- Mamy dla ciebie- zaczął Loczek, ale kiedy dostał porządnego kuksańca w bok od Liama, poprawił się- Dla was- wskazał na Mulatkę, która w tej chwili nie poświęcała mu zbyt dużej uwagi, bo była zbyt zajęta wzdychaniem nad fantastycznymi kształtami zacieków na kafelkach w łazience (i tak nikt jej chyba nie słuchał)- niespodziankę.
W milczeniu czekałam na dalszą część wypowiedzi. Nie wiedziałam, czy mam się zacząć śmiać, czy płakać, bo po tych chłopakach można było spodziewać się wszystkiego. SERIO! Nie zdziwiłabym się, gdyby oznajmili, że zainwestowali w hodowlę kangurów i jedziemy do Australii się nimi opiekować. Tak już wpływają na ludzi i nic nie można na to poradzić.
- Za co to za niespodzianka?- zapytałam z zainteresowaniem.
- Jak ci powiemy, to już nie będzie niespodzianka, nieprawdaż, kochanie?- na twarzy Hazzy zagościł wielki banan.
- Podpowiem ci, że jest bardzo fajna- dodał Niall.
- I niespodziewana!- dopowiedział odkrywczo Louis.
Teraz zaczęłam się na poważnie zastanawiać nad tymi kangurami. Jestem przekonana, że byłoby ich stać na takie posunięcie.
- Wychodzimy za godzinę- dodał Liam i uśmiechnął się tajemniczo.
- Mam się jakoś przebrać, czy coś?- upewniłam się.
- Jak chcesz- wzruszyli ramionami, a ja poleciałam na górę i zamknęłam się w łazience z uprzednio wyjętym z szafy zestawem ciuchów.
Uczesałam na nowo włosy, bo moja fryzura uległa tajemniczemu zniszczeniu po zakupowym wirze szaleństw z Zoe Shadow w roli głównej, zrobiłam lekki makijaż (nie widziałam, co przygotowali) i ubrałam się w nieco cieplejsze rzeczy, ponieważ pogoda nieco się zmieniła od rana i było trochę chłodniej.
Opuściłam pomieszczenie, a w moim pokoju siedziała już ciemnowłosa i z wielkim zaangażowaniem ściągała wszystkie suszone i kolorowe rzeczy ze swojego łańcucha rowerowego. Kiedy skończyła, zawiesiła go sobie na szyi i uradowana przejrzała się w lustrze. Jeśli chodzi o jej ubiór... Cóż... Był znośny. Spodnie jak z komiksu, ale poza tym w normie. Jestem z niej taka dumna! Aż łza się w oku kręci...
- Schodzicie, czy nie?- krzyknął Niall z dołu- Bo już trochę głodny zaczynam się robić.
Zbiegłyśmy do nich. Oczywiście byli już gotowi i w czwórkę gnietli się w korytarzu zaraz obok drzwi, przepychając się tak, że co sekundę któryś rozpłaszczał się na drewnie lub lądował na podłodze.
- A Zayn?- spytałam, ignorując ich dziwaczne, choć jak najbardziej codzienne zachowanie.
- Co "Zayn"?- zapytał zdezorientowany Louis.
- Nie idzie z nami?- zdziwiłam się.
- NIE!- wrzasnął Liam.
- Zachowujecie się jak małe dzieci, wiecie?- stwierdziłam- Idę po niego.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Chciałam chociaż zaproponować mu, by wyszedł z nami. Czysta kultura, nic więcej! Zapukałam do jego pokoju i usłyszałam ciche "Proszę". Nacisnęłam klamkę i po kilku sekundach znalazłam się na środku pomieszczenia, tuż przed jego łóżkiem, na którym to siedział z jakąś książką fantastyczną na kolanach.
- Co robisz?- zaczęłam.
- Analizuję fenomen przypadkowej fluktuacji w czterowymiarowym kontinuum czasoprzestrzennym- odpowiedział ironicznie, nie podnosząc nosa znad lektury.
- Jestem pod wrażeniem- mruknęłam wymijająco- Chcesz z nami iść?
- Dzie?
- Nie wiem, gdzieś na pewno- uśmiechnęłam się- Chłopcy coś wymyślili.
- Nie mam ochoty.
- Daj spokój, fajnie będzie- nalegałam.
- Nie chcę!
- Zayn... Czyli rozumiem, że będziesz gnił tutaj cały czas i czytał to... coś... Zamiast iść z nami i dobrze się bawić?- podsumowałam.
