Kiedy stało już na stole w całej swojej doskonałości, kazałam mu podnieść powieki. Na samym początku wlepił wzrok w kartonowe opakowanie i gapił się tak przez pół minuty, po czym poszedł na żywioł, zdzierając z niego kolorowy papier.
Na pokrywce starannym pismem Zayna, napisane było: "Podstawowy zestaw Payne'a", co niezwykle solenizanta rozbawiło i musiała minąć chwila, zanim się otrząsnął i wrócił do prezentu. Teatralnie otworzył wieko. Na pierwszy ogień poszedł ogromniasty widelec. Chłopak uśmiechnął się lekko i spojrzał na każdego z nas z miną "Bardzo zabawne". Odłożył sztuciec na bok (oczywiście zaraz został on przywłaszczony przez Horana i użyty do konsumpcji tortu, choć był on ze dwa razy większy od blachy, na której on leżał) i ponownie dał nura do wnętrza pudła. Tym razem w ręce wpadła mu zapakowana w przezroczystą folię kolekcja filmów Disney'a. Spędził jakiś czas na wzdychaniu nad grafiką jednego z nich, po czym je również ułożył na brzegu stołu, postanawiając, że musimy obejrzeć choć część z nich dzisiejszego wieczoru.
- To był pomysł Zoe!- krzyknęłam, gdy rozanielony prawie odrywał się od podłogi, widząc całą resztę przygotowanego przez nas prezentu.
Uśmiechnął się do niej od ucha do ucha, ona natomiast spojrzała na mnie z miną "WTF?", co natychmiast pozwoliłam sobie zignorować i wzięłam się za pomoc Niallowi w wyciąganiu widelca z ust. Jak ten chłopak go tam wcisnął, ja się pytam?!
- Dobra!- sielankę przerwał Louis, którego najwyraźniej znudziło obserwowanie gołąbeczków (czyt. Liama i Zoe)- Zayn, czyń honory i zanieś pudełko na górę, do pokoju Liama... A potem przenosimy naszą dżamprezkę na podwórko!!!
***
Jak powiedzieliśmy, tak zrobiliśmy. Już po niecałych dziesięciu minutach w piknikowym nastroju rozpalaliśmy grilla na zewnątrz. Właściwie to Eleanor rozpalała i próbowała nauczyć Louisa, jak dobrze ułożyć drewno i węgiel, by ogień dłużej się palił.
- Rose, Zoe, idźcie do kuchni po jakieś mięcho- zarządził Niall, kończąc drugą paczkę chipsów- Głodny jestem, wiecie?
- To może ruszysz te swoje cztery litery i sam pójdziesz?- zaproponował Harry.
- Miejsce dziewczyn jest w kuchni!- dumnie stwierdził nasz farbowany filozof.
- Tak, na krześle z nogami na stole i rękami pod głową, przyglądając się, jak facet gotuje im pyszny obiad- uściśliła Zoe, ale zgodnie uznałyśmy, że nie mamy niczego lepszego do roboty i powlokłyśmy się w stronę domu.
- Dlaczego powiedziałaś mu, że ten prezent i ogólnie impreza to był mój pomysł?- zapytała na wstępie, wyjmując ketchup z lodówki.
Na początku skomentowałam to zwyczajnym milczeniem.
- Przecież obie wiemy, że to wszystko wymyślił Louis. My tylko pomagałyśmy- dodała.
- Wiem- mruknęłam wymijająco.
- Ale czemu?- dociekała.
- Czy
ty naprawdę nie widzisz, że on cię kocha?- zapytałam chyba zbyt
głośno, przez co prawie upuściła sztućce na podłogę.
- O
czym ty mówisz, co?- spojrzała na mnie jak na idiotkę, a wtedy ja
także spojrzałam na nią jak na idiotkę, bo naprawdę nie
dowierzałam, że jeszcze tego nie zauważyła.
- Proszę cię, Zoe- zaczęłam- Liam sporo przeszedł, teraz jeszcze bardziej się to wszystko pokomplikowało i...
- Rose, do czego zmierzasz?- przerwała mi.
-Odpuść trochę z tym Zaynem. Ja naprawdę się cieszę, że jest między wami OK, ale przystopuj odrobinę... Przynajmniej na razie...- poprosiłam.
- Po kilkunastu latach spotykam przyjaciela z dzieciństwa, a ty mi mówisz: "przystopuj"?!- wrzasnęła, posyłając mi kpiące spojrzenie- Ty sobie żartujesz?
