrotnie dłuższe sprzątanie po niej daje się we znaki. Ale może to dobrze, bo w domu panował już taki syf, że jeszcze chwila, a sami byśmy się zgubili.
_______________________________________
Hej!
Dziś taki sobie jest ten rozdział. Nie jestem z niego dumna, ale cóż poradzisz... Każdy miewa wzloty i upadki (chociaż ja ostatnio coś na tych upadkach ciągnę).
Dedykacja i ogromne podziękowania składam na ręce Jossie, bez której ten blog by nie istniał!!! Kocham Cię!!!
I kocham też was!!! Jesteście cudni! MUAH!!!
12 komentarzy=nowy rozdział :)
Kocia3ek

czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 62

Do mojego pokoju wszedł Harry....zamarłam (poprawka- zamarzłam, bo otworzył drzwi na oścież, co spowodowało przeciąg, gdyż na dole okropnie piździło).
- Hej- przywitał się i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony, usiadł obok mnie na łóżku, uprzednio kładąc tackę z ciastkami i herbatą malinową na etażerce.
- Co cię tu sprowadza?- zapytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej, robiąc miejsce Hazzie. Widać było, że jest czymś zdenerwowany, ale postanowiłam nie zaczynać tematu.
- Tak chciałem... Spędzić z tobą trochę czasu, pogadać- uśmiechnął się- Wiesz... To nie to samo, co siedzenie tyłem do siebie przy słupie.
Przytaknęłam i chwyciłam za jeden z kubków gorącego napoju. Chłopak poszedł w moje ślady.
- Jak się czujesz?- zaczęłam rozmowę.
- Ręka mnie boli, głowa mnie boli, ale tak ogólnie to jest w porządku. A ty?
- Na pewno lepiej niż wtedy. Ale szczypie mnie strasznie tutaj- wskazałam na obojczyk.
Na to Harry przybliżył się do mnie i delikatnie pocałował pokazywane przeze mnie miejsce. Przez moje ciało przeszedł miły prąd, który wypełnił mnie od stóp aż po czubek głowy.
- Lepiej?- szepnął mi do ucha tym swoim uwodzicielskim głosikiem i popatrzył mi prosto w oczy.
- Może- przygryzłam dolną wargę, ale szybko odwróciłam wzrok.
Tak, kochałam go. Tak, ostatnimi czasy myślałam tylko o nim. Tak, chciałam czegoś więcej niż przyjaźń. Tak, bałam się mu o tym powiedzieć. Owszem, wyznał mi miłość, a teraz jeszcze TEN pocałunek, ale... Nie mam racjonalnego wytłumaczenia. Po prostu. Z Niallem było tak cudownie, a potem wszystko się rozwaliło, ponieważ moja genialna rodzina okazała się wcale nie być taką genialną i całe "uczucie" zniknęło. I boję się, że teraz też może się coś stać i BUM! Wszystko się rozsypie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Ej, Rose...- Harry pomachał mi ręką przed twarzą, na co automatycznie się ocknęłam i, aby pokazać, że jeszcze całkowicie nie zatonęłam w myślach, upiłam łyka ciepłej herbatki- Przepraszam...
- Za co?
- Za tamto- skinął głową na miejsce, na którym chwilę temu złożył pocałunek.
Nie odpowiedziałam nic, tylko uśmiechnęłam się blado.
- Poczekasz moment?- spytał i w błyskawicznym tempie wybiegł z mojego pokoju.
Po niecałej minucie wrócił z gitarą w ręku.
- A po co ci to?- zdziwiłam się.
On przysunął sobie krzesło z mojego biurka i klapnął na nim z instrumentem na kolanach.
- Przecież nie umiesz grać- popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Z miłości można nauczyć się wszystkiego- puścił mi oczko i zaczął wydobywać z gitary pierwsze dźwięki.
Well let me tell you a story
About a girl and a boy
He fell in love with his best friend
When she's around, he feels nothing but joy
But she was already broken, and it made her blind
But she could never believe that love would ever treat her right
But did you know that I love you? or were you not aware?
You're the smile on my face
And I ain't going nowhere
I'm here to make you happy, i'm here to see you smile
I've been wanting to tell you this for a long while

What's gonna make you fall in love
I know you got your wall wrapped all the way around your heart
Don't have to be scared at all, oh my love
But you can't fly unless you let ya,
You can't fly unless you let yourself fall

Well I can tell you're afraid of what this might do
Cause we got such an amazing friendship and that you don't wanna lose
Well I don't wanna lose it either
I don't think I can stay sitting around while you're hurting babe
So take my hand
Well did you know you're an angel? who forgot how to fly
Did you know that it breaks my heart everytime to see you cry
Cause I know that a piece of you's gone everytime he done wrong, I'm the shoulder you're crying on
And I hope by the time that i'm done with this song that I've figured out

Who's gonna make you fall in love
I know you got your wall wrapped all the way around your heart
Don't have to be scared at all, oh my love
But you can't fly unless you let ya,
You can't fly unless you let yourself fall

I will catch you if you fall
I will catch you if you fall
I will catch you if you fall
But if you spread your wings
You can fly away with me
But you can't fly unless you let ya,
You can't fly unless you let yourself,

What's gonna make you fall in love
I know you got your wall wrapped all the way around your heart
Don't have to be scared at all, oh my love
But you can't fly unless you let ya,
You can't fly unless you let