- Tak, dokładnie- kiwnął głową- Z nimi to się na pewno będę niesamowicie bawił- odburknął sarkastycznie.
- Jesteście przyjaciółmi- przypomniałam- Poza tym... Jak się przewietrzysz, włosy będą ci się lepiej układały.
- Nie jestem w nastro... WŁOSY?! Gdzie są moje buty, Rose?!
Wiedziałam! Z triumfalnym uśmiechem opuściłam jego królestwo, informując go uprzednio, że dajemy mu 3 minuty i ani chwili dłużej.
- I co?- dopadł mnie Harry już na schodach.
- Poczekamy na niego parę minut. Idzie z nami- oznajmiłam, nie przestając się uśmiechać.
Miałam nadzieję, że się pogodzą i może zaczną ze sobą normalnie gadać, ale sądząc po dzisiejszym poranku nie liczyłabym na wiele... Chociaż... Oni są naprawdę nieprzewidywalni.
Malik zaszczycił nas swą obecnością już po minucie, co jest chyba jego nowym rekordem i muszę zapisać ten fakt w telefonie komórkowym.
Wpakowaliśmy się do naszego wspaniałego vana (oczywiście Louis za kierownicą) i wyjechaliśmy na niezbyt ruchliwe (dziwne, jak na tę godzinę) ulice Londynu. Siedziałam obok Harry'ego, więc wykorzystałam okazję i przytuliłam się do niego, układając głowę na jego torsie. Kątem oka dostrzegłam, że uśmiechnął się lekko, po czym poczułam jego dłoń na moich plecach. Przymknęłam na chwilę oczy, ale nie zasnęłam. Wsłuchiwałam się w rytmiczne bicie serca mojego chłopaka oraz niezidentyfikowane dźwięki "kłótni" Louisa i Liama, czy słuchamy teraz Britney Spears, czy Shakiry (swoją drogą przypuszczam, że za moment temat przejdzie na to, która z nich ma ładniejsze nogi, ale to takie moje osobiste spostrzeżenie). Za nami siedziała pozostała trójka. Niall oczywiście zajął miejsce między Zaynem i Zoe, bo ta dwójka pewnie by się pozabijała przy najbliższej okazji, i opychał się landrynkami, które znalazł na swoim siedzeniu (uznał to uprzednio za Dar Niebios i niemalże zaczął skakać z radości).
- Wysiadamy-mruknął Harry i pocałował mnie w czoło.
Niechętnie podniosłam się z mojej "poduszki" (spójrzmy prawdzie w oczy- jest MEGA wygodny) i nieco zmęczonym wzrokiem zbadałam widok za oknem; wielką, srebrną bramę całą w kolorowych balonikach z tabliczką, na której ręką jakiegoś pięciolatka namalowana była uśmiechnięta twarz klowna z wytrzeszczonymi gałami (zawsze się ich bałam, są dziwni... w sensie klowni, nie pięcioletnie dzieci).
Wygramoliliśmy się z samochodu i wzdychając rozprostowaliśmy kości.
- Cóż to jest?- zapytałam zaciekawiona.
- Wesołe miasteczko!- wrzasnął spostrzegawczo Niall, wpakowując ostatnie cukierki z paczki do ust.
- Widzę- odparłam- Ale przecież otwierają dopiero jutro rano.
- Niekoniecznie- uśmiechnął się Liam i zaczął grzebać po kieszeniach swoich rurek. Po chwili wyjął z jednej z nich pęk kluczyków i zabrzęczał mi nimi prosto przed twarzą.
Spojrzałam na niego jak na skończonego idiotę, ale szybko zorientowałam się, że mówi całkiem serio.
- Co wy wykombinowaliście?- stanęłam na przeciwko Nialla i Louisa, którzy (nie wiedzieć, czemu) właśnie oddawali się rozkoszy oglądania jakże przepięknych obłoczków na niebie.
- Patrz! Tam jest królik na rowerze z rewolwerem w małej łapce!- krzyknął Lou z zaangażowaniem.
- Nie! To jest wielki kucharz z tacą z pysznym czekoladowym tortem- Niall tupnął nogą tak mocno, że asfalt pod jego kończynami niemal uległ całkowitemu zniszczeniu.
Poczułam czyjeś dłonie na mojej talii, a zaraz po tym delikatny pocałunek w szyję. Podniosłam głowę do góry i popatrzyłam prosto w oczy mojego chłopaka.
- Niespodzianka- szepnął z głupawym, choć i tak bardzo uroczym, wyrazem twarzy.