Zawiesiłam
się na moment, nie rozumiejąc zupełnie nic z tego, co przed chwilą
powiedziała. A czułam, że powinnam o tym wiedzieć, więc
oczywiście od razu musiałam się o to dopytać.
- Nie
chcę ci się spowiadać- mruknęła z kaprysem. - Ale... Zoe...- nalegałam.
Dziewczyna
pokręciła głową z niedowierzaniem, lecz posłusznie zajęła
miejsce przy stole, odkładając uprzednio opakowanie jakiejś
przyprawy do grilla na stos czystych talerzy. Ja natomiast klapnęłam
na przeciwko niej i z wyczekiwaniem patrzyłam prosto w jej czarne
oczy.
- Zayn
i ja byliśmy... Przyjaciółmi... Bardzo dobrymi zresztą-
uściśliła- Wszystko robiliśmy razem... Wiesz graliśmy w klasy,
rzucaliśmy się śnieżkami w zimie... Na pozór idealnie. I
rzeczywiście... Na początku właśnie tak było... IDEALNIE... Ale
potem...- głos jej się złamał, a po jej policzku spłynęła
jedna, dyskretna łza- Potem mój ojciec zrobił coś, czego NIGDY
mu nie wybaczę.
Z
zainteresowaniem wsłuchiwałam się w każde jej słowo, starając
się przyswoić jak najwięcej szczegółów z jej opowieści. Nie
zapowiadało się to za dobrze, lecz przez całe życie
przyzwyczaiłam się do różnych chorych i niekoniecznie miłych
sytuacji, tak więc myślałam, że niczym mnie już nie zaskoczy.
- On...
Zabił jego siostrę, rozumiesz to?- zapytała, starając się za
wszelką cenę utrzymać kamienną twarz.
Ta
informacja uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Naprawdę... W
głowie układałam sobie różne scenariusze... Nie wiem...
Wyprowadzili się z kraju, wyjechali na dziesięcioletnie wakacje,
jej ojciec obrabował bank... Ale nawet przez chwilę nie pomyślałam
o czymś takim. Doszłam do wniosku, że ta dziewczyna jest jednak
biedna... W oczach zbierało mi się coraz więcej łez i lada chwila
wybuchnęłabym płaczem. Wstrząsnęło mnie to. Nie miałam
zielonego pojęcia, że Zayn miał jeszcze jakąś siostrę...
Z
rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk czyichś kroków.
Odwróciłam
głowę w tamtym kierunku i gdyby nie to, co przed sekundą
usłyszałam, zaczęłabym śmiać się jak jakiś niezrównoważony
psychicznie człowiek (którym, jak tak głębiej się przyjrzeć,
chyba jestem). Harry stał z miną POKERFACE z jedną nogą w pudełku
po torcie, po czym wyjął ją, demonstrując nam swój lukrowany
bucik.
- Kurdzieńdobryjestem...!!!-
krzyknął, najprawdopodobniej usiłując zatuszować swoją
głupotę, co (powiedzmy sobie szczerze) raczej niespecjalnie mu się
udało- Widzę piknikowy nastrój, dziewczynki!
Puknęłam
się otwartą dłonią w czoło i kątem oka spojrzałam na Zoe, która
ledwie panowała nad swoimi łzami. I warto dodać, iż nie były to
bynajmniej łzy szczęścia...
- Harry,
kocie... Nie chcę nic mówić, ale trochę się pogrążasz-
zauważyłam i pakując mu miskę kiełbasy, wyrzuciłam go na
zewnątrz, by dostarczył ją reszcie.
Podałam
Zoe chusteczkę higieniczną.
- Idziemy?-
zaproponowałam, chwytając część pozostałego "prowiantu".
Kiwnęła
niechętnie głową i powlokła się za mną. Ledwie wyszłyśmy na
podwórko, już zostałyśmy z powrotem wysłane do kuchni, żeby
wyjąć piwo z lodówki, gdyż naszego przecudnej urody Zayna Malika
naszła nagła ochota na "coś mocniejszego".
Gdy
już dumnie zasiadłyśmy na drewnianych krzesełkach przy stole wraz
z całą resztą, na dobre rozpoczęła się balanga. Dziwię się,
że ta przemiła sąsiadeczka z naprzeciwka jeszcze się nie
pojawiła, ale obstawiam, iż jeśli tylko byłaby w domu, z
pewnością złożyłaby nam niejedną wizytę. Pewnie pojechała
gdzieś niańczyć jakieś wnuki, czy coś w ten deseń... Zresztą...