Yourself fall in love
I know you got your wall wrapped all the way around your heart
Don't have to be scared at all, oh my love
But you can't fly unless you let ya,
You can't fly unless you let yourself fall

I will catch you if you fall
I will catch you if you fall
I will catch you if you fall

 

If you spread your wings
You can fly away with me
But you can't fly unless you let ya,
Let yourself fall 

Skończył, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. To były chyba najpiękniejsze 3 minuty w moim życiu.
- Napisałeś piosenkę? Dla mnie?- zaczęłam w końcu, bo patrzył na mnie wyczekująco.
Kiwnął niepewnie głową, ale jakby trochę się rozluźnił. Sięgnął zdrową dłonią do kieszeni swoich spodni i wyjął z niej czerwone pudełko i podał mi je do ręki.
- Czy zostaniesz moją dziewczyną?- spytał lekko się rumieniąc.
Otworzyłam je. W środku był srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie serca.
- Słuchaj: wiem, że może nie tak to sobie wyobrażałaś. Wiem, że może powinienem zabrać cię gdzieś do jakiejś drogiej restauracji. Wiem, że może powinienem zaczekać. Ale ja nie mogę czekać, wiesz? Czekałem już długo! Rose, ja... Ja cię kocham. Potrzebuję twojej bliskości.
Wsłuchiwałam się w każde wypowiadane przez niego słowo i nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje.
 - Harry...
-  Jeżeli nie chcesz... Ja zrozumiem, poczekam, ale wiedz, że...
- Harry...- spróbowałam po raz kolejny mu przerwać.
-  Bo... Skoro czekałem już tyle czasu, to może jeszcze uda mi się poczekać, nie no... Nie ma sprawy...
- Harry!!!- ryknęłam, na co wzdrygnął się tak, że prawie spadł z krzesła- Tak! Zostanę twoją dziewczyną!
Popatrzył się na mnie z niedowierzaniem i wyglądał tak, jakby próbował przyswoić sobie wszystkie informacje. Loading... Loading... Loading... Loading...
- Serio?!- wrzasnął na cały dom, a w jego oczach dostrzegłam wesołe iskierki.
Uśmiechnęłam się i wyjęłam wisiorek z pudełka.
- Śliczny jest- szepnęłam.
- Nie tak śliczny jak ty- zapodał nieco obstukany już tekst, ale i tak był uroczy- Pozwól MOJA DZIEWCZYNO, że ci go założę.
I tym starym, indiańskim sposobem cały wieczór zleciał nam na całowaniu się, przytulaniu, rozmawianiu... I NICZYM WIĘCEJ (żeby nie było)!!!
***
Obudziłam się wczesnym rankiem, a obok mnie uroczo spał sobie Harry. Odgarnęłam mu loczki z czoła i pocałowałam go delikatnie w policzek. Nie mam pojęcia, jak to wszystko się stało. Cóż... Gdyby nie Liam w areszcie i liczne obrażenia na całym ciele (które na szczęście zaczęły się już goić) byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Przykryłam Hazzę kołderką i po cichu udałam się do łazienki, chwytając po drodze jakieś ubrania.Umyłam się, uczesałam, ubrałam i gotowa już zeszłam na dół. W kuchni nie było nikogo, więc zaparzyłam sobie kawę, zrobiłam kilka kanapek i usiadłam przy stole, w spokoju rozpoczynając konsumpcję śniadania.
Gdy skończyłam, wsadziłam brudne naczynia do zmywarki i ledwo zdążyłam to zrobić zeszła się hołota z moim chłopakiem (Awwwwwww... Jak to brzmi) na czele.
- Wiedziałem, że tak będzie!- krzyknął Lou, rzucając się na mnie- Zabrałaś mi moje kochanie, ale ci wybaczam.
Zaśmialiśmy się wszyscy, a Zayn poklepał Tomlinsona po plecach, po czym również do mnie podszedł i mnie przytulił.
- Gratuluję, młoda- odparł.
- Jestem od ciebie o rok młodsza, Malik- przypomniałam.
Machnął na mnie ręką i poszedł robić sobie płatki z mlekiem.
***
- Kochanie!- zawołał Loczek z kuchni, a już po chwili stanął obok mnie i Nialla w salonie.
- Tak?- rozległ się z góry głos Louisa.
- Nie ty!- upomniał go Hazz.
- Aaaaaaaaaaaaa- przeciągnął Lou, a ja zaczęłam wyobrażać sobie jego minę w tamtym momencie... Nie no- LIKE A BOSS!!!
Właśnie wtedy do Niallera zadzwonił telefon...
______________________________________________
Hej!
To na wstępie: Przepraszam za stan techniczny tego rozdziału, ale nie mam weny i jestem dość zmęczona.
Po drugie: Zgadujcie, kto dzwoni.
Po trzecie: Cieszycie się, że Hazza jest z Rose?
Po czwarte: Piosenka to Justin Bieber- Fall, ale na potrzeby bloga, jest to piosenka, którą napisał Harry dla Renesme.
Po piąte: Rozdział dedykuję Weronice i Zosi <3 Uwielbiam was, dziewczynki, ale przepraszam, że dla was taki słaby rozdział :(
Po szóste: Dziękuję, że czytacie moje wypociny!
Po siódme: Nowy rozdział, jak będzie 13 komentarzy :D
Po ósme: Kocham was najmocniej na świecie!
Kocia3ek