- Wariaci- pokręciłam głową z rozbawieniem.
Liam podszedł do bramy krokiem modelki, a przynajmniej usiłował dojść w ten sposób, co za bardzo mu nie wyszło, ponieważ w połowie drogi, popisując się nadmiernie gracją swych odnóży, potknął się o niezawiązane sznurówki swych najnowszych butów i prawie wylądował twarzą na stalowych prętach.
Louis oderwał się na moment od podziwiania wspaniałej chmurki (moim zdaniem wyglądała ona raczej jak gigantyczna mrówka jedząca seler) i wybuchnął donośnym śmiechem. Wkrótce do niego dołączyliśmy, przez co chyba cała okolica będzie miała uraz do tego miejsca.
- Śmiejcie się, śmiejcie- powiedział z wyższością- Pogadamy, jak wam się coś takiego stanie.
Momentalnie spoważnieliśmy, a Daddy wsadził klucz do dziurki i przekręcił nim tak, że już po kilku sekundach staliśmy w środku wesołego miasteczka i rozglądaliśmy się z zaciekawieniem, badając wzrokiem każdy zakamarek tego miejsca.
- I rozumiem, że mamy teraz do tego wszystkiego nieograniczony dostęp, tak?- upewniłam się.
- Tak- wyszczerzył się Niall.
- Co na początek?- zapytał entuzjastycznie Louis, podskakując z radości jak mała piłeczka kauczukowa.
- TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM!- wydarł się Nialler, wskazując na ogromniasty diabelski młyn.
Nie wiedzieć, czemu, ale serce podeszło mi do gardła i głośno przełknęłam ślinę. Zawsze bałam się takich diabelskich młynów, bo bałam się wysokości, a to dziadostwo kręciło się tak wysoko, że MASAKRA!!!
Opanuj emocje, Rose...
Zanim zorientowałam się, że nie mam innego wyjścia, oni byli już w połowie drogi, więc musiałam przyspieszyć, by ich dogonić. Na szczęście udało mi się to na tyle szybko, że wyprzedziłam wlokących się Zayna i Zoe.
- Wie ktoś, jak to ustawić?- spytał Harry stając przed wielką "tablicą" z mnóstwem, przeróżnych, barwnych przycisków i dźwigni- Liam?
Brązowooki wzruszył ramionami na znak, że nie ma zielonego pojęcia i odsunął się trochę na bok.
Niall podbiegł do konsolety i nawciskał kombinację pierwszych lepszych guzików, jakie mu pod palce wpadły i ucieszony wpatrywał się, jak na kolejce zaczynają rozświetlać się różnokolorowe żaróweczki, a cała ogromna konstrukcja kręci się w kółko z prędkością godną żółwia.
- Ej, dobra, wskakujemy- zarządził Louis i jako pierwszy wepchał się do oszklonej w połowie kopuły.
Ruszyliśmy za nim. Niestety, nie wykazaliśmy się refleksem, gdyż dopiero po zamknięciu "drzwiczek" zorientowaliśmy się, że Zoe i Zayn zostali na dole.
<OCZAMI NARRATORA>
Zoe stanęła pod diabelskim młynem dopiero, gdy jej znajomi powoli wznosili się na wysokość trzech metrów. Przeklęła pod nosem. Po co czekała na tego Malika? Nie zna go, on nie zna jej... Ale mimo wszystko doskonale wiedziała, że nie darzy jej specjalną sympatią. Tutaj w ogóle nie wchodzi w grę słowo "sympatia". To jest zwyczajna nienawiść... W czystej postaci.
Zayn dowlókł się do niej i z naburmuszoną miną spojrzał w górę. Jego oczy spotkały się z bardzo niezadowolonymi, a może nawet smutnymi (?) oczami Liama. Nie zwrócił jednak na to uwagi, ponieważ rozważał właśnie opcję wejścia do jednej z kopuł wraz ze swą towarzyszką niedoli. Dostrzegł, że dziewczyna z zainteresowaniem przygląda się potężnej konstrukcji i wyraźnie widać było, że bardzo chce do niej wejść. Dlatego też zdecydował się na spełnienie jej "marzenia". Szurając podeszwami butów podszedł do Zoe i otworzył jej drzwi niczym największy dżentelmen.
- Panie przodem- mruknął z kaprysem i dał jej znak ręką, by weszła do środka jako pierwsza.
