Liam wyciągnął mnie do jakiegoś parku. Wcale nie miałam ochoty tam z nim łazić, ani w ogóle robić niczego innego w jego towarzystwie, ale z drugiej strony nie było miejsca, do którego mogłabym wrócić, więc teoretycznie nie miałam za bardzo wyboru.
Po prawie godzinnym spacerku i rozmowach na każdy z możliwych tematów (nie wyłączając polityki i ulubionego koloru deski do prasowania), zmieniłam o nim zdanie. Chyba nawet go trochę polubiłam (?). Tak, to dziwne- Zoe Shadow kogoś lubi... Ale... Był miły, wygadany, inteligentny, zabawny... i nie mogłabym nie dodać, że do najbrzydszych też nie należał. Matko! O czym ja myślę? Takie cechy (ani właściwie żadne inne) nie miały dla mnie do tej pory większego znaczenia, ponieważ nie przebywałam zbyt często w towarzystwie innych osób.
Zaraz po dokładnym omówieniu ulubionych sklepów spożywczych, temat zszedł na inne zainteresowania i od razu zapytałam, czym się zajmuje...
- Ogólnie, to nauka, ale mam też własny zespół, co wiąże się z niańczeniem jego pozostałych członków i częstymi wizytami u psychiatry.- usłyszałam w odpowiedzi.
Wybuchnęłam szczerym śmiechem (nieczęsto mi się to zdarza) i zapytałam:
- A jakiż to zespół?
- Eee...Yyy... Hmm... To.... Emm... No... Bo... Eee...- Liam najwyraźniej zastanawiał się jak i czy w ogóle ma mi odpowiedzieć- To One Direction...- wystękał wreszcie.
- Aha... Coś mi świta...
Spojrzał na mnie, jakby moim ulubionym kolorem deski do prasowania okazał się różowy (czyt. jak na kosmitę), ale szybko zorientował się, że mówię całkiem poważnie i tylko uśmiechnął się nieśmiało, spuszczając głowę w dół i zaczął uważnie przyglądać się swoim modnym butom.
I właśnie w tej chwili stanął mi przed oczami obraz sweetaśnych dziewczyn z mojej szkoły w kiczowatych, różowiutkich bluzeczkach z podobnie kiczowatymi gazetami dla niedorozwiniętej, niedowartościowanej i niespełnionej życiowo młodzieży, w których nagłówek na okładce głosił "Nowa przyjaciółka zespołu ONE DIRECTION". Pod tym napisem znajdowało się zdjęcie mojego obecnego rozmówcy w towarzystwie pięciu innych idiotycznie wyglądających osób, wśród których był poznany mi już wcześniej (w przerażających okolicznościach) Lokers oraz jego jasnowłosa towarzyszka niedoli.
Zamarłam w półkroku, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w punkt na pniu pobliskiego drzewa. Dreszcz przebiegł mi po całym ciele, serce biło mi coraz szybciej i szybciej, już podeszło mi do gardła, już...
- Coś się stało?- jak przez mgłę usłyszałam zmartwiony głos Liama.
Zanim w pełni zrozumiałam treść jego pytania, minęło trochę czasu.
- Eee... Nic... Wszystko w porządku... Mmm... Czy... Może to głupio zabrzmi, ale... Czy znasz może takiego... No... Góra metr osiemdziesiąt... Kręcone włosy... Myśli, że jest wielką gwiazdą... Chyba jest u was w zespole... Jego imienia nie pamiętam... Taki głupi... Galaretka zamiast mózgu... Zresztą wygląda, jakby ją przedawkował... I taka jego przyjaciółka... Blondyna... Ładna... Nawet bardzo...
- Harry i Rose?- przerwał mój niesamowicie ambitny monolog.
- Eee... Chyba tak... Nie znam ich imion...- odparłam bez większych emocji, ponieważ jak najbardziej zależało mi na ich ukryciu. Ale nie możecie sobie wyobrazić, jak bardzo ucieszyła mnie ta informacja!
- A co? Znasz ich?
- Eee... Wydaje mi się, że tak... Czy... Może mógłbyś mnie do nich zaprowadzić?- zapytałam może trochę nieśmiało, ale jakoś nie chciałam się komuś właściwie obcemu wpierdzielać do chaty...