Czym ja się teraz przejmuję?
***
Po
mniej więcej trzech godzinach rozmawiania o ulubionym smaku lodów,
komplementowania nowych butów Malika, słuchania najnowszych
przebojów jazzowych (podziękujmy wyrafinowanym gustom muzycznym
Eleanor), tańczeniu niezidentyfikowanych tańców godowych plemion
starożytnych, obżerania się tłuszczem i cholesterolem oraz
oczywiście wypiciu połowy zapasów alkoholu, Zoe oznajmiła, iż
źle się czuje i nie ma najmniejszej ochoty, aby nadal przebywać w
naszym towarzystwie. Mina Liama w tamtym momencie mówiła sama za
siebie, jednak pozwolił jej na oddalenie się. Ja natomiast nie
garnęłam się do udzielenia jej takowej zgody, więc pobiegłam za
nią, żeby ją zatrzymać. Po drodze potykałam się o własne nogi,
bo tak już działają na mnie napoje procentowe i nic na to nie
poradzę.
- Zoe!-
darłam się- Poczekajże, zacna dziewojo!
Nawet
się nie odwróciła, tylko dalej biegła do mojego pokoju. Ona...
Cóż... Ona za wiele nie wypiła, także chyba jakąś tam trzeźwość
umysłu zachowała... Ale w sumie ja też... Nie no dobra, kogo ja
oszukuję?! Ja byłam tak wstawiona, że ledwo pamiętałam moje
imię. Mimo to doskonale wiedziałam, jaka jest moja misja (i nie,
nie chodziło mi wtedy o dotarcie na nieznaną ludzkości planetę)!
- Zoe,
weź... Idź tam. To są urodziny Liama!- poprosiłam.
<OCZAMI
LIAMA>
Cóż,
trzeba przyznać, że to ja byłem najbardziej... Myślący z całego
towarzystwa, dlatego też to mnie przypadł zaszczyt pilnowania Rose.
Harry mnie o to poprosił, gdy zobaczył, jak prawie zabiła się o
próg przy drzwiach do domu. On sam poleciał jej na ratunek, ale nie
był lepszy, bo wywinął orła już na trawniku, tak więc niczym
największy dżentelmen wyznaczył mnie jako swego zastępce, po czym
zaliczył niewielki zgon.
Podszedłem
pod drzwi pokoju Rose (i teraz też Zoe).
- Nie
będziecie mi ustawiać życia! Ja rozumiem, że to jego urodziny,
ale chyba mam prawo gorzej się poczuć, tak?- wrzeszczała
ciemnowłosa- Poza tym żaden laluś nie będzie mnie ograniczał.
Przecież się nie popłacze, jak mnie nie będzie, mam rację? A
nawet jeśli, to mam to głęboko gdzieś! Podobnie jak jego
całego!!!
Poczułem
się jakoś tak... Źle... Ba! OKROPNIE. W gardle stanęła mi wielka
gula i nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. Może to i lepiej,
bo i tak nie wiedziałbym, co.
Stać
było mnie tylko na to, by uciec... Do mojego pokoju, ponieważ dalej
raczej nie dotarłbym w takim stanie.
Kiedy
tylko opadłem na łóżko, rozległ się dzwonek mojego telefonu
komórkowego. Zignorowałem ten fakt, jednak osoba dzwoniąca
najprawdopodobniej oczekiwała śmierci, bo ani myślała przestać
się dobijać. Westchnąłem głęboko i podniosłem się z miękkiego
materaca, chwytając leżące na jednej z półek urządzenie. Udało
mi się odebrać, gdy melodyjka dochodziła końca, więc
uśmiechnąłem się sam do siebie na tę myśl i mruknąłem jakieś
"cieplutkie przywitanko".
Nie
miałem nastroju, żeby rozmawiać z jakimkolwiek ina tym
świecie, ale co ja mogłem na to poradzić?
- Liam?-
usłyszałem po drugiej stronie słuchawki. - Ta- burknąłem od niechcenia.
To,
co potem usłyszałem niemalże zwaliło mnie z nóg...
__________________________
Siema, bejbeczki!
Co tam u Was?
Słuchajcie, coś mi z komentarzami się pogorszyliście, także muszę podjąć radykalne środki i... 17 komentarzy= NOWY ROZDZIAŁ!!!
I to byłoby tyle :D
Mam nadzieję, że Wam się ten rozdział spodobał (choć mnie się nie spodobał)...
I teraz zgadujcie, kto i dlaczego zadzwonił do Liama?!
Kocia3ek