Kiedy drzwiczki się za nimi zamknęły, panowała chyba najbardziej krępująca cisza, jakiej którekolwiek z nich miało okazję doświadczyć. Nie robili jednak nic, by tą ciszę przerwać. Oboje zsunęli się po ścianie w najbardziej oddalonych od siebie rogach i zaczęli się w siebie wpatrywać.
Mulat przygryzł dolną wargę, jak to ma w zwyczaju robić, kiedy jest zdenerwowany i układał sobie w głowie, co by jej tu powiedzieć.
Powoli wjeżdżali na górę. Nie widzieli tego, ale czuli, jak delikatnie się podnoszą. Byli już na szczycie. Już mieli wracać na dół, kiedy nagle... BUM! Z czegoś na kształt lampy w samym centrum poleciały dwie iskry, jedna za drugą i zgasło światło. Maszyna gwałtownie się zatrzymała, zapewne powodując kilka niewielkich obrażeń na ich głowach, gdyż całkiem mocno uderzyli się o ogromniaste okna. Zauważyli, że na zewnątrz także wszędzie jest ciemno. Przynajmniej na terenie wesołego miasteczka, w którym teraz się znajdowali.
- Zajebiście- burknęli równocześnie, spoglądając na niedziałającą już żarówkę.
Oboje wyjęli swoje telefony komórkowe i na raz spojrzeli na ich wyświetlacze. Zoe od razu wystukała słówko "latarka" i po chwili zamiast tapety (którą było logo jej ulubionej kapeli hardrockowej) zapaliło się jaskrawe światło. Włączyła je i wyłączyła kilka razy, zawsze tak robiła, by... Poczuć się pewniej.
Mulatowi coś to przypomniało, ale powstrzymał się od komentarza. Nie chciał wyjść na jakiegoś opętanego świra.
Siedzieli tak jeszcze w ciszy, jednak ciemnowłosej zaczęła ona doskwierać i postanowiła zacząć temat, na który tak bardzo chciała porozmawiać z Zaynem.
- Dlaczego ty mnie tak nie lubisz?- zapytała.
- Nie ufam ci- mruknął bez zastanowienia.
- Ale co ja ci zrobiłam?- dociekała.
- Wystarczy, że jesteś- odparł szybko.
I znowu nastała cisza... Tylko, że ta cisza była dużo bardziej irytująca niż ta na samym początku. Zaczęli w tym samym czasie wystukiwać palcami ten sam rytm. I nie, nie była to żadna popularna piosenka, lecąca w każdym radiu... To była...
- Skąd to znasz?- spytali równocześnie, po czym zaśmiali się głośno.
- Dobra, ty się tłumacz pierwszy- zachęciła go dziewczyna, przybliżając się do niego nieznacznie.
Automatycznie przestał się uśmiechać. Przypomniały mu się wszystkie wydarzenia, które miały miejsce tamtego dnia. To był prawdopodobnie najgorszy dzień jego życia.
<Dwanaście lat wcześniej>
Niewysoki, ciemnowłosy chłopiec wrócił do domu w towarzystwie dwóch sióstr. Najstarsza z nich, dziewięcioletnia szatynka założyła tylko cieplejszą bluzę i pobiegła bawić się z koleżankami na podwórku. Rodzice pojechali do szpitala, ponieważ ciężarna matka trójki dzieci musiała przejść ważne badania. Pozostała dwójka usiadła na kanapie przed telewizorem w celu obejrzenia najnowszego odcinka ich ulubionej kreskówki. Rozległ się dźwięk stacjonarnego telefonu. Siedmiolatek zerwał się z miejsca i podbiegł do odbiornika. Podniósł słuchawkę, w której od razu usłyszał głos swojej najlepszej przyjaciółki. Zapraszała go, aby przyszedł zagrać z nią w nową grę planszową w ich domku na drzewie. Zgodził się bez namysłu i zostawiając młodszą o rok siostrę samą, wyszedł z domu. Dużo razy tak robił i nigdy nic się nie działo, więc dlaczego teraz coś miałoby się stać?
Pobiegł w dobrze znane mu miejsce oddalone od domu o niecałe 700 metrów. Zwinnie wdrapał się do domku po chwiejącej się drabince. W środki zastał swoją znajomą. Siedziała na zakurzonej podłodze i ustawiała figurki na kolorowej planszy. Przywitał się z nią wymyśloną przez nich pewnego wieczoru rytmiczną rymowanką, po czym zajął swoje miejsce i zaklepał niebieskiego pionka. Dziewczynka nadęła policzki, ale wiedziała, że ze starszym nie ma się co kłócić i podała mu kostkę do gry.