- Ymm...- Liam chyba nie był do końca przekonany co do mojej propozycji, ale jedno zalotne spojrzenie (które rzucałam zazwyczaj mojemu nauczycielowi matematyki, by wystawił mi chociaż 3 na semestr) wystarczyło, by rozwiać wszelkie jego wątpliwości. Rozpromienił się niczym sprzedawca pomidorów na naszym ulicznym kramie, gdy młodzież ze szkoły najdzie nagła ochota na zrobienie pomidorowej na środku chodnika, i cały w skowronkach poprowadził mnie na lotniskowy parking, gdzie stał jego drogi, lśniący "wóz".
- Panie przodem!- wykrzyknął otwierając mi drzwi pasażera, puszczając mi oko.
Osz ty w dupę! Chyba przełamałam spojrzeniową granicę między zalotnością, a "laską z burdelu"!
W samochodzie spędziliśmy około pół godziny, na miłej pogawędce o ulubionym gatunku ryby słonowodnej, po długiej i stanowczej wymianie zdań, zgodnie wybraliśmy NEMO ("inteligentnie" stwierdzając, iż jest taki gatunek).
W końcu zatrzymaliśmy się przed wielkim domem, którego śmietnik był co najmniej dwa razy większy (nie zdziwiło mnie to, w końcu mieszkało tu pięciu kolesi, podobno z zaburzeniami psychicznymi) niż klitka, w której spędziłam całe swoje dotychczasowe życie.
<OCZAMI RENESME>
Byliśmy w trakcie PARTY HARD... Wiecie... Największe hity, skakanie po stołach, drinki z soku jabłkowego i jakiegoś krupniku, czy czegoś (tzw. "japkowe martini"), darcie się na cały regulator i te klimaty...
I wtedy właśnie ktoś przekręcił zamek u drzwi. Chłopcy zamarli.
- Spokojnie, to tylko Liam... Nie przerywajcie sobie...- uspokoiłam moich żuli, którym nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
Jednak Liam nie był sam. Do salonu wkroczyła nieśmiało znajoma mi dziewczyna. Te same oczy, taki sam oryginalny ubiór i ten sam, smutny, lekko przerażony, ale uparcie powtarzający "Nie boję się! Jestem silna!" wyraz twarzy, który zapadł w mojej pamięci.
Serce zabiło mi mocniej, nogi zrobiły się jak z waty, rozejrzałam się w poszukiwaniu grupy towarzyszących jej w dniu naszego poznania dwumetrowych kryminalistów, ale nie było ich tu. Zadałam więc sobie w myślach pytanie, które miało mnie prześladować przez jeszcze długi czas: "Co ona tu do jasnej cholery robi?!".
____________________________________________
Hej, kicie!
Dzisiaj przecudowny rozdział 65, pisany wspólnie z JOSSIE... Od razu widać, że jest lepszy, prawda?
No... Ogólnie nie jest długi, ale po prostu musiałyśmy skończyć w takim momencie, ponieważ żaden inny nie wydał nam się równie odpowiedni...
Na stronie "BOHATEROWIE", na którą nie wiem, czy kiedykolwiek zaglądaliście, ale w każdym razie taka istnieje, pojawiła się nowa bohaterka, Zoe. Fotka nie jest zbyt odpowiednia, lecz wystarczy przypomnieć sobie jej opis i jakby "wyobrazić brakujące elementy na obrazku" i...gotowe! Smacznego! *Polecam- Ewa Wachowicz*
Kto pomoże mi zrobić najazd na Asieńkę i zadźgać ją na śmierć??? A oto powód moich zamierzeń: Dziki, głupi, kompletnie niepotrzebny konkurs!!!!!!!! :-/
I jeszcze jedna sprawa, drugi konkurs (bardziej dla mnie ważny, choć mniej popularny): Głosujcie na mojego bloga pod numerem 2!!! Pod numerem 3 jest Take Me Home, więc na niego też możecie!
Także BARDZO Was proszę o głosy, bo zależy mi choć na drugim miejscu!!!
^11 komentarzy=rozdział 66
Lovciam Was!!!
Kocia3ek
Hahaha...świetny!! "japkowe martini" <3 masz talent!!!!!
OdpowiedzUsuńTwój ukochany zarząd administracyjny ( PS to było jakieś dzikie, wiem)
Świetny rozdział <33
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;)
fajny roździał! byle do następnego! C:
OdpowiedzUsuńCudnyy :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://myzombielifee.blogspot.com/
Rozdział super i ze zniecierpliwieniem czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPS. Tak jak obiecałam informuje że na blogu
liv-and-one-direction.blogspot.com pojawił się nowy rozdział.
Zostałaś nominowana do Liebster Awards przez mojego bloga . Pytania tutaj : http://rockmebebe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAle to fajne *-* heheee . C: Pozdrawiam . c:
OdpowiedzUsuń