***
Przez niewielkie okno w domku na drzewie doskonale widział wszystko, co działo się teraz w jego domu. Nie wiedział, o co chodzi, ale naprawdę się bał. Jego przyjaciółka miała to głęboko gdzieś. Wolała w najlepsze zabawiać się w ekstremalną barbie (właśnie była w trakcie farbowania włosów lalki tak, by wyglądała na EMO). Ale on obserwował...
Na początku do domu weszli rodzice. Ucieszyło go to, przynajmniej siostra nie będzie siedziała całkiem sama. Jednak potem... Wszystko zaczęło się komplikować i sam pogubił się w całej sprawie. Na jego podwórku pojawiło się pięciu mężczyzn, wśród których rozpoznał tatę swojej koleżanki. Tachali ze sobą wielkie wory najróżniejszych rzeczy, a jeden z nich miał całe ręce w jakiejś czerwonej mazi. Potem... Potem leciało już z górki. Policja, pościg, strzelanina. Przez chwilę miał wrażenie, że jest w jakimś filmie akcji, które tak bardzo lubił oglądać jego tata podczas niedzielnych wieczorów.
***
Na zewnątrz było już ciemno. Nabuzowany po pięciu przegranych rundach, a jednocześnie podekscytowany tym, co udało mu się zobaczyć, chłopiec, szedł w stronę domu, kopiąc, już od pięciu minut, ten sam, duży kamień. Bardzo nie lubił przegrywać, a tym bardziej z NIĄ. Przecież była TYLKO dziewczynką!
Wparował do salonu, ale przez chwilę wahał się, czy to na pewno jest jego dom. Kanapa cała w strzępach, widać było tylko kawałki białych desek i trochę pierzu oraz sprężyn; porozbijane naczynia, szklane szyby w niektórych meblach i najgorsze- wielki, czarny wór na samym środku pobojowiska.
- Mamo?!- zawołał- Tato?! Ellie? Doniya? Hallo?
Ominął spalony dywan i pobiegł na górę, do sypialni rodziców. Zastał tam starszą siostrę, która siedziała na łóżku z kocem na głowie i łkała w poduszkę.
- Gdzie rodzice?- zapytał.
- Nie wiem- pociągnęła nosem- Chyba... Nie wiem... Mówili, że za chwilę przyjedzie babcia, ale... Ja...
Tym razem rozpłakała się już na dobre. Ledwie łapała oddech. Chłopiec podszedł do niej, wdrapał się na ogromny materac i objął ją. Siedzieli tak razem, oboje płakali, choć nie do końca wiedzieli, dlaczego...
***
Siedmiolatek zobaczył przez okno "zestaw" świateł. Cztery krótkie, cztery długie... Niby nic to nie znaczyło, ale on doskonale wiedział, że to sygnał. Przykrył kołdrą siostrę, która zasnęła kilka minut temu i otarł jej mokre jeszcze łzy z policzka, a sam zleciał na dół i jak poparzony pobiegł w kierunku źródła światła- domku na drzewie. Po raz kolejny tego dnia wdrapał się na górę i po raz kolejny zastał w nim swą przyjaciółkę. Siedziała skulona z rozciętą wargą. Obok niej stała torba, być może większą niż ona sama.
- Co ty tu robisz?- zaczął- Leć do tatusia, kryminalistko. Wiem, co zrobił! Skrzywdził Elli, jestem przekonany! I ty pewnie jesteś taka sama, jak on! Wszystko widziałem!- wrzeszczał- Nienawidzę cię!!!
Popchnął ją z całej siły, a sam wyskoczył na zewnątrz i pobiegł z powrotem do domu.
<OCZAMI NARRATORA>
- Zabili ją- zakończył- Zabili moją młodszą siostrę.
________________________________________
Cześć!
Dziś taki w miarę długi rozdział.
JOSSIE- nie skończyłam w takim momencie, w jakim chciałaś, ale to przez to, że nie miałam już czasu więcej dopisać.
Nie wiem... Podoba wam się? Ja tam nie wiem... Nie zdążyłam tego nawet przeczytać, więc za błędy ortograficzne, językowe, interpunkcyjne.... PRZEPRASZAM!!!
Natomiast tak... Jest wspaniała zakładka: IMAGINY, którą stworzyłam dzięki Cieszy Fejsowi (pozdrawiam).
Bardziej się nie rozpisuję, ale wiedzcie, że was kocham...
Kocia